- Nosz ja
pierdolę! – warknął Shirai, wparowując do biura dziewiątego oddziału. – Nie ma
go. 
            - A ciocia
Setsuko ostrzegała, że mamy go pilnować – westchnęła Itsuko, patrząc na
ukochanego, który przed chwilą obleciał cały oddział w poszukiwaniu kapitana,
któremu służyli od kilku tygodni. – Może w oddziale 10?
            - Mam iść?
– zapytał Shirai, a dziewczyna wzruszyła ramionami. 
            - Może
idźmy oboje. Bez niego i tak nic nie zdziałamy. 
            - Jak on
się w ogóle wymknął, chuj jeden?
            - Yuki z
grupy czwartej coś ode mnie chciała. Wyszłam na moment, a gdy wróciłam, to już
go nie było. 
            - Dobra,
to chodźmy – mruknął Shirai i oboje zniknęli w shunpo, kierując się do oddziału
10. 
            W bramie
przywitał ich Shun, który właśnie dokądś szedł. 
            - Och! Pani
vice kapitan Tomori – powiedział z błyskiem w oku. – I trzeci oficer Inukami. Witam
w skromnych progach oddziału 10. 
            - Dziękujmy,
trzeci oficerze Abarai – zaśmiała się Itsuko. – Jest u was może nasz kapitan? 
            - A jest.
Właśnie miałem po was iść, bo Toshiro wkurza się, że nie może pracować.
            Itsuko
westchnęła ciężko. 
            -
Wiedziałam, że z kapitanem Ichimaru nie będzie łatwo, ale nie sądziłam, że aż
tak. Chyba łudziłam się, że da nam fory, chociaż na początku. 
            - A zamiast
tego ten dziad wykorzystuje fakt, że te obowiązki są dla nas nowe i nie
potrafimy go upilnować w tym bajzlu – dokończył za nią Shirai. 
            - Chodźcie,
bo jak otworzą wino to w życiu się go stąd nie pozbędziemy – powiedział młody
Abarai i poprowadził przyjaciół do gmachu oddziału 10. 
            Cała
trójka zjawiła się w gabinecie w shunpo, bo drzwi i tak były otwarte, żeby „odetchnąć
świeżym powietrzem”, jak to powiedział Ichimaru. 
            -
Kapitanie – powiedziała Itsuko, łapiąc się pod boki. – Wszędzie cię szukaliśmy.
Wracamy do oddziału. Cały stos dokumentów czeka na podpisanie. 
            - Ale ja
nie chcę – mruknął Gin, spoglądając tęsknie w stronę śmiejącej się Rangiku. 
            - Nic nie
poradzisz, zabawa się skończyła. 
            - Jeszcze
pięć minut. Idźcie, niedługo do was dołączę. 
            - Już my
znamy to twoje pięć minut kapitanie – zdenerwowała się Itsuko. – Idziemy teraz
albo potraktuję cię En Shoku. 
            - Idziemy –
zawarczał Shirai, łapiąc swojego dowódcę za szmaty. – Już nam, kurwa, nie
zwiejesz. 
            I tak cała
trójka opuściła budynek. Itsuko jedynie ukłoniła się przed wyjściem,
przepraszając za zamieszanie. 
            - Gin
wygląda na szczęśliwego – stwierdziła z uśmiechem Rangiku, patrząc jeszcze za
swoim mężem. – Martwiłam się, odkąd usłyszałam, że Shuhei ma zostać kapitanem
Trójki, ale chyba niepotrzebne. 
            - Wszyscy
jesteśmy szczęśliwsi ostatnio – stwierdził Toshiro, na moment spoglądając na
widniejącą na jego palcu obrączkę. – Wygraliśmy wojnę i choć długo byliśmy pogrążeni
w żałobie, wreszcie nadszedł czas pozytywnych zmian i odbudowy. Wreszcie zapanował
pokój, choć nasza praca się nie kończy – dodał, spoglądając wymownie na
kobietę. – Więc bierz się za raporty, Matsumoto. 
***
            - Wzywałeś,
kapitanie – powiedział Hiroya, wmaszerowując do gabinetu. Shuhei uśmiechnął się
do niego niemrawo. Wciąż nie przywykł do tego, że wszyscy mówią do niego „kapitanie”.
– Coś się stało?
            - Właśnie
była u mnie Yachiru – oznajmił Hisagi, gestem dłoni wskazując Kuchikiemu, żeby
sobie usiadł. – Jak wiesz wiele oddziałów uzupełnia swoje struktury i obsadza puste
stanowiska, tak jak zasugerowała Setsuko.
            - Tak…
            - Yachiru
przyszła mnie poprosić, abym zgodził się na przeniesienie Ayane do jedenastego
oddziału – powiedział w końcu Hisagi, a Hiroya zmarszczył brwi. – Za jej namową
kapitan Zaraki zgodził się przyjąć Ayane i nawet zaproponować stanowisko
trzeciego oficera. 
            - No
dobrze, ale w takim razie, dlaczego ja tu jestem? – zapytał Hiroya. – To chyba
Ayane powinna dowiedzieć się o tym pierwsza. 
            - Yachiru
poszła już do niej, aby złożyć jej tą propozycję. Przyszła wcześniej tutaj, aby
zapytać, czy zgodzę się na jej przeniesienie. 
            - I?
            Shuhei
wzruszył ramionami. 
            - No,
zgodziłem się. Myślisz, że Ayane przystanie na tą propozycję?
            - Czemu
miałaby nie. To dla niej ogromna szansa, zresztą pamiętam, że kiedyś bardzo
chciała dostać się do Jedenastki. 
            - Racja.
Nadal nie rozumiem jednak, co to ma do mnie. 
            - Już
mówię – roześmiał się Hisagi. – Nie wezwałem cię tutaj, żeby rozwodzić się nad
awansem Ayane, choć nie ukrywam, że jestem z niej bardzo dumny. 
            - Ja też. 
            - Sęk w
tym, że i ja potrzebuję trzeciego oficera. Pierwotnie planowałem dać to
stanowisko Katakurze, ale jak się okazało, dostał ofertę, aby zostać vice
kapitanem Piątki – wyjaśnił. – Uważam, że zasłużył na ten awans, więc nie mogę
na siłę go tu trzymać. Dlatego chciałem zaproponować to stanowisko tobie –
dodał. – Zaraz po Asuce, jesteś moim najbardziej uzdolnionym podwładnym.
Zresztą porucznik Koji również poparł ten pomysł. Co ty na to?
            - To dla
mnie ogromny zaszczyt – oznajmił Hiroya. 
            - Żeby
było jasne, nie proponuję ci tego ze względu na twój ślub z Ayane. Nie
chciałbym, żeby ktoś podejrzewał mnie o coś takiego. Uważam po prostu, że sobie świetnie poradzisz. 
            - Dziękuję.
Dam z siebie wszystko, aby udowodnić, że w pełni zasłużyłem na tą szansę. 
***
            Corrien
westchnęła ciężko, prostując się w fotelu i popatrzyła na skupioną na pracy
Rukię i porządkującą teczki Kazumi, która została mianowana trzecim oficerem
przez kapitana Ukitake na kilka dni przed swoim ślubem z Toshiro. Wciąż nie
mogła uwierzyć, jak wiele się zmieniło. 
            Niedawno
sama wyszła za mąż i teraz mieszkała ze swoim ukochanym. Powoli oswajała się z
nowymi obowiązkami, choć czasem wciąż sprawiały jej trudności. Na szczęście
mogła wtedy liczyć na wsparcie Rukii, z którą przyjaźniła się od lat. 
            - Coś się
stało, Corrie? – usłyszała i popatrzyła na Rukię. – Potrzebujesz pomocy?
            - Nie.
Przepraszam, zamyśliłam się. 
            - Jeśli jesteś
zmęczona, zrób sobie przerwę – powiedziała Rukia, uśmiechając się ciepło. –
Pracowałaś ciężko przez ostatnie kilka godzin.
            - Nic mi
nie będzie. 
            - Przyniosę
herbaty – zaproponowała Kazumi, podnosząc się ze swojego miejsca. – Zielona? –
zapytała, spoglądając na Shiroyamę, po czym zwróciła się do Rukii. – I malina?
            - Dokładnie.
            - Tak – przytaknęła
Corrien. – Dziękuję. 
            Kazumi shunpnęła
z gabinetu. Chwilę później powróciła z tacą. Najpierw podała herbatę swojej
nowej kapitan, a dopiero potem jej zastępczyni. 
            - Sobie
nic nie zrobiłaś? – zapytała Corrie. – Nie mów, że zapomniałaś. 
            - Nie.
Zbliża się pora lunchu, więc zamierzałam iść do Dziesiątki – oznajmiła Kazumi,
szczerząc radośnie zęby. – Toshiro obiecał mi, że zjemy dzisiaj razem lunch.
            - To
właściwie nie jest wcale zły pomysł. Może powinnam odwiedzić Izuru – zamyśliła się
Corrien i spojrzała niepewnie na Rukię. 
            - Nie
patrz tak na mnie, tylko idź – roześmiała się kobieta. – To ty jesteś
kapitanem. Nie możesz ciągle pytać mnie o zgodę. 
            - Być
może, ale wciąż nie wszystko umiem sama zrobić. Nie chcę, żebyś musiała zostać
po godzinach, tylko dlatego, że się obijałam. 
            - Nie
martw się. Gdy ma się taki staż małżeński jak ja, człowiek aż tak się nie spieszy
do domu. 
            - Coś nie
tak z wujkiem Renjim? – zapytała Kazumi. 
            - Nie.
Wszystko jest w porządku. Gdy byliśmy w waszym wieku, też nie mogliśmy się bez
siebie obejść. Nadal się kochamy, ale nie czujemy potrzeby, żeby spędzać ze
sobą każdą wolną chwilę.
            - Ciekawe,
czy kiedyś dojdziemy z Izuru do takiego stanu?
            - Pewnie
nieprędko, zanim zdążycie nacieszyć się sobą i rodziną  - odparła Rukia. 
***
- Gratuluję, Setsuko – usłyszała, stojąc w swoim gabinecie
i wpatrując się w rozciągające się w dole białe miasto shinigami. – W ciągu
dwóch miesięcy swoich rządów zdziałałaś więcej, niż Shunsui zrobił przez pół
roku. 
- Być może, ale oboje dobrze wiemy, że kapitan Kyouraku wolał
zostawić to mi, z nadzieją, że obudzę się ze śpiączki. 
- Wiemy też, że wcale nie miał ochoty tego robić, gdybyś
się nie obudziła.
Odwróciła się do swojego gościa i uśmiechnęła się. 
- Napijesz się czegoś, kapitanie Ukitake?
- Nie, dziękuję – odparł. – Przyszedłem jedynie z krótką
wizytą. Pozwoliłem sobie oddelegować Ayasegawę, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
- Coś się stało? – strapiła się Setsuko, siadając za biurkiem.
– Jeśli masz jakieś obiekcje, co do mojej pracy, powiedz mi proszę. Zrobiłam, co uważałam
za słuszne, ale wiem, że nie jestem nieomylna. 
- Nie. Nie przyszedłem tu, aby cię krytykować. 
- Jesteś moim doradcą, kapitanie Ukitake. Liczę, że szczerze będziesz wyraził
sprzeciw w sprawach, w których się ze mną nie zgadzasz.
- Nie, przyszedłem raczej wyrazić podziw dla twoich
osiągnięć - odparł Juushiro. - Poza tym nie jestem już kapitanem.
Setsuko zmarszczyła brwi. Pomimo wieloletniej przyjaźni z Ukitake
oraz jego miłych słów, nie do końca podobał jej się ton tej rozmowy. 
- Więc w czym rzecz?
- Wraz z twoim objęciem tego stanowiska zarówno Gotei jak i
całe Soul Society wkroczyło w nową erę. Nasze szeregi już od bardzo dawna nie
były tak spójne i kompletne, a to jest nie lada osiągnięcie. Dopasowałaś wszystko
cegiełkę po cegiełce. 
- To coś, co powinno zostać zrobione już dawno –
stwierdziła z powagą Setsuko. – Choć rozumiem, dlaczego Głównodowodzący tego
nie zrobił. To ogromna odpowiedzialność.
- A mimo to podjęłaś się tego zadania. Skrupulatnie
wybrałaś kapitanów, a wielu dowódcom doradziłaś także, kogo mogą wybrać na
zastępcę. Jedni zrobili to sami. Innym doradziłaś, coś podszepnęłaś,
wspomniałaś – mówił dalej Ukitake, przechadzając się po biurze. – W efekcie
wszyscy i tak zrobili to, co chciałaś. Shinigami bardzo liczą się z twoim
zdaniem, a ty osiągnęłaś zamierzone cele.
- Co masz przez to na myśli?
- Na swój sposób – Ukitake urwał na chwili, ważąc słowa i
popatrzył na kobietę. – Na swój sposób jesteś bardzo podobna do Aizena. –
Skrzywiła się, ale nic nie odpowiedziała. – Oboje macie talent do tego, by uwikłać
wszystkich w misternie uwitą sieć. 
- Próbujesz mnie o coś oskarżyć czy obrazić?
- Tak naprawdę ani jedno ani drugie – odparł Juushiro. –
Miałem mówić szczerze. 
- Zawsze. 
- Tak jak mówiłem, oboje z Aizenem potraficie wszystko tak
ustawić, aby zagrało, jak wy tego chcecie. Jesteś bardzo niebezpieczną osobą,
Setsuko. Na nasze szczęście jesteś po naszej stronie, bo nie chciałbym cię mieć za wroga.  
- Nie rozumiem, ale nie podoba mi się kierunek tej rozmowy –
stwierdziła Setsuko, marszcząc brwi. – Pokonaliśmy Aizena, a mi nigdy nie
zależało na władzy. 
- Nie o to chodzi. Wojna z Aizenem była nie tylko wojną
sił, ale także wojną pomiędzy tobą i Aizenem. Oboje pokazaliście, że jesteście
bardzo groźni. 
- A mimo to mój plan wtedy zawiódł. Zakładał, że zabicie młodszego
Aizena zabije ich obu. Nie przewidziałam, że użyli Innocence, aby się
rozdzielić, a tym bardziej, że pokona go młode pokolenie. 
- To prawda. Zresztą tak jak mówię, nie posądzam cię o nic.
Chcę cię tylko uświadomić, że stąpasz po bardzo cienkim lodzie. Uważaj, Setsuko. Bo granica między dobrymi chęciami, a szaleństwem bywa bardzo cienka. 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz