Znalazła się w swoim
duchowym świecie, stając twarzą w twarz z wkurzoną duszą miecza. Przepiękna
kobieta o ciemnej karnacji i włosach jak lawa stała w swojej skąpej sukni ze skrzyżowanymi na piersi
rękami i tupała nerwowo nogą. Słyszała myśli swojej shinigami i wyraźnie nie
podobał jej się tok rozumowania Kazumi.
- Nie ma mowy! – wrzasnęła
na nią, a duchowy świat aż zadrżał. Buchnęły wulkany, a rzeka lawy, w której
często kąpała się Hanari, zabulgotała złowieszczo. – Dałam się nabrać już raz,
ale to się nie powtórzy.
- Fakt, że zdradziłaś mi
wtedy swoje imię oraz shikai pokazuje tylko, że chcesz, abym żyła – odparła spokojnie
Kazumi. – Byłam wtedy zagrożona. Nawet ja nie wiedziałam, że Aizen robi to
celowo.
- Co nie zmienia faktu, że
nie nauczę cię bankai po to, by ratować twój zadufany, szlachecki zad! Nie
jesteś na to gotowa!
- Wiem, Hanari –
westchnęła Kazumi. – Wiem to przecież! Wiem, że nie zasłużyłam nawet na shikai,
na ciebie, ani tym bardziej na bankai. Nie zasłużyłam na większość tego, co
mam. Na przykład na wspaniałą rodzinę i wiernych przyjaciół. Wiem to! –
wykrzyczała prosto w twarz swojej zampakuto, która popatrzyła na nią nieco
skonfundowana. Zazwyczaj to ona wytykała swojej pani wszystkie błędy, nie
sądziła, że jej shinigami sama ją wyręczy. – I że nie jestem gotowa na to. I
nie prosiłabym cię o to, Hanari! Ale stawka jest zbyt duża, żebym miała się
poddać.
- To niczego nie zmienia.
- Zmienia. Podarowałaś mi
shikai, aby mnie uratować. Być może jestem w stanie wygrać tą walkę bez bankai,
ale jest jeszcze bitwa, która toczy się w Hueco Mundo. Nawet jeśli teraz
przeżyję, jeśli przegramy, wszystko będzie stracone. Wszystko upadnie!
- Ta siła jest twoja,
Kazumi – stwierdziła z powagą Hanari. – Nie podarowałam ci jej, a jedynie
nauczyłam z niej korzystać. Nie jesteś jednak na nią gotowa, choć przyznaję, że
poczyniłaś ogromne postępy w ostatnich miesiącach.
- Hanari.
- Moja decyzja jest
ostateczna.
- Tu już nie chodzi tylko
o moje życie.
- Ta moc jest dla ciebie
zbyt duża na tą chwilę. Nie próbuj się ze mną targować.
- To co? Mam się poddać? –
zapytała Kazumi, patrząc z żalem na swoją zampakuto.
- Nie. Masz mi pokazać, że
jesteś gotowa i godna tej mocy.
- Jak?
- Odpowiedź na to pytanie
musisz odnaleźć sama.
- Dzięki, ale jesteś
pomocna – prychnęła w myślach Kazumi, gdy dusza miecza siłą wyrzuciła ją z
duchowego świata.
- Co? Już się poddałaś? –
zaśmiała się Seiko.
- Jak będzie trzeba, to będę
was podpalać Kaji no kissu do końca świata. W końcu jestem Kuchiki, my ostatecznie
zawsze wygrywamy.
- To się dopiero okaże – skwitował
Ryou, uśmiechając się przebiegle. – Wiem, że twoja zampakuto odmówiła ci
bankai. Nie masz z nami szans.
- Hi no kaze!
Kazumi posłała w ich
stronę kolejną falę ognia, ale tylko zrobili unik, być może zbyt zmęczeni kaji
no kisu. Nie mogła jednak używać tego w nieskończoność. Nie mogła ich tak
zabić, nie przy nadludzkiej szybkości regeneracji Noah.
- Nic więcej nie
wymyśliłaś? – prychnęła Seiko. – Zaczynam się nudzić.
- Taraka, uciekaj stąd –
Kazumi zwróciła się do przyjaciółki.
Hinamoto nie była
przekonana, ale determinacja w oczach Kuchiki pozwoliła jej sądzić, że
dziewczyna wie, co robi. Chyba. Niechętnie, ale skinęła wodą i wydostała się ze
sfery, po czym oddaliła na bezpieczną odległość.
- Kazumi, nie daj się
zabić – poprosiła, choć nikt tego nie słyszał.
Tymczasem Kazumi zaciekle
atakowała falą płomieni. Raz za razem i coraz szybciej. Wyglądało to dość chaotycznie
i bezsenownie. Wiedziała, jaki efekt chciałaby uzyskać, ale nie do końca umiała
to zorganizować.
- Zacięła ci się płyta? –
zakpił Ryou. – To nigdy nie wypali. Hi na kaze nie może nas zranić.
Jednak Kazumi nie słuchała
go, choć wiedziała, że chłopak słyszy jej myśli. Starała się nie myśleć. Obracała
się wokół własnej osi, używając shunpo i atakując płomieniami. Chciała je
skumulować i zrobić tornado, ale dotychczas to jej nie wychodziło.
- Żałosne – usłyszała głos
swojej zampakuto, ale nie odpowiedziała.
Co prawda chmura płomieni
rosła, ale daleka była od zmienienia się w tornado. Zdesperowana Kazumi próbowała
być kreatywna, więc wystrzeliła z płomieni kilka ukrytych Soren Sokatsui, ale to
nie do końca pomogło. Wtedy przyszło jej do głowy coś innego. Zamierzała
wystrzelić zaklęciem pod swoje nogi. Wybuch Soren Sokatsui miał szansę
rozdmuchać płomienie jej shikai. Najwyżej nieco się uszkodzi rykoszetem.
- Soren Sokatsui! –
krzyknęła po raz kolejny i nagle znalazła się w swoim duchowym świecie, choć
Hanari chwilę temu sama ją stamtąd wyrzuciła.
- Próbujesz się zabić?! –
ofuknęła ją kobieta. – To jest twój pomysł, żeby mnie przekonać?!
- Nie, nie, nie! –
zaprzeczyła pospiesznie Kazumi, machając rękami. – Nie. Próbowałam zrobić
tornado.
Kuchiki zdawało się, że po
twarzy jej zampakuto przemknął cień uśmiechu.
- Strzelając sobie pod
nogi potężnym demonicznym zaklęciem? Niczego się nie nauczyłaś, ty głupia
smarkulo?
- Kazałaś mi się wykazać,
więc postanowiłam eksperymentować – wyjaśniła Kazumi. – Mój ojciec ostatnio
stworzył zbroję z Senbonzakury. Chciałam iść tym tropem.
Dusza miecza potarła skroń
palcami.
- Czasami zastanawiam się,
czy jest jakaś granica twojej głupoty – westchnęła. – Twój ojciec i Senbonzakura
dzielą wieloletnią więź, nie wspominając już o doświadczeniu i typie zdolności.
- To co mam zrobić?
Spędzać z tobą czas i grać w monopoly?
- Pyskata jak zawsze.
- Mam się wykazać? Źle.
Pytam? Źle. Nie wiem, czego oczekujesz. Ja już naprawdę nie wiem – wyznała Kazumi.
– Może faktycznie jestem na to za młoda, za głupia, za niedoświadczona i za
arogancka i może faktycznie powinnam stracić wszystko, ale nie umiem się
poddać.
- Teraz chcesz mnie brać
na litość?
- Rozmawiam z tobą do
jasnej cholery!
- Ale bez takich. Wiem doskonale, co o mnie myślisz. Nie podoba ci się moja szkaradna, poparzona twarz, ale ja jestem odzwierciedleniem twojego serca.
- Jesteś tak samo
paskudna, jak ja – stwierdziła gniewnie Kazumi. – Nic ci nie odpowiada i nigdy nie jesteś zadowolona.Buntujesz się przeciwko mnie i nie chcesz mnie nauczyć bankai, chociaż ciągle
twierdzisz, że ta moc tak naprawdę należy do mnie. Jak możesz mi odmawiać
czegoś, co jest moje?
- Jestem twoją
nauczycielką i strażniczką tej mocy. Mogę.
- Czasem zastanawiam się,
czy nie robisz tego w zemście, że nie chciałam zaakceptować ognistego zampakuto
i ciągle gadałam o pięknym, kwiatowym, jak Senbonzakura.
- To nieprawda –
naburmuszyła się.
- To mi to udowodnij. Pokaż
mi, że jesteś po mojej stronie i pomóż mi teraz, gdy potrzebuję cię
najbardziej. Powinnyśmy działać razem, a nie się zwalczać.
- Ciągle czegoś żądasz –
westchnęła Hanari, kręcąc głową.
- Przestań. Wcale nie jesteś
lepsza.
- Masz rację, moja pani –
przyznała Hanari i uśmiechnęła się. – Chciałam zobaczyć, jak się starasz i jak
o coś walczysz. Zawsze wszystko miałaś od tak. Mam nadzieję, że nie będę tego
żałować, ale spełnię twoją prośbę.
***
Poczuła ogromny wybuch
energii wewnątrz wodnej bariery i w ostatniej chwili odskoczyła, bo jej sfera dosłownie
wybuchła. Pierwszy raz widziała, aby woda jej zampakuto wyparowała pod wpływem
jakichkolwiek płomieni.
Nic jednak dziwnego, bo wnętrze
bariery wypełniło ogniste tornado, które urosło do tego stopnia, że nawet jej
zdolność nie umiała go utrzymać w ryzach. Rozszalałe płomienie wciąż rosły do
sztucznego nieba okalającego białe miasto.
To było niesamowite.
Taraka widziała tak ogromne płomienie tylko raz w życiu i należały one do Głównodowodzącego.
Teraz jednak to nie on stał w centrum zgliszczy, lecz Kazumi. A powietrze wciąż
drżało naładowane ciepłem i potężnym reiatsu.
- Wygrałam – oznajmiła z
dumą Kazumi i wyszczerzyła zęby. – Możemy dołączyć do reszty na polu bitwy.
***
Milenijny upadł na jedno
kolano, wymiotując krwią.
- Wy… - wycharczał, patrząc
wściekle na shinigami. – Znieśliście z nas klątwę.
- Tak – potwierdził Głównodowodzący.
- Czekałem tysiąc lat… A
wy… Zrobiliście to tylko… Żeby nas pozabijać.
- Przepraszam – powiedział
Genryusai, pochylając się nad rannym mężczyzną. – Zrobiliśmy to zdecydowanie za
późno.
- Zapłacicie mi… Za to.
Yamamoto westchnął,
wstając. Zachwiał się jednak, ale Kyouraku i Ukitake byli tam, aby go wesprzeć.
Przytrzymali go, patrząc ze smutkiem na martwego Noah Aryę.
- W końcu doczekał się
zdjęcia klątwy – powiedział Shunsui.
- Lecz to my znowu mamy
krew na rękach – westchnął Juushiro. – To zły sposób na zakończenie
tysiącletniego konfliktu.
- To smutny koniec,
prawda. Jednak ta wojna musiała się skończyć – odparł Genryusai.
Nagle poczuli coś. Ogromny
wybuch energii. Znajomej energii, której nie czuli od wielu, wielu lat. W ich
sercach zagrała nuta nostalgii. A potem energia zgasła, zostawiając jedynie
delikatnie tlące się źródełko reiatsu. Wraz z tym zgasło też drugie źródło.
- Aizen – wyszeptał Ukitake.
– Setsuko pokonała Aizena.
- Ale tylko młodszego –
zauważył Kyouraku. – Wciąż czuję energię drugiego Aizena. Nie zniknął wraz ze
swoją młodszą wersją.
- Użyli Innocence, aby się
rozdzielić – domyślił się Genryusai.
- Nie ponieśliśmy zbytnich
strat, ale wszyscy są zmęczeni – stwierdził Ukitake, marszcząc brwi. – Energia Setsuko
także jest bardzo słaba. Nie zostało jej wiele czasu.
- Planowała to od początku… - domyślił się starzec.
***
- Shirai! – krzyknęła Itsuko,
próbując powstrzymać chłopaka od dalszego używania mocy. Jego destrukcyjna siła
może i miała szansę pokonać Aizena, ale jeśli nie będzie ostrożny, zagrozi im wszystkim.
– Przestań!
Dopiero jej posłuchał.
Cofnął rękę, choć jeszcze chwilę temu starał się rozszerzyć chaos aż w końcu
dosięgnie Aizena. Jednak to, że powstrzymał destrukcję, nie znaczyło, że
zamierzał się całkowicie wycofać. Pojawił się tuż za Aizenem i zaatakował
pazurami.
Przeciwnik to jednak
przewidział. Tym razem Shirai go nie docenił i niewiele brakowało, by stracił
życie. Uratowała go jakaś nieznana moc, która cisnęła Aizenem prosto w ziemię.
Młodzi popatrzyli na
Akirę, która dołączyła do nich w idealnym momencie. Uśmiechnęła się do nich, co
rzadko się zdarzało, a jej wzrok powędrował w stronę Shuna.
- Dobrze widzieć, że
wszyscy jesteście cali i zdrowi.
- Akira! – wykrzyknął Shun,
znikając w shunpo i pojawiając się obok niej. Zanim zdążyła zaprotestować,
wziął ją w ramiona. – Tak się cieszę, że wydostałaś się bezpiecznie z Arki –
dodał, odsuwając się.
Sądził, że oberwie za to.
Dotychczas dziewczyna nie pozwalała sobie na żadne zbliżenia i uparcie trzymała
dystans. Pierwszy raz jednak powstrzymała go, odwzajemniając uścisk. Zamknął ją
szczelnie w ramionach i trwali tak przez chwilę.
Na ten krótki moment
pozwolili sobie zapomnieć o bitwie. Tylko na sekundę. Zresztą ich przyjaciele
mieli wszystko pod kontrolą, bo Itsuko od razu zaatakowała tysiącami ostrzy En
Shoku, które stworzyły krater w miejscu, gdzie leżał Aizen.
Odkąd dostała Innocence,
co de facto wciąż ją dziwiło, ostrzy było kilka razy więcej i chyba wreszcie
zdołała przynajmniej zadrasnąć Aizena. Tylko tyle potrzebowała.
- Bankai! Chimamire no
bara!
Na klatce piersiowej
Aizena pojawił się pąk róży. Mężczyzna popatrzył na niego i skrzywił się. Bez
wahania sięgnął aby wyrwać „chwast”, ale cały aż zdrętwiał. Za każdym razem,
gdy próbował się go pozbyć, czuł, jakby ktoś wyrywał z niego kawałek duszy, a
przeszywający ból zdawał się nie do zniesienia.
- Chyba muszę cię najpierw
zabić – stwierdził, a jego twarz wykrzywił nieprzyjemny grymas.
Wystrzelił w stronę
Itsuko, ale Akira w porę zareagowała. Nie dał się co prawda złapać po raz kolejny
w jej Grawitację, ale za to uskoczył. Wiedział, jak niebezpieczna jest ta moc.
Nie bez powodu razem z Milenijnym chcieli mieć Akirę po swojej stronie.
Każde z nich starało się
odciążyć Itsuko, która teraz stałą się celem Aizena. Shun użył lodowych igieł i
kilka demonicznych zaklęć. Ayane próbowała choć na chwilę złapać ich
przeciwnika w łańcuch, by pozwolić reszcie na wznowienie ataków, ale zamiast
tego dopadła Shiraia.
Rzucił jej groźne
spojrzenie, ale zanim się uwolnił, Aizen był już przy Itsuko.
- Chidoku – wyszeptała uśmiechając
się.
Trysnęła krew, a Itsuko
spadła w dół. Shirai popędził, aby ją złapać, nim uderzy o ziemię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz