To Akira pierwsza dostrzegła, że coś stało
się nie tak z Aizenem. Stał jak sparaliżowany.
Dała znak pozostałym.
Ayane owinęła Nikishi Kenshi wokół jednej z jego rąk, a Shun zamroził. Akira
złapała go w sferę Grawitacji i cisnęła nim o ziemię. Potężne łupnięcie
rozeszło się po okolicy.
- Nic mi nie jest – uspokoiła
ich Itsuko, chociaż trzymała się za krwawiący bok. - Chidoku sprawia, że moja krew działa jak trucizna. Paraliżuje każdego, kto jej dotknął, więc uważajcie.
- Zabiorę cię do Unohany –
oznajmił Shirai. – Tam będziesz bezpieczna.
- Nie. Mamy trzymać go z
daleka od bariery – zaprotestowała Itsuko. – Nic mi nie jest.
- Nie traćmy czasu! –
skarciła ich Akira.
- Utrzymam bankai, to go
osłabi. Musimy zadać jak najwięcej obrażeń – oznajmiła Itsuko. – Złapcie go
jeszcze raz. Gdy Akira złapie Aizena w Grawitację, wtedy użyj na nim Destrukcji
Shirai. Potem zaatakujemy wszyscy razem.
Wszyscy przyjęli polecenie
bez jakiegokolwiek protestu. Itsuko wciąż trzymając się za bok, włożyła całą
swoją moc w bankai. Róża na piersi Aizena rozkwitała powoli, ale rozkwitała, pozbawiając
go energii życiowej.
Nigdy nie przypuszczał, że
ktoś będzie dla niego takim zagrożeniem. A tym bardziej jakiś dzieciak. A może
mógł się tego spodziewać? W końcu ona też pochodziła z rodziny Tomori.
Przeklęte czerwonookie bachory. Zawsze wchodziły mu w drogę. Musiał się jej
pozbyć.
Normalnie już dawno
powinien się z nimi uporać, ale coś wchodziło w drogę jego iluzji. Działała na
większość shinigami, ale nie na nich. Nie dlatego, że byli odporni, a dlatego, że
ktoś im pomagał. Bez wątpienia była to córka Gina, która również otrzymała
Innocence. Aizen wszędzie rozpoznałby tą energię.
Odkąd to nie ona walczyła
z Makoto, tylko z Ukyo, co de facto także utrudniało sprawę, Aizen nie mógł w
pełni korzystać ze swojej mocy. Jak to możliwe, aby zwykłe dzieci dorównywały mu
mocą?
Fakt. Nie chodziło tylko o
dzieci, a o Setsuko. Nawet on musiał uchylić czoła przed jej planem. Doskonale
dopasowała strategię do mocy wrogów, w pełni wykorzystując potencjał shinigami.
A on jej na to pozwolił. Powinien był ją zabić dawno temu.
Teraz jeszcze stracił
młodszego siebie. Dureń, który nie pojmował, jak niebezpieczna była córka
Teorii dał się podejść. Było w tym wszystkim jednak pocieszenie, bo Setsuko
wykorzystała na ten atak całą swoją moc i jej reiatsu wygasało z każdą chwilą.
Nie dotrwa do końca bitwy.
Podniósł się z ziemi i już
miał wystrzelić w stronę Itsuko, kiedy wszystko wokół niego wybuchło. Potężne
płomienie na moment ograniczyły pole widzenia, a potem spadł na niego deszcz
lodowych igieł.
Zaczynał tracić
cierpliwość. W mgnieniu oka pojawił się obok Ayane, chwytając ją za szyję. Z
niezadowoleniem dostrzegł, że w jej oczach nie ma strachu. Zawzięta mina
świadczyła o ogromnej woli walki, gdy dziewczyna uderzyła w niego swoim zampakuto,
rażąc prądem.
Wyczuł za sobą młodą hybrydę
Arrancara i ghoula, która tylko czekała, by dopaść go swoim Pazurem lub Destrukcją.
Puścił młodą shinigami, rzucając nią w syna Grimmjowa. Potem coś znowu
wybuchło. A płomienie przeciął ogromny, lodowy meteoryt.
Aizen przeciął lód na pół,
ale tam czekały go kolejne, ukryte wewnątrz lodu płomienie, które buchnęły mu w
twarz. I tak umknął przed mocą Akiry. Drugi raz nie da się nabrać.
- Taraka! Kazumi! –
wykrzyknął zdumiony Hiroya.
- Moja zdradziecka córka –
prychnął Aizen, patrząc na dziewczynę z pogardą.
Popatrzyła na niego ze
smutkiem i stanęła po stronie shinigami, dobywając broni.
- Bankai – powiedziała Kazumi.
– Hageshi Tatsumeki! - Potężne, ogniste tornado pochłonęło Aizena. Jej
przyjaciele obserwowali to zjawisko z fascynacją. - Na co czekacie – ponagliła ich.
To Itsuko zareagowała
pierwsza, posyłając w płomienie swoje różane ostrza. A Shun zawalił wszystko
lodowymi meteorytami. Po raz kolejny zdołali powalić Aizena na ziemię, choć
wiedzieli, że to nie wystarczy.
- Kazumi – odezwał się Hiroya.
Dziewczyna skinęła głową,
w lot pojmując, co jej bratu przeszło przez myśl. Chwycili się za ręce, łącząc
swoją ognistą moc razem, tak jak dawno temu zrobiła to ich matka ze swoim
bratem i uderzyli w Aizena.
Fala uderzeniowa była tak
potężna, że ciepło buchnęło im w twarze i rozeszło się po całym polu bitwy,
budząc postrach wśród Arrancarów, ale też i szeregowych shinigami.
- To za mało – powiedziała
Taraka, znikając w shunpo. Pojawiła się tuż za swoim ojcem i przylgnęła do
niego, używając jakiegoś wiążącego kido. – Teraz!
- Nie! – krzyknęła zrozpaczona
Kazumi.
Wszyscy widzieli jednak w
oczach Taraki głębokie przekonanie. Zrozumieli, że już dawno podjęła decyzję,
by naprawić wyrządzone szkody, pomóc im, zarazem już na zawsze pozostając ze
swoim ojcem.
Wahali się, ale tylko przez
chwilę. Akira złapała Aizena i Tarakę w Grawitację, miażdżąc ich w uścisku.
Shitai też pojawił się tuż obok, uwalniając moc Destrukcji, która powoli
pożerała przestrzeń wraz z ojcem i córką.
Pozostali także dołączyli.
Nie mogli jednak zaatakować z daleka, żaby Akira i Shirai nie oberwali
rykoszetem. Otoczyli Aizena i włożyli całą swoją moc w ten bliski atak,
przeszywając go bronią na wylot. Buchnęła mieszanka płomieni, chaosu,
elektryczności i lodu, raz na zawsze pozbywając się najgroźniejszego złoczyńcy,
o jakim słyszał świat.
***
Noah zostali pokonani. Tak
samo młodszy i starszy Aizen, choć nie wszystko poszło zgodnie z planem. Bitwa
powoli dobiegała końca, gdy shinigami dobijali ostatnie Akumy. Wojna się
skończyła. Zwyciężyli. Teraz należało policzyć straty. Ale dopiero, gdy wszyscy
odnajdą swoich najbliższych i upewnią się, że są oni bezpieczni.
Kira resztkami sił
przemieszczał się w shunpo, szukając Corrie. Wyczuwał jej reiatsu. Słabe, bo
kobieta zapewne była zmęczona i stłumione nieco przez resztkę energii Innocence.
Wiedział jednak, że Shiroyama była żywa.
On też przetrwał. Odniósł
trochę ran, ale żadna z nich nie zagrażała jego życiu. Wszystko się zagoi, jeśli
tylko odpowiednio odpocznie. Wcześniej jednak musiał zobaczyć Corrie.
Też go szukała. Zbliżali
się do siebie, przedzierając się przez tłumy shinigamich i niedobitków z sił
wroga. Jednak to wszystko na moment straciło na znaczeniu. Oboje przetrwali
wojnę.
Rzuciła się z impetem w
jego stronę, dosłownie wpadając mu w ramiona, które zacisnął wokół niej, by
poczuć jej ciepło. Trzymał ją mocno i jak najbliżej siebie. Napwał się tym ciepłem
i jej zapachem, choć zakłóconym przez kurz i krew. Gładził zmierzwione w walce
włosy. I wiedział, że za nic w świecie już nigdy nie chce jej wypuszczać ze
swoich ramion.
- Tak się cieszę, że nic
ci nie jest – powiedziała, odsuwając się wreszcie, aby porządnie mu się
przyjrzeć i ocenić szkody. – Tak się bałam – wyszeptała.
- Ja także – przyznał,
patrząc na nią z miłością, jakiej nie odczuwał nigdy w życiu. Zupełnie, jakby
jego serce miało za chwilę eksplodować, nie mogąc tej całej miłości pomieścić. –
Kocham cię, Corrie. Tak bardzo cię kocham.
Zarumieniła się i nie
potrafiąc odpowiedzieć słowami, pocałowała go namiętnie. Odsunęli się od siebie,
chociaż wciąż nie mieli się dość. I może nigdy nie
będzie wystarczająco. Cała wieczność brzmiała jak „za mało”. A jednak.
Kira nagle uklęknął,
chwytając jej dłoń i popatrzył na nią z grobową miną.
- Corrie… - powiedział,
wolną ręką drapiąc się po nosie, by ukryć zawstydzenie. – Chcę, abyś już zawsze
była przy mnie, więc… Czy…
- Tak! – wykrzyknęła Shiroyama,
rzucając mu się na szyję. – Tak. Po stokroć tak.
- Kocham cię, Corrie.
- Ja też cię kocham,
Izuru.
Usłyszeli brawa i oboje
zażenowani odsunęli się od siebie, choć przecież nie było się czego wstydzić. Wśród
dosyć sporej grupy obcych im shinigami lub znanych jedynie z widzenia, zobaczyli
między innymi Hisagiego i Hotarubi, którzy stali obok siebie, klaszcząc w
dłonie.
- No, Kira, ty to wiesz,
jak się kobiecie oświadczyć z rozmachem – zażartował Shuhei, shunpnąwszy do
nich i poklepał Kirę po plecach. – Gratuluję wam.
- Życzymy wam szczęścia –
przytaknęła Hotarubi, uśmiechając się ciepło. – Długo kazaliście nam czekać na
tą chwilę, ale było warto.
- Teraz pozostaje nam
czekać jeszcze na ślub.
Obok pojawili się także
Renji i Rukia, którzy zdążyli się już szczęśliwie odnaleźć na polu bitwy. Nie
obyło się bez ran, ale najważniejsze, że byli żywi.
- Dobrze dla was –
powiedział Abarai. – Teraz to się dopiero zacznie.
- Gratuluję wam, Corrie,
Kira – przytaknęła Rukia. – Oboje cieszymy się waszym szczęściem.
***
Ledwo stała, podpierając
się o Moeru Yonę lub raczej zwykłą katanę, która pozostała po jej ukochanej duszy miecza. Tym razem
straciła swoją zampakuto na zawsze, zużywając nie tylko całą jej moc, ale
znaczną część swojej energii życiowej, by pokonać młodszego Aizena. I po co,
skoro i tak przegrają?
Zamiast tego, mogła w tej
chwili być obok Byakuyi. Teraz jednak nie miała już siły, by do niego iść.
Nawet nie zdążyła się pożegnać. Czuła, jak powoli opuszczają ją siły i nic nie
mogła zrobić, choć jej dzieci właśnie walczyły z Aizenem.
Z ulgą odkryła jednak, że w
Hueco Mundo pojawiły się nowe reiatsu. W tym Kazumi. A więc jej córka była
bezpieczna. Cóż… Teraz wszystko było w rękach jej przyjaciół oraz młodego
pokolenia. Może jednak była wciąż nadzieja? Młodzi długo stawiali czoła
Aizenowi. Jaka szkoda, że już nie zobaczy nowego świata, jaki zbudują te
dzieci.
Upadła kolanami na piasek.
Wtedy wyczuła destrukcyjną moc płomieni. Następcy jej i Shigeru oraz bliźniaczych zampakuto Moeru
Yony i Moeru Kirameki. Oto jej własne dzieci połączyły swoje ogniste bankai. Nie
widziała w pełni tego spektaklu, a jedynie z daleka obserwowała rosnącą kolumnę
ognia, ale i tak uważała ten widok za piękny.
Wszystko wydarzyło się
szybko. Powietrze aż zadrżało od ciepła połączonego z destrukcją i… Reiatsu
Aizena oraz Taraki zgasło kompletnie. Czyżby młodzi wygrali? Czy to możliwe,
czy jej zmęczony organizm płatał jej figle?
Usłyszała wiwaty
rozlegające się pośród armii shinigami. A więc naprawdę wygrali. Dożyła zwycięstwa
i świata bez Aizena. Teraz mogła umrzeć. Robiła się coraz bardziej zmęczona i
senna.
- Setsuko! – usłyszała i
otworzyła oczy. Zobaczyła nad sobą Byakuyę, który wziął ją w ramiona. –
Setsuko, nie rób mi tego.
Z trudem, ale podniosła rękę
i położyła dłoń na policzku ukochanego.
- Przepraszam, mój najdroższy
– wyszeptała. – Przepraszam, że znów nie dotrzymam słowa. Nie martw się, nie
jesteś sam i już nigdy nie będziesz. Masz rodzinę i przyjaciół.
- Nie, Setsuko. Nie
pozwolę ci umrzeć – zadeklarował Kuchiki, przyciskając ją mocno do siebie.
- Obiecaj mi tylko, że nie
otoczysz swojego serca znowu murem. Nie odsuwaj od siebie bliskich ci ludzi. Obiecaj –
nalegała Setsuko. – Ciągle ci powtarzam, że shinigami się ciebie boją.
Zaopiekuj się naszymi dziećmi i nie ukrywaj swoich uczuć. Mów swoim bliskim, co
cię trapi i co cię boli. I powtarzaj Kazumi, jaka jest piękna. I mów Hiroyi, że
jestem z niego dumna. Z nich obojga. Zrób to dla mnie.
Po tym jej ręka osunęła
się bezwładnie. Kuchiki poczuł, jak coś w nim pęka i kruszy się. Jednak Setsuko
wciąż żyła, choć straciła przytomność. Nie miała wiele czasu.
- Królu Dusz, jeśli mnie
słyszysz, proszę… Nie zabieraj mi jej.
Pędził przed siebie. Szukał
Unohany, choć nie wiedział, czy będzie w stanie pomóc. W końcu tam dotarł.
Kapitan Czwórki popatrzyła na niego z troską i choć jej mina nie dawała mu
wielkich nadziei, pokazała, gdzie ma położyć Setsuko, po czym rozpoczęła
leczenie.
W tym czasie jej
podkomendni podłączali zabraną aparaturę. Jednak jej lecznicze moce zdawały się
nie działać zbytnio. Co najwyżej przedłużały na siłę jakże krótki czas, który
pozostał blondynce.
Obok pojawiła się Kazumi
wraz z Hiroyą. Po minie ojca zorientowali się, że jest źle.
- Co z nią? – zapytała Kazumi,
choć wiedziała, co usłyszy. – Możemy cokolwiek zrobić?
- Obawiam się, że to poza
moimi zdolnościami – odparła z ciężkim sercem Unohana. – Setsuko wiedziała, że
tak się stanie, a jednak zrobiła wszystko, by zapewnić nam zwycięstwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz