Obserwatorzy

Rumours


sobota, 6 czerwca 2020

Chapter 109 ~ Hope


            Znalazła się w swoim duchowym świecie, stając twarzą w twarz z wkurzoną duszą miecza. Przepiękna kobieta o ciemnej karnacji i włosach jak lawa stała w swojej skąpej sukni ze skrzyżowanymi na piersi rękami i tupała nerwowo nogą. Słyszała myśli swojej shinigami i wyraźnie nie podobał jej się tok rozumowania Kazumi.
            - Nie ma mowy! – wrzasnęła na nią, a duchowy świat aż zadrżał. Buchnęły wulkany, a rzeka lawy, w której często kąpała się Hanari, zabulgotała złowieszczo. – Dałam się nabrać już raz, ale to się nie powtórzy.
            - Fakt, że zdradziłaś mi wtedy swoje imię oraz shikai pokazuje tylko, że chcesz, abym żyła – odparła spokojnie Kazumi. – Byłam wtedy zagrożona. Nawet ja nie wiedziałam, że Aizen robi to celowo.
            - Co nie zmienia faktu, że nie nauczę cię bankai po to, by ratować twój zadufany, szlachecki zad! Nie jesteś na to gotowa!
            - Wiem, Hanari – westchnęła Kazumi. – Wiem to przecież! Wiem, że nie zasłużyłam nawet na shikai, na ciebie, ani tym bardziej na bankai. Nie zasłużyłam na większość tego, co mam. Na przykład na wspaniałą rodzinę i wiernych przyjaciół. Wiem to! – wykrzyczała prosto w twarz swojej zampakuto, która popatrzyła na nią nieco skonfundowana. Zazwyczaj to ona wytykała swojej pani wszystkie błędy, nie sądziła, że jej shinigami sama ją wyręczy. – I że nie jestem gotowa na to. I nie prosiłabym cię o to, Hanari! Ale stawka jest zbyt duża, żebym miała się poddać.
            - To niczego nie zmienia.
            - Zmienia. Podarowałaś mi shikai, aby mnie uratować. Być może jestem w stanie wygrać tą walkę bez bankai, ale jest jeszcze bitwa, która toczy się w Hueco Mundo. Nawet jeśli teraz przeżyję, jeśli przegramy, wszystko będzie stracone. Wszystko upadnie!
            - Ta siła jest twoja, Kazumi – stwierdziła z powagą Hanari. – Nie podarowałam ci jej, a jedynie nauczyłam z niej korzystać. Nie jesteś jednak na nią gotowa, choć przyznaję, że poczyniłaś ogromne postępy w ostatnich miesiącach.
            - Hanari.
            - Moja decyzja jest ostateczna.
            - Tu już nie chodzi tylko o moje życie.
            - Ta moc jest dla ciebie zbyt duża na tą chwilę. Nie próbuj się ze mną targować.
            - To co? Mam się poddać? – zapytała Kazumi, patrząc z żalem na swoją zampakuto.
            - Nie. Masz mi pokazać, że jesteś gotowa i godna tej mocy.
            - Jak?
            - Odpowiedź na to pytanie musisz odnaleźć sama.
            - Dzięki, ale jesteś pomocna – prychnęła w myślach Kazumi, gdy dusza miecza siłą wyrzuciła ją z duchowego świata.
            - Co? Już się poddałaś? – zaśmiała się Seiko.
            - Jak będzie trzeba, to będę was podpalać Kaji no kissu do końca świata. W końcu jestem Kuchiki, my ostatecznie zawsze wygrywamy.
            - To się dopiero okaże – skwitował Ryou, uśmiechając się przebiegle. – Wiem, że twoja zampakuto odmówiła ci bankai. Nie masz z nami szans.
            - Hi no kaze!
            Kazumi posłała w ich stronę kolejną falę ognia, ale tylko zrobili unik, być może zbyt zmęczeni kaji no kisu. Nie mogła jednak używać tego w nieskończoność. Nie mogła ich tak zabić, nie przy nadludzkiej szybkości regeneracji Noah.
            - Nic więcej nie wymyśliłaś? – prychnęła Seiko. – Zaczynam się nudzić.
            - Taraka, uciekaj stąd – Kazumi zwróciła się do przyjaciółki.
            Hinamoto nie była przekonana, ale determinacja w oczach Kuchiki pozwoliła jej sądzić, że dziewczyna wie, co robi. Chyba. Niechętnie, ale skinęła wodą i wydostała się ze sfery, po czym oddaliła na bezpieczną odległość.
            - Kazumi, nie daj się zabić – poprosiła, choć nikt tego nie słyszał.
            Tymczasem Kazumi zaciekle atakowała falą płomieni. Raz za razem i coraz szybciej. Wyglądało to dość chaotycznie i bezsenownie. Wiedziała, jaki efekt chciałaby uzyskać, ale nie do końca umiała to zorganizować.
            - Zacięła ci się płyta? – zakpił Ryou. – To nigdy nie wypali. Hi na kaze nie może nas zranić.
            Jednak Kazumi nie słuchała go, choć wiedziała, że chłopak słyszy jej myśli. Starała się nie myśleć. Obracała się wokół własnej osi, używając shunpo i atakując płomieniami. Chciała je skumulować i zrobić tornado, ale dotychczas to jej nie wychodziło.
            - Żałosne – usłyszała głos swojej zampakuto, ale nie odpowiedziała.
            Co prawda chmura płomieni rosła, ale daleka była od zmienienia się w tornado. Zdesperowana Kazumi próbowała być kreatywna, więc wystrzeliła z płomieni kilka ukrytych Soren Sokatsui, ale to nie do końca pomogło. Wtedy przyszło jej do głowy coś innego. Zamierzała wystrzelić zaklęciem pod swoje nogi. Wybuch Soren Sokatsui miał szansę rozdmuchać płomienie jej shikai. Najwyżej nieco się uszkodzi rykoszetem.
            - Soren Sokatsui! – krzyknęła po raz kolejny i nagle znalazła się w swoim duchowym świecie, choć Hanari chwilę temu sama ją stamtąd wyrzuciła.
            - Próbujesz się zabić?! – ofuknęła ją kobieta. – To jest twój pomysł, żeby mnie przekonać?!
            - Nie, nie, nie! – zaprzeczyła pospiesznie Kazumi, machając rękami. – Nie. Próbowałam zrobić tornado.
            Kuchiki zdawało się, że po twarzy jej zampakuto przemknął cień uśmiechu.
            - Strzelając sobie pod nogi potężnym demonicznym zaklęciem? Niczego się nie nauczyłaś, ty głupia smarkulo?
            - Kazałaś mi się wykazać, więc postanowiłam eksperymentować – wyjaśniła Kazumi. – Mój ojciec ostatnio stworzył zbroję z Senbonzakury. Chciałam iść tym tropem.
            Dusza miecza potarła skroń palcami.
            - Czasami zastanawiam się, czy jest jakaś granica twojej głupoty – westchnęła. – Twój ojciec i Senbonzakura dzielą wieloletnią więź, nie wspominając już o doświadczeniu i typie zdolności.
            - To co mam zrobić? Spędzać z tobą czas i grać w monopoly?
            - Pyskata jak zawsze.
            - Mam się wykazać? Źle. Pytam? Źle. Nie wiem, czego oczekujesz. Ja już naprawdę nie wiem – wyznała Kazumi. – Może faktycznie jestem na to za młoda, za głupia, za niedoświadczona i za arogancka i może faktycznie powinnam stracić wszystko, ale nie umiem się poddać.
            - Teraz chcesz mnie brać na litość?
            - Rozmawiam z tobą do jasnej cholery!
            - Ale bez takich. Wiem doskonale, co o mnie myślisz. Nie podoba ci się moja szkaradna, poparzona twarz, ale ja jestem odzwierciedleniem twojego serca.
            - Jesteś tak samo paskudna, jak ja – stwierdziła gniewnie Kazumi. – Nic ci nie odpowiada i nigdy nie jesteś zadowolona.Buntujesz się przeciwko mnie i nie chcesz mnie nauczyć bankai, chociaż ciągle twierdzisz, że ta moc tak naprawdę należy do mnie. Jak możesz mi odmawiać czegoś, co jest moje?
            - Jestem twoją nauczycielką i strażniczką tej mocy. Mogę.
            - Czasem zastanawiam się, czy nie robisz tego w zemście, że nie chciałam zaakceptować ognistego zampakuto i ciągle gadałam o pięknym, kwiatowym, jak Senbonzakura.
            - To nieprawda – naburmuszyła się.
            - To mi to udowodnij. Pokaż mi, że jesteś po mojej stronie i pomóż mi teraz, gdy potrzebuję cię najbardziej. Powinnyśmy działać razem, a nie się zwalczać.
            - Ciągle czegoś żądasz – westchnęła Hanari, kręcąc głową.
            - Przestań. Wcale nie jesteś lepsza.
            - Masz rację, moja pani – przyznała Hanari i uśmiechnęła się. – Chciałam zobaczyć, jak się starasz i jak o coś walczysz. Zawsze wszystko miałaś od tak. Mam nadzieję, że nie będę tego żałować, ale spełnię twoją prośbę.
           
***
            Poczuła ogromny wybuch energii wewnątrz wodnej bariery i w ostatniej chwili odskoczyła, bo jej sfera dosłownie wybuchła. Pierwszy raz widziała, aby woda jej zampakuto wyparowała pod wpływem jakichkolwiek płomieni.
            Nic jednak dziwnego, bo wnętrze bariery wypełniło ogniste tornado, które urosło do tego stopnia, że nawet jej zdolność nie umiała go utrzymać w ryzach. Rozszalałe płomienie wciąż rosły do sztucznego nieba okalającego białe miasto.
            To było niesamowite. Taraka widziała tak ogromne płomienie tylko raz w życiu i należały one do Głównodowodzącego. Teraz jednak to nie on stał w centrum zgliszczy, lecz Kazumi. A powietrze wciąż drżało naładowane ciepłem i potężnym reiatsu.
            - Wygrałam – oznajmiła z dumą Kazumi i wyszczerzyła zęby. – Możemy dołączyć do reszty na polu bitwy.

***
            Milenijny upadł na jedno kolano, wymiotując krwią.
            - Wy… - wycharczał, patrząc wściekle na shinigami. – Znieśliście z nas klątwę.
            - Tak – potwierdził Głównodowodzący.
            - Czekałem tysiąc lat… A wy… Zrobiliście to tylko… Żeby nas pozabijać.
            - Przepraszam – powiedział Genryusai, pochylając się nad rannym mężczyzną. – Zrobiliśmy to zdecydowanie za późno.
            - Zapłacicie mi… Za to.
            Yamamoto westchnął, wstając. Zachwiał się jednak, ale Kyouraku i Ukitake byli tam, aby go wesprzeć. Przytrzymali go, patrząc ze smutkiem na martwego Noah Aryę.
            - W końcu doczekał się zdjęcia klątwy – powiedział Shunsui.
            - Lecz to my znowu mamy krew na rękach – westchnął Juushiro. – To zły sposób na zakończenie tysiącletniego konfliktu.
            - To smutny koniec, prawda. Jednak ta wojna musiała się skończyć – odparł Genryusai.
            Nagle poczuli coś. Ogromny wybuch energii. Znajomej energii, której nie czuli od wielu, wielu lat. W ich sercach zagrała nuta nostalgii. A potem energia zgasła, zostawiając jedynie delikatnie tlące się źródełko reiatsu. Wraz z tym zgasło też drugie źródło.
            - Aizen – wyszeptał Ukitake. – Setsuko pokonała Aizena.
            - Ale tylko młodszego – zauważył Kyouraku. – Wciąż czuję energię drugiego Aizena. Nie zniknął wraz ze swoją młodszą wersją.
            - Użyli Innocence, aby się rozdzielić – domyślił się Genryusai.
            - Nie ponieśliśmy zbytnich strat, ale wszyscy są zmęczeni – stwierdził Ukitake, marszcząc brwi. – Energia Setsuko także jest bardzo słaba. Nie zostało jej wiele czasu.
            - Planowała to od początku… - domyślił się starzec.

***
            - Shirai! – krzyknęła Itsuko, próbując powstrzymać chłopaka od dalszego używania mocy. Jego destrukcyjna siła może i miała szansę pokonać Aizena, ale jeśli nie będzie ostrożny, zagrozi im wszystkim. – Przestań!
            Dopiero jej posłuchał. Cofnął rękę, choć jeszcze chwilę temu starał się rozszerzyć chaos aż w końcu dosięgnie Aizena. Jednak to, że powstrzymał destrukcję, nie znaczyło, że zamierzał się całkowicie wycofać. Pojawił się tuż za Aizenem i zaatakował pazurami.
            Przeciwnik to jednak przewidział. Tym razem Shirai go nie docenił i niewiele brakowało, by stracił życie. Uratowała go jakaś nieznana moc, która cisnęła Aizenem prosto w ziemię.
            Młodzi popatrzyli na Akirę, która dołączyła do nich w idealnym momencie. Uśmiechnęła się do nich, co rzadko się zdarzało, a jej wzrok powędrował w stronę Shuna.
            - Dobrze widzieć, że wszyscy jesteście cali i zdrowi.
            - Akira! – wykrzyknął Shun, znikając w shunpo i pojawiając się obok niej. Zanim zdążyła zaprotestować, wziął ją w ramiona. – Tak się cieszę, że wydostałaś się bezpiecznie z Arki – dodał, odsuwając się.
            Sądził, że oberwie za to. Dotychczas dziewczyna nie pozwalała sobie na żadne zbliżenia i uparcie trzymała dystans. Pierwszy raz jednak powstrzymała go, odwzajemniając uścisk. Zamknął ją szczelnie w ramionach i trwali tak przez chwilę.
            Na ten krótki moment pozwolili sobie zapomnieć o bitwie. Tylko na sekundę. Zresztą ich przyjaciele mieli wszystko pod kontrolą, bo Itsuko od razu zaatakowała tysiącami ostrzy En Shoku, które stworzyły krater w miejscu, gdzie leżał Aizen.
            Odkąd dostała Innocence, co de facto wciąż ją dziwiło, ostrzy było kilka razy więcej i chyba wreszcie zdołała przynajmniej zadrasnąć Aizena. Tylko tyle potrzebowała.
            - Bankai! Chimamire no bara!
            Na klatce piersiowej Aizena pojawił się pąk róży. Mężczyzna popatrzył na niego i skrzywił się. Bez wahania sięgnął aby wyrwać „chwast”, ale cały aż zdrętwiał. Za każdym razem, gdy próbował się go pozbyć, czuł, jakby ktoś wyrywał z niego kawałek duszy, a przeszywający ból zdawał się nie do zniesienia.
            - Chyba muszę cię najpierw zabić – stwierdził, a jego twarz wykrzywił nieprzyjemny grymas.
            Wystrzelił w stronę Itsuko, ale Akira w porę zareagowała. Nie dał się co prawda złapać po raz kolejny w jej Grawitację, ale za to uskoczył. Wiedział, jak niebezpieczna jest ta moc. Nie bez powodu razem z Milenijnym chcieli mieć Akirę po swojej stronie.
            Każde z nich starało się odciążyć Itsuko, która teraz stałą się celem Aizena. Shun użył lodowych igieł i kilka demonicznych zaklęć. Ayane próbowała choć na chwilę złapać ich przeciwnika w łańcuch, by pozwolić reszcie na wznowienie ataków, ale zamiast tego dopadła Shiraia.
            Rzucił jej groźne spojrzenie, ale zanim się uwolnił, Aizen był już przy Itsuko.
            - Chidoku – wyszeptała uśmiechając się.
            Trysnęła krew, a Itsuko spadła w dół. Shirai popędził, aby ją złapać, nim uderzy o ziemię.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz