Makoto stał z rękami w
kieszeniach. Od dłuższej chwili wpatrywał się w siostrę z kpiącym uśmiechem na
ustach. Nagle wyprostował się, spoglądając gdzieś na zewnątrz, jakby coś tam
zwróciło jego uwagę. Mitsuko podążyła za nim wzrokiem, ale nie umiała odgadnąć,
o co chodzi.
Wtedy jej brat chwycił
katanę i momentalnie całe pole bitwy spowiło światło. Jednak ona na ślepo
dopadła do swojej katany i stłamsiła blask za pomocą czarnej sfery, w której
zamknęła się wraz z Makoto.
- Co to było? – ofuknęła go.
Do tego czasu wciąż
wierzyła, że da radę się z nim dogadać. Dała się jednak zwieść na manowce i
zaskoczyć. Podejrzewała, że Makoto patrzył na zewnątrz, bo dostał sygnał, do
wykonania swojego zadania. Miała tylko nadzieję, że zdążyła zareagować
wystarczająco szybko.
- Mówiłem ci, że to na nic.
Spełniłem swoje zadanie.
- Makoto, daj spokój. Naprawdę
chcesz pomóc Aizenowi w zniszczeniu Soul Society?
- W odbudowaniu – poprawił
ją Makoto. – Zresztą… Już to zrobiłem. Przez tą chwilę, gdy użyłem zampakuto,
Aizen zdążył dostać się do bariery. Zabije ciotkę Setsuko i resztę.
- A my co ci zrobiliśmy? –
zapytała Mitsuko. – Że pragniesz śmierci cioci Setsu. Co z naszymi przyjaciółmi,
rodzicami?
- To przykre, masz rację,
ale nie obędzie się be ofiar. Poświęcenie jest konieczne.
- Nie pozwolę ci na to –
zadeklarowała.
- Myślisz, że możesz ze
mną wygrać? – zaśmiał się Makoto. – Byłem od ciebie silniejszy. A teraz mam w
sobie fragment mocy Króla Dusz. Jestem wszechmocnym iluzjonistą.
- Myślę, że tak – odparła Mitsuko.
Oboje uwolnili pełną moc i
ciemność zderzyła się ze światłem.
***
- Taraka, nie daj im uciec
– powiedziała Kazumi. W jej oczach szalały płomienie i Hinamoto czuła, że
zwycięstwo mają w kieszeni.
Kazumi pokonała swoje demony i stanęła do
walki. Miała tylko nadzieję, że Akira nie będzie miała problemów z odnalezieniem
Innocence i że będzie w ogóle, co odnaleźć, choć zdawało jej się, że czuje w
oddali ich stłumioną energię. A pole bitwy? Czy wszystko przebiegało zgodnie z
planem? Czy będzie jeszcze co ratować? Nie wiedziała.
Otoczyła ich wodną barierą, tak jak chciała
tego Kazumi. Woda była pod ogromnym ciśnieniem, więc wątpiła, aby nawet Seiko
zdołała przedostać się poza specjalnie utworzony obszar. Teraz tak naprawdę
wszystko należało do Kazumi, choć oczywiście zamierzała ją wesprzeć, jak tylko
mogła. Podejrzewała, że Kazumi będzie chciała zacząć od Seiko, ale naprawdę nie
wiedziała.
- Kaji no kissu!
Zarówno Ryou jak i Seiko
zdawali się bardzo podatni na ten atak, choć nie dawali się powalić na tyle, by
Kazumi mogła zaatakować w inny sposób. Pomimo ogromnego cierpienia Ryou wciąż
unikał fizycznych ataków, a Seiko próbowała podmieniać się z Taraką, która
cudem tylko dawała radę ochronić się wodą ścianą przez płomiennymi atakami.
- Cholera – warknęła Kazumi,
krzywiąc się. Jeśli nie mogła ich pokonać, to musiała ich przynajmniej zająć na
tyle długo, aby umożliwić Akirze wykonanie zadania. – Soren Sokatsui – zmieniła
taktykę, celując w Ryou, który uskoczył, choć tam czekała na niego już z
ostrzem.
Chwycił jej katanę w dłoń
i zdołał ją nawet zranić, bo nie mogła uskoczyć, zostawiając Hanari w jego
rękach. Z boku dziewczyny trysnęła krew.
- Kazumi! – krzyknęła Taraka.
- Nic mi nie jest –
zapewniła przyjaciółkę. – To nic w porównaniu z tym, co już przeszłam. Nie
pozwolę im się stąd wydostać.
***
- Kisuke, do cholery! –
wydarła się Setsuko. – Masz go w końcu czy nie?
- Prawie – odparł Urahara.
– Odbieram słaby sygnał, ale starszy Aizen walczący w pobliżu wszystko zakłóca.
- Podaj mi jego
przybliżoną lokalizację – zażądała Setsuko, uderzając pięściami o blat stolika.
Urahara skrzywił się.
- Wygląda, jakby młodszy
Aizen znajdował się w samym centrum pola bitwy, ale to trochę…
- Skubaniec! – warknęła Setsuko.
– Wiedziałam, że będzie gdzieś, gdzie najmniej się go spodziewamy. Z pola bitwy
najłatwiej koordynować siłami, ale skoro nikt go nie rozpoznał, to znaczy że
złapał nas wszystkich w iluzję.
- Co teraz?
- Idę tam – zadeklarowała Setsuko.
– Młodzi zablokują starszego Aizena, a ja znajdę tego drugiego.
- To zbyt niebezpieczne.
Co zrobisz jak już tam pójdziesz?
- Nie martw się. Mam plan.
- Poza tym jak chcesz go
znaleźć w iluzji? – dopytywał Kisuke.
Setsuko zmarszczyła brwi i
popatrzyła na Ukyo.
- Potrzebuję, żebyś
poszedł pomóc Mitsuko – oznajmiła nagle. – Niestety, ale będziesz musiał stanąć
do walki z Makoto. W tym czasie każ Mitsuko użyć swojego zampakuto i spowić
pole bitwy w mroku. To powinno zniwelować iluzję Aizena i będę w stanie go
znaleźć. Choćby po samym reiatsu.
- Nie mogę zostawić cię
samej – zaprotestował chłopak, ale spojrzenie kobiety jasno mówiło, że nie przyjmie
sprzeciwu, więc skinął głową.
Faktycznie potrzebowała
pomocy Mitsuko, ale też gdy tylko pozbyła się swojego ochroniarza, bo Yakumo
wciąż roznosił Innocence i zniknęła w shunpo. Kierowała się w kierunku pola
bitwy, gdzie ukrywał się młodszy Aizen.
Nie sądziła, że z chwilą,
gdy wydostanie się z bariery, pojawi się przed nią starszyAizen. A tym bardziej, że
równie szybko podążą za nim młodzi. Łańcuch Ayane owinął się wokół jego ręki,
nim zdążył dosięgnąć Setsuko.
Między nimi pojawił się
Shirai, a gdy tylko zniknął wraz z Setsuko, Hiroya użył Bakuhatsu.
- Dlaczego jesteś sama? –
zdenerwował się na matkę Hiroya. – Gdzie Ukyo i Yakumo.
- Mają inne zadania –
odparła Setsuko. – Muszę się dostać do centrum pola bitwy.
- Nie, to zbyt ryzykowne –
zaprotestował Hiroya.
- Czy na pewno macie na to
czas? – zapytał rozbawiony Aizen, atakując.
Tym razem Shirai znów nie
pozwolił mu przedostać się do Setsuko. Zresztą wszyscy młodzi stanęli na
wysokości zadania, skoro wciąż byli w stanie zająć czymś Aizena, nie odnosząc
zbytnich obrażeń.
- Dobra, kurwa, koniec
tego – warknął Inukami, wyraźnie szykując się do uwolnienia Resurection. – Rozerwij,
Hyo Tatsume!
Jego przyjaciele wydali z
siebie okrzyki zdumienia. Zresztą i Setsuko obserwowała go z fascynacją przez krótki moment.
Jego strój zmienił się na
czarny, włosy wydłużyły jak Grimmjowowi, a katana zmieniła się w metalowe
pazury przyczepione do dłoni.
- Super! – powiedział Shun.
– Resurrection Shiraia.
Nawet Aizen wyglądał na
zaciekawionego.
- Teraz cię gnoju załatwię
– zadeklarował Inukami, ale rzucił pospieszne spojrzenie w stronę Itsuko.
Rozległ się ryk. Ryk
należący do rozwścieczonej pumy albo pantery.
- Zupełnie jak ojciec –
powiedziała Setsuko, uśmiechając się pod nosem. – Mam tylko nadzieję, że nie
skończy tak marnie.
Shirai wyciągnął rękę w
stronę Aizena, który nie wyglądał na przejętego. Rozprostował palce, a
powietrze jakby zadrgało i poszarzało. Wszyscy przyglądali się w napięciu temu
zjawisku. Wyglądało to tak, jakby jego moc niszczyła całą przestrzeń. Nie
powietrze, lecz dosłownie wszystko.
- Chaos – wyszeptała z
namaszczeniem Setsuko. – Prawdziwa destrukcja.
Nawet Aizen wyczuł
zagrożenie, bo uskoczył. To wtedy zaatakowały go kolejne różane ostrza Enshoku
należącego do Itsuko. Potem lodowe igły Shuna i kule ognia Hiroyi.
Normalnie Setsuko chętnie
zostałaby, aby poobserwować tą walkę i pomóc młodym. Tym bardziej, że
fascynowała ją moc Shiraia i przerażała za razem. Jednak musiała zająć się
swoim zdaniem, więc skorzystała z okazji, że młodzi przestali ją obserwować.
Użyła shunpo, by jak najszybciej przedostać się na pole bitwy i rozglądała się
za Aizenem.
Nie widziała go, ani nie
mogła wyczuć. Unikając ataków, czekała na pomoc Mitsuko. Wreszcie wyczuła
reiatsu Ukyo we wieży. Tylko chwilę trwało, nim zaczęła się stamtąd wydostawać
ciemność i pokrywać całą okolicę. Mrok pożerał wszystko i nagle wszystko
zniknęło. Miała rację wierząc, że Mitsuko stanie się bardzo silną shinigami.
Nagle ciemność zniknęła,
wszystko wróciło do normy, ale tylko przez chwilę Setsuko poczuła reiatsu
Aizena i wydawało jej się, że nawet go widziała. Moc Mitsuko zadziałała tylko
przez chwilę, ale to wystarczało. Fakt, że była w stanie zakłócić iluzję Aizena
był godny podziwu.
- Aizen! – powiedziała Setsuko,
dopadając do kogoś, kto wyglądał, jak szeregowy shinigami.
- Brawo – odpowiedział rozbawiony,
przeczesując ręką włosy. W tej samej chwili przybrał swoją prawdziwą formę. –
Wymknęłaś się starszemu mnie, po to by przyjść tutaj?
- Jak widzisz – zaśmiała się
Setsuko.
Z jakiegoś powodu
spotkanie Aizena z przeszłości było dla niej trudniejsze niż myślała. Bała się.
Cholernie się bała. Tym bardziej, że nie chciała jeszcze umierać, ale musiała
zrobić wszystko, aby shinigami wygrali wojnę.
- Myślałaś, że możesz coś
zrobić? – zapytał. – Przecież wiem, że straciłaś moc. A zamiast wziąć
Innocence, oddałaś je przyjaciołom.
- I to była dobra decyzja.
- Miałaś szansę trochę
dłużej pożyć. Nie zależało mi na szukaniu cię – westchnął Sousuke, kręcąc
głową. – A ty uciekłaś starszemu mnie tylko po to, żeby przyjść tutaj. Nawet
jeśli udało ci się mnie znaleźć, nic nie możesz zrobić – powiedział Aizen, idąc
w jej stronę. – Twoja hakuda ani nowy miecz nie mają szans. Trzeba było dać się
chronić dzieciom i patrzeć, jak zabijam je jedno po drugim.
- I widzisz – odezwała się
Setsuko, drżącą dłonią sięgając po katanę. – Tutaj się mylisz. Zapłoń, Moeru
Yona!
Buchnęły potężne, czerwone
płomienie, pochłaniając ich oboje. Setsuko nigdy nie przyznała się, nawet przed
Byakuyą, że wcale nie straciła zampakuto. Co prawda jej siła duchowa znacznie zmalała,
to jednak nie zniknęła kompletnie. Miecz od Urahary utrzymywał jej reiatsu w
ryzach i kumulował je właśnie na tą okazję.
W ten jeden atak Setsuko
włożyła całą swoją energię życiową. Nie dlatego, że chciała zaistnieć jako
bohaterka, a dlatego, że wiedziała, że Aizen straci przy niej czujność. Nie
uważał jej już za zagrożenie i w przeciwieństwie do starszej wersji siebie, nie
żywił do niej tak silnych uczuć. Oczywiście negatywnych.
Jego arogancja i pewność
siebie sprawiły, że stracił czujność. Nie docenił jej i na moment opuścił
gardę. Wykorzystała tą chwilę słabości, aby zadać jedyny cios, na jaki było ją
stać z nadzieją, że to zabije ich obydwu.
Wbiła katanę prosto w
serce Aizena, który wrzasnął przeraźliwie. Płomienie zniknęły, a Aizen
zwymiotował krwią i osunął jej się w ramiona, jak stary przyjaciel. Trzymała go
przez chwilę. Mimo wszystko był tylko bardzo nieszczęśliwą, spaczoną przez los
duszą.
Rozpadł się w jej rękach,
zmieniając w duchową materię. A Setsuko zauważyła, jak wiele uwagi przyciągnęła
tym atakiem.
- Setsuko, ty… -
powiedział Toshiro, który znajdował się najbliżej. Ale nawet on nie zdążył
zainterweniować. Wszystko stało się tak szybko. – To była…
- Moeru Yona, tak –
przytaknęła, opierając się o katanę.
- Właśnie pokonałaś
Aizena!
- Wygraliśmy! – krzyknął ktoś
w tłumie.
Setsuko jednak nie
wyglądała na uradowaną. Na jej twarzy malowało się przerażenie, gdy każdą chwilą coraz bardziej docierało do
niej, że wcale nie wygrali. Być może cudem udało jej się zabić młodszego
Aizena, wykorzystując jego słabości, ale starszy Aizen wcale nie zniknął.
- On żyje – wyszeptała,
wpatrując się w Toshiro, który również dostrzegł potężne reiatsu. – On żyje –
powtarzała. - Starszy Aizen wciąż żyje.
- Pokonamy go. Wygramy –
zapewnił ją Hitsugaya, ale Setsuko upadła na kolana.
- Nie… Nie mamy szans.
Nasza jedyna szansa na zwycięstwo… Wszystko opierało się na śmierci młodszego
Aizena – wyjaśniła Setsuko, a w jej oczach pojawiły się łzy.
Nie zostało jej wiele
czasu ani energii. Wykorzystała prawie całą. Zmarnowała ją na pokonanie Aizena,
które wcale nie dało im zwycięstwa. Nie mieli szans.
- Trzymasz się? – zapytał Toshiro,
pojawiając się obok niej. – Twoje reiatsu jest bardzo słabe. Zabiorę cię do
Unohany.
- Nie, to już i tak bez
znaczenia.
- Nieprawda.
- Przegraliśmy. Toshiro.
Przegraliśmy - powiedziała cicho.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz