Obserwatorzy

Rumours


sobota, 6 czerwca 2020

Chapter 115 ~ New life


            - Nosz ja pierdolę! – warknął Shirai, wparowując do biura dziewiątego oddziału. – Nie ma go.
            - A ciocia Setsuko ostrzegała, że mamy go pilnować – westchnęła Itsuko, patrząc na ukochanego, który przed chwilą obleciał cały oddział w poszukiwaniu kapitana, któremu służyli od kilku tygodni. – Może w oddziale 10?
            - Mam iść? – zapytał Shirai, a dziewczyna wzruszyła ramionami.
            - Może idźmy oboje. Bez niego i tak nic nie zdziałamy.
            - Jak on się w ogóle wymknął, chuj jeden?
            - Yuki z grupy czwartej coś ode mnie chciała. Wyszłam na moment, a gdy wróciłam, to już go nie było.
            - Dobra, to chodźmy – mruknął Shirai i oboje zniknęli w shunpo, kierując się do oddziału 10.
            W bramie przywitał ich Shun, który właśnie dokądś szedł.
            - Och! Pani vice kapitan Tomori – powiedział z błyskiem w oku. – I trzeci oficer Inukami. Witam w skromnych progach oddziału 10.
            - Dziękujmy, trzeci oficerze Abarai – zaśmiała się Itsuko. – Jest u was może nasz kapitan?
            - A jest. Właśnie miałem po was iść, bo Toshiro wkurza się, że nie może pracować.
            Itsuko westchnęła ciężko.
            - Wiedziałam, że z kapitanem Ichimaru nie będzie łatwo, ale nie sądziłam, że aż tak. Chyba łudziłam się, że da nam fory, chociaż na początku.
            - A zamiast tego ten dziad wykorzystuje fakt, że te obowiązki są dla nas nowe i nie potrafimy go upilnować w tym bajzlu – dokończył za nią Shirai.
            - Chodźcie, bo jak otworzą wino to w życiu się go stąd nie pozbędziemy – powiedział młody Abarai i poprowadził przyjaciół do gmachu oddziału 10.
            Cała trójka zjawiła się w gabinecie w shunpo, bo drzwi i tak były otwarte, żeby „odetchnąć świeżym powietrzem”, jak to powiedział Ichimaru.
            - Kapitanie – powiedziała Itsuko, łapiąc się pod boki. – Wszędzie cię szukaliśmy. Wracamy do oddziału. Cały stos dokumentów czeka na podpisanie.
            - Ale ja nie chcę – mruknął Gin, spoglądając tęsknie w stronę śmiejącej się Rangiku.
            - Nic nie poradzisz, zabawa się skończyła.
            - Jeszcze pięć minut. Idźcie, niedługo do was dołączę.
            - Już my znamy to twoje pięć minut kapitanie – zdenerwowała się Itsuko. – Idziemy teraz albo potraktuję cię En Shoku.
            - Idziemy – zawarczał Shirai, łapiąc swojego dowódcę za szmaty. – Już nam, kurwa, nie zwiejesz.
            I tak cała trójka opuściła budynek. Itsuko jedynie ukłoniła się przed wyjściem, przepraszając za zamieszanie.
            - Gin wygląda na szczęśliwego – stwierdziła z uśmiechem Rangiku, patrząc jeszcze za swoim mężem. – Martwiłam się, odkąd usłyszałam, że Shuhei ma zostać kapitanem Trójki, ale chyba niepotrzebne.
            - Wszyscy jesteśmy szczęśliwsi ostatnio – stwierdził Toshiro, na moment spoglądając na widniejącą na jego palcu obrączkę. – Wygraliśmy wojnę i choć długo byliśmy pogrążeni w żałobie, wreszcie nadszedł czas pozytywnych zmian i odbudowy. Wreszcie zapanował pokój, choć nasza praca się nie kończy – dodał, spoglądając wymownie na kobietę. – Więc bierz się za raporty, Matsumoto.

***
            - Wzywałeś, kapitanie – powiedział Hiroya, wmaszerowując do gabinetu. Shuhei uśmiechnął się do niego niemrawo. Wciąż nie przywykł do tego, że wszyscy mówią do niego „kapitanie”. – Coś się stało?
            - Właśnie była u mnie Yachiru – oznajmił Hisagi, gestem dłoni wskazując Kuchikiemu, żeby sobie usiadł. – Jak wiesz wiele oddziałów uzupełnia swoje struktury i obsadza puste stanowiska, tak jak zasugerowała Setsuko.
            - Tak…
            - Yachiru przyszła mnie poprosić, abym zgodził się na przeniesienie Ayane do jedenastego oddziału – powiedział w końcu Hisagi, a Hiroya zmarszczył brwi. – Za jej namową kapitan Zaraki zgodził się przyjąć Ayane i nawet zaproponować stanowisko trzeciego oficera.
            - No dobrze, ale w takim razie, dlaczego ja tu jestem? – zapytał Hiroya. – To chyba Ayane powinna dowiedzieć się o tym pierwsza.
            - Yachiru poszła już do niej, aby złożyć jej tą propozycję. Przyszła wcześniej tutaj, aby zapytać, czy zgodzę się na jej przeniesienie.
            - I?
            Shuhei wzruszył ramionami.
            - No, zgodziłem się. Myślisz, że Ayane przystanie na tą propozycję?
            - Czemu miałaby nie. To dla niej ogromna szansa, zresztą pamiętam, że kiedyś bardzo chciała dostać się do Jedenastki.
            - Racja. Nadal nie rozumiem jednak, co to ma do mnie. 
            - Już mówię – roześmiał się Hisagi. – Nie wezwałem cię tutaj, żeby rozwodzić się nad awansem Ayane, choć nie ukrywam, że jestem z niej bardzo dumny.
            - Ja też.
            - Sęk w tym, że i ja potrzebuję trzeciego oficera. Pierwotnie planowałem dać to stanowisko Katakurze, ale jak się okazało, dostał ofertę, aby zostać vice kapitanem Piątki – wyjaśnił. – Uważam, że zasłużył na ten awans, więc nie mogę na siłę go tu trzymać. Dlatego chciałem zaproponować to stanowisko tobie – dodał. – Zaraz po Asuce, jesteś moim najbardziej uzdolnionym podwładnym. Zresztą porucznik Koji również poparł ten pomysł. Co ty na to?
            - To dla mnie ogromny zaszczyt – oznajmił Hiroya.
            - Żeby było jasne, nie proponuję ci tego ze względu na twój ślub z Ayane. Nie chciałbym, żeby ktoś podejrzewał mnie o coś takiego. Uważam po prostu, że sobie świetnie poradzisz.
            - Dziękuję. Dam z siebie wszystko, aby udowodnić, że w pełni zasłużyłem na tą szansę.

***
            Corrien westchnęła ciężko, prostując się w fotelu i popatrzyła na skupioną na pracy Rukię i porządkującą teczki Kazumi, która została mianowana trzecim oficerem przez kapitana Ukitake na kilka dni przed swoim ślubem z Toshiro. Wciąż nie mogła uwierzyć, jak wiele się zmieniło.
            Niedawno sama wyszła za mąż i teraz mieszkała ze swoim ukochanym. Powoli oswajała się z nowymi obowiązkami, choć czasem wciąż sprawiały jej trudności. Na szczęście mogła wtedy liczyć na wsparcie Rukii, z którą przyjaźniła się od lat.
            - Coś się stało, Corrie? – usłyszała i popatrzyła na Rukię. – Potrzebujesz pomocy?
            - Nie. Przepraszam, zamyśliłam się.
            - Jeśli jesteś zmęczona, zrób sobie przerwę – powiedziała Rukia, uśmiechając się ciepło. – Pracowałaś ciężko przez ostatnie kilka godzin.
            - Nic mi nie będzie.
            - Przyniosę herbaty – zaproponowała Kazumi, podnosząc się ze swojego miejsca. – Zielona? – zapytała, spoglądając na Shiroyamę, po czym zwróciła się do Rukii. – I malina?
            - Dokładnie.
            - Tak – przytaknęła Corrien. – Dziękuję.
            Kazumi shunpnęła z gabinetu. Chwilę później powróciła z tacą. Najpierw podała herbatę swojej nowej kapitan, a dopiero potem jej zastępczyni.
            - Sobie nic nie zrobiłaś? – zapytała Corrie. – Nie mów, że zapomniałaś.
            - Nie. Zbliża się pora lunchu, więc zamierzałam iść do Dziesiątki – oznajmiła Kazumi, szczerząc radośnie zęby. – Toshiro obiecał mi, że zjemy dzisiaj razem lunch.
            - To właściwie nie jest wcale zły pomysł. Może powinnam odwiedzić Izuru – zamyśliła się Corrien i spojrzała niepewnie na Rukię.
            - Nie patrz tak na mnie, tylko idź – roześmiała się kobieta. – To ty jesteś kapitanem. Nie możesz ciągle pytać mnie o zgodę.
            - Być może, ale wciąż nie wszystko umiem sama zrobić. Nie chcę, żebyś musiała zostać po godzinach, tylko dlatego, że się obijałam.
            - Nie martw się. Gdy ma się taki staż małżeński jak ja, człowiek aż tak się nie spieszy do domu.
            - Coś nie tak z wujkiem Renjim? – zapytała Kazumi.
            - Nie. Wszystko jest w porządku. Gdy byliśmy w waszym wieku, też nie mogliśmy się bez siebie obejść. Nadal się kochamy, ale nie czujemy potrzeby, żeby spędzać ze sobą każdą wolną chwilę.
            - Ciekawe, czy kiedyś dojdziemy z Izuru do takiego stanu?
            - Pewnie nieprędko, zanim zdążycie nacieszyć się sobą i rodziną  - odparła Rukia.

***
- Gratuluję, Setsuko – usłyszała, stojąc w swoim gabinecie i wpatrując się w rozciągające się w dole białe miasto shinigami. – W ciągu dwóch miesięcy swoich rządów zdziałałaś więcej, niż Shunsui zrobił przez pół roku.
- Być może, ale oboje dobrze wiemy, że kapitan Kyouraku wolał zostawić to mi, z nadzieją, że obudzę się ze śpiączki.
- Wiemy też, że wcale nie miał ochoty tego robić, gdybyś się nie obudziła.
Odwróciła się do swojego gościa i uśmiechnęła się.
- Napijesz się czegoś, kapitanie Ukitake?
- Nie, dziękuję – odparł. – Przyszedłem jedynie z krótką wizytą. Pozwoliłem sobie oddelegować Ayasegawę, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
- Coś się stało? – strapiła się Setsuko, siadając za biurkiem. – Jeśli masz jakieś obiekcje, co do mojej pracy, powiedz mi proszę. Zrobiłam, co uważałam za słuszne, ale wiem, że nie jestem nieomylna.
- Nie. Nie przyszedłem tu, aby cię krytykować.
- Jesteś moim doradcą, kapitanie Ukitake. Liczę, że szczerze będziesz wyraził sprzeciw w sprawach, w których się ze mną nie zgadzasz.
- Nie, przyszedłem raczej wyrazić podziw dla twoich osiągnięć - odparł Juushiro. - Poza tym nie jestem już kapitanem.
Setsuko zmarszczyła brwi. Pomimo wieloletniej przyjaźni z Ukitake oraz jego miłych słów, nie do końca podobał jej się ton tej rozmowy.
- Więc w czym rzecz?
- Wraz z twoim objęciem tego stanowiska zarówno Gotei jak i całe Soul Society wkroczyło w nową erę. Nasze szeregi już od bardzo dawna nie były tak spójne i kompletne, a to jest nie lada osiągnięcie. Dopasowałaś wszystko cegiełkę po cegiełce.
- To coś, co powinno zostać zrobione już dawno – stwierdziła z powagą Setsuko. – Choć rozumiem, dlaczego Głównodowodzący tego nie zrobił. To ogromna odpowiedzialność.
- A mimo to podjęłaś się tego zadania. Skrupulatnie wybrałaś kapitanów, a wielu dowódcom doradziłaś także, kogo mogą wybrać na zastępcę. Jedni zrobili to sami. Innym doradziłaś, coś podszepnęłaś, wspomniałaś – mówił dalej Ukitake, przechadzając się po biurze. – W efekcie wszyscy i tak zrobili to, co chciałaś. Shinigami bardzo liczą się z twoim zdaniem, a ty osiągnęłaś zamierzone cele.
- Co masz przez to na myśli?
- Na swój sposób – Ukitake urwał na chwili, ważąc słowa i popatrzył na kobietę. – Na swój sposób jesteś bardzo podobna do Aizena. – Skrzywiła się, ale nic nie odpowiedziała. – Oboje macie talent do tego, by uwikłać wszystkich w misternie uwitą sieć.
- Próbujesz mnie o coś oskarżyć czy obrazić?
- Tak naprawdę ani jedno ani drugie – odparł Juushiro. – Miałem mówić szczerze.
- Zawsze.
- Tak jak mówiłem, oboje z Aizenem potraficie wszystko tak ustawić, aby zagrało, jak wy tego chcecie. Jesteś bardzo niebezpieczną osobą, Setsuko. Na nasze szczęście jesteś po naszej stronie, bo nie chciałbym cię mieć za wroga.  
- Nie rozumiem, ale nie podoba mi się kierunek tej rozmowy – stwierdziła Setsuko, marszcząc brwi. – Pokonaliśmy Aizena, a mi nigdy nie zależało na władzy.
- Nie o to chodzi. Wojna z Aizenem była nie tylko wojną sił, ale także wojną pomiędzy tobą i Aizenem. Oboje pokazaliście, że jesteście bardzo groźni.
- A mimo to mój plan wtedy zawiódł. Zakładał, że zabicie młodszego Aizena zabije ich obu. Nie przewidziałam, że użyli Innocence, aby się rozdzielić, a tym bardziej, że pokona go młode pokolenie.
- To prawda. Zresztą tak jak mówię, nie posądzam cię o nic. Chcę cię tylko uświadomić, że stąpasz po bardzo cienkim lodzie. Uważaj, Setsuko. Bo granica między dobrymi chęciami, a szaleństwem bywa bardzo cienka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz