Tego popołudnia byli sami. Kazumi poszła
do Toshiro, który miał akurat trochę wolnego, a Hiroya zabrał Ayane na randkę
gdzieś w Rukongai. Byakuya właśnie się kąpał po ciężkim dniu w pracy. W tym
czasie Setsuko krzątała się po sypialni, próbując znaleźć odpowiedni strój na
wieczór, a te bywały różne.
Czasem wyglądała jak bezdomna,
ubrana w stare, wygodne ubrania. Jednak tego dnia marzyło jej się coś bardziej
fikuśnego. Wyciągnęła swój ulubiony zestaw bielizny i ubrała sukienkę. Włosy
zaś rozpuściła i poprawiła lekko makijaż.
- Wybierasz się gdzieś? – zapytał Byakuya,
opierając się o futrynę. Miał na sobie tylko spodnie, a z włosów wciąż spadały
krople wody i toczyły się po nagim torsie. – Nie mówiłaś, że wychodzisz.
- Nie, nigdzie się nie wybieram –
odparła Setsuko, uśmiechając się. – Po prostu chciałam dla ciebie ładnie
wyglądać.
- Dla mnie zawsze jesteś piękna –
rzucił Byakuya i wszedł do środka pokoju. Usiadł na brzegu łóżka, susząc włosy,
jednak dostrzegając, że kobieta przygląda mu się wyczekująco, zapytał: - Co się
stało?
- Nic, miałam nadzieję, że spędzimy jakoś
miło wieczór.
- Masz coś konkretnego na myśli?
- No wiesz, dzieci wyszły, mamy cały
dom dla siebie. Pizza i Netflix?
- Pizza i co? – strapił się Byakuya.
- Nieważne – westchnęła Setsuko. –
Tak się tylko mówi. Zdejmuj spodnie, będziemy się pieprzyć.
- Co? – zapytał Byakuya, omal nie zadławiając się powietrzem.
Małżonka zawsze czymś go zaskakiwała. Przez te wszystkie lata nigdy nie przestała. Nie dziwił go ani wulgarny język, ani otwartość. Bardziej nagła deklaracja po tym, jak nieśmiałe podchody robiła, zamiast powiedzieć, że chciałaby spędzić razem wieczór.
- No i po co to zdziwienie? Już uprawialiśmy seks, pamiętasz? I to nie raz. W końcu jesteśmy małżeństwem - powiedziała, nadymając policzki.
Małżonka zawsze czymś go zaskakiwała. Przez te wszystkie lata nigdy nie przestała. Nie dziwił go ani wulgarny język, ani otwartość. Bardziej nagła deklaracja po tym, jak nieśmiałe podchody robiła, zamiast powiedzieć, że chciałaby spędzić razem wieczór.
- No i po co to zdziwienie? Już uprawialiśmy seks, pamiętasz? I to nie raz. W końcu jesteśmy małżeństwem - powiedziała, nadymając policzki.
- Tak, to wiem, ale jakoś inaczej
się dziś zachowujesz - stwierdził Byakuya, odzyskując rezon. - Na pewno wszystko w porządku?
- Po prostu myślałam, że możemy
wypróbować w łóżku coś nowego.
- Czyli zaczynam cię nudzić –
westchnął Byakuya, pochmurniejąc. - To dlatego postanowiłaś podbić moje kapitańskie biuro?
- Nie – zaprzeczyła pospiesznie
Setsuko. – Po prostu są rzeczy, których zawsze chciałam spróbować. Teraz gdy
nasze dzieci są już dorosłe, mamy więcej czasu dla siebie, a i coraz młodsi też
się nie robimy.
- Rozumiem...
Nie rozumiał. Jemu było dobrze tak, jak było dotychczas.
Nie rozumiał. Jemu było dobrze tak, jak było dotychczas.
- To co? – zapytała z nadzieją
Setsuko. – Dasz się przekonać na małe urozmaicenie?
- Zależy co wymyśliłaś – mruknął Byakuya,
wyraźnie obawiając się tego, co może usłyszeć.
- Wiesz, że cię kocham, Byakuya i że
jesteś jedynym mężczyzną, którego pragnę – zadeklarowała, oblizując lubieżnie
usta. – Ale zawsze chciałam zobaczyć cię przypiętego kajdankami do łóżka.
- Kajdanki – powtórzył Kuchiki. – Niestety
ich nie mamy - dodał z nieukrywaną ulgą.
- A nie, nie! Kupiłam kiedyś i
trzymałam na jakąś okazję – oznajmiła wesoło Setsuko, wyciągając je z szuflady
z kosmetykami. Para puchatych, różowych kajdanek. – To co?
- Och… - mruknął Kuchiki, wyraźnie
rozczarowany tym, jak dobrze przygotowana była Setsuko. – Przyznaję, że niezbyt
mi się to podoba.
- Czemu? Przecież nigdy nie
przeszkadzało ci, gdy jestem na górze.
- Nie - nie westchnął mężczyzna. - Nie w tym rzecz.
- Więc w czym?
- Te kajdanki, to naprawdę potrzebne?
- Chociaż na chwilę – poprosiła Setsuko, biorąc go na minę zbitego psiaka.
– Jeśli ci się nie spodoba, to najwyżej je zdejmę. Dobrze?
- Nie umiem ci odmówić – westchnął Byakuya, nie poraz pierwszy tego wieczoru,
a blondynka klasnęła w dłonie.
Pchnęła go na materac i już po chwili Byakuya
leżał, przypięty puchatymi, różowymi kajdankami do ramy łóżka. Setsuko wyszczerzyła
zęby i wspięła się na niego, siadając okrakiem na jego kroczu. Nachyliła się nad mężem i pocałowała
go namiętnie. Potem wyprostowała się, obserwując go dłuższą chwilę.
Napawała się tym widokiem, który
przeszedł jej najśmielsze oczekiwania. Nie byli już tacy młodzi jak kiedyś, ale
jako shinigami mieli tą przewagę, że nie starzeli się tak szybko. Nie wyglądali
może zupełnie tak młodo, jak dziewiętnaście lat temu, ale wciąż całkiem nieźle.
Byakuya wciąż był przystojny, a jego
ciało w dobrej formie. Umięśniony tors i ramiona, teraz uwydatnione przez pozycję,
w jakiej się znajdował. Setsuko dłuższą chwilę błądziła wzrokiem po umięśnionym
brzuchu, klatce piersiowej i ramionach.
Zagryzła wargę, przesuwając dłońmi
po skórze ukochanego. Pochyliła się raz jeszcze i zaczęła całować go po szyi i
obojczyku, schodząc coraz niżej. W tym czasie zabrała się już za
rozpinanie spodni. Jednak zadzwonił telefon. Najpierw próbowała go zignorować,
ale ktoś uparcie się dobijał. W końcu odebrała, prostując się, ale nadal
siedząc na nie do końca rozebranym mężu.
- Słucham – mruknęła poirytowana. –
Ach, Yama-ji. Ale że teraz? – zapytała, marszcząc brwi. – Nooo, może nie jakoś
strasznie zajętaaaaaale nie mogę powiedzieć, żebym się nudziła. To ważne? Ach,
dobrze, zaraz będę – powiedziała i rozłączywszy się, popatrzyła smutno na
Byakuyę.
- Głównodowodzący? – odgadł.
- Tak. Mam zaraz przyjść. Poczekaj,
sprawdzę o co chodzi i zaraz będę z powrotem.
- Setsuko – przeraził się Byakuya. –
Chyba nie chcesz mnie tak zostawić?!
- Przecież zaraz wrócę.
- Setsuko?! Rozkuj mnie natychmiast,
skoro chcesz iść.
- Wytrzymasz. Za chwilę będę z
powrotem – rzuciła na odchodne i wybiegła. – Nawet nie zauważysz!
- Setsuko!
W odpowiedzi usłyszał jedynie
zamykane w pośpiechu drzwi. Został sam.
***
Pomimo tego, że kapitan Kuchiki
wyszedł tego dnia stosunkowo wcześnie, Renji wciąż siedział w biurze. Sam był
sobie winny. Obijał się przez cały dzień pod pretekstem treningu z podwładnymi
i zupełnie zapomniał o niedokończonej części dokumentów.
Właśnie dlatego siedział teraz po
godzinach, uzupełniając ostatnie raporty. Nie było ich dużo, ale musiały być
skończone. Normalnie pewnie by się tym nie przejmował i poszedł do domu. Mógłby
to dokończyć następnego dnia, ale nie tym razem. Kończył się miesiąc, co
znaczyło, że wszystko musi być wprowadzone także do systemu, aby oddział szósty
nie był w tyle z rozliczeniem.
Wszystko szło dobrze, gdyby nie kilka
dokumentów wymagających podpisu kapitana. Te musiał zeskanować i przesłać
dalej. Niestety jako że Kuchiki wrócił do domu, Renji był teraz w kropce. Na radę
Corrie też nie mógł liczyć, bo ta zaraz po pracy udała się do oddziału Piątego,
by zobaczyć, jak Kira sobie radzi. Zwłaszcza teraz, gdy nie miał zastępcy.
Abarai nie miał innego wyjścia, jak pójść
do domu swojego kapitana i szwagra zarazem, by poprosić go o podpisy. W drodze miał
czas na wymyślenie jakiejś sensownej wymówki, dlaczego jeszcze tego nie zrobił,
więc powinno się udać.
Po drodze mijał się Setsuko, która wystrojona dokądś się śpieszyła. W końcu dotarł do rezydencji i zadzwonił do drzwi. Cisza.
Zadzwonił jeszcze kilka razy, ale nikt nie otworzył. Renji wyczuwał jednak
reiatsu Byakuyi, więc ten musiał być w domu.
Nawet jeśli spał, Renji nie miał
innego wyjścia i musiał go obudzić, choć wątpił, aby jego dowódca leżał już w
łóżku o tak wczesnej porze. Być może coś czytał i zwyczajnie nie słyszał
dzwonka.
Toteż Renji nacisnął na klamkę, a że
drzwi się otworzyły, wszedł do środka. W końcu i tak był poniekąd częścią
rodziny. Od wielu lat był mężem siostry Byakuyi, więc uznał, ze nic się
nie stanie, jeśli nie będzie czekał przed drzwiami. Już nie raz tak robił,
nawet jeśli Byakuya zawsze go za to rugał.
- Kapitanie – zawołał, wchodząc do
salonu, ale odpowiedziała mu cisza. Zajrzał do kuchni, oraz do ogrodu, więc
skierował swoje kroki na piętro, gdzie mieściła się sypialnia. Drzwi były
uchylone, więc nie pukał. Wszedł od razu do środka, mówiąc: - Przepraszam, że
przeszkadzam, kapitanie, ale potrzebuję, żebyś podpi… - Zamarł. Zobaczył swojego
kapitana jedynie w spodniach z odpiętym rozporkiem, przykutego do ramy łóżka
puchatymi, różowymi kajdankami. Kuchiki siedział trusia, rzucając gromy z oczu,
ale to nic nie dało. Renji długo się powstrzymywał, ale w końcu ryknął
śmiechem. - Zostawiła cię tak, kapitanie? – zapytał, nic sobie w tej chwili nie robiąc z
realnej groźby śmierci, jaka nad nim zawisła. – To ja może wrócę później –
powiedział, opanowując się.
Głównie pod wpływem podniesionego
poziomu reiatsu dowódcy. Jego energia wypełniła pokój, praktycznie pozbawiając Abaraia
powietrza.
- Rozkuj to – rozkazał Kuchiki, łypiąc
groźnie na swojego zastępcę. – Natychmiast. - Przerażony nie na żarty Renji, wypełnił polecenie i
odsunął się jak najszybciej, w obawie o własne życie. – Renji – odezwał się
ponownie Byakuya, a Renji aż podskoczył. – Nigdy, przenigdy, pod żadnym pozorem nie powiesz nikomu o tym, co dziś widziałeś. Inaczej... - Nie musiał kończyć. Renji wiedział,
że czekają go takie tortury, jakich nawet sobie nie wyobraża, jeśli puści parę.
– To Rukia będzie mogła sobie szukać nowego męża i ojca dla swoich dzieci.
- Tak jest kapitanie. Nie pisnę
nawet słówkiem! – zasalutował Renji.
- Po co w ogóle przyszedłeś? –
zapytał Byakuya, ubierając się, jakby nic się nie wydarzyło. Zachował kamienną
twarz i zapinając koszulę, zwrócił się do swojego zastępcy. – Nie przyszedłeś tu bez powodu.
- Tak. Jeszcze kilka dokumentów… Bez twojego
podpisu, kapitanie, nie mogę wysłać ich dalej – wyjaśnił Abarai, podając dowódcy
pliczek kartek.
Starał się zachować poważną minę, bo
wiedział, że inaczej wpakuje się w kłopoty. Zdradzało go jednak drżenie ramion.
Kuchiki łypnął na niego srogo, ale nic nie powiedział. Zamiast tego zszedł na
dół, do salonu, gdzie usiadł z papierami i zaczął je przeglądać.
Upewnił się, że w raportach nie ma
błędów i podpisał je. Po tym wręczył Renjiemu, wstając z kanapy. Tym samym też
zwiększył ponownie poziom reiatsu, przypominając o swojej groźbie.
Na to Renji wykonał gest, jakby
zakluczył usta, a klucz wyrzucił za siebie i pospiesznie opuścił rezydencję.
***
Tymczasem Setsuko dotarła do
oddziału pierwszego i przywitała się z czekającym na nią Yumichiką.
- Yumi, czy to dobrze, że już
wróciłeś do pracy? – zapytała z troską.
- Rany goją się prawidłowo, już są
prawie całkowicie wyleczone. Tu i tak głównie siedzę przy biurku, więc nie ma
powodu do obaw.
- No dobrze, ale uważaj na siebie.
- Obiecuję. A teraz idź,
Głównodowodzący czeka na ciebie w biurze.
Setsuko skinęła głową i udała się we
wskazane miejsce. Zastała tam nie tylko Genryusaia, ale także Kazumi i Akirę.
- Setsuko, jesteś – zauważył Główndowodzący,
przerywając rozmowę. – Chodź, usiądź.
- Coś się stało, dziadku?
- Nie. Nic się nie stało. Siadaj. Chciałem
z wami porozmawiać.
Spełniła polecenie i usiadła na
wolnym krześle obok swojej córki oraz Akiry, szybko zapominając o czekającym w
domu mężu.
Ok, obyło się bez strat w ludziach i naczyniach, chociaż było blisko. Zaczynają się TE rozdziały i na samą myśl zaczynam chichotać jak głupia, a Daniel patrzy na mnie z miną, jakby miał obok siebie wariatkę. I nie chce zupełnie wiedzieć, co Te rozdziały zawierają.
OdpowiedzUsuńNo cóż, Setsu zaczyna żyć na całego, mocniej i szybciej, co nie do końca podoba się Byakuyi. Mam wrażenie, że on nie myśli o tym, że mogą zginąć, nie przetrwać tej wojny, że jest pewny swoich umiejętności i nie chce, nie potrafi przyjąć myśli o ewentualnej porażce. Poza tym nie oszukujmy się, to Byakuya. Takie ekstrawaganckie rozrywki raczej nie są w jego stylu, więc się wcale nie dziwię, że nie pałał optymizmem. Zwłaszcza że Setsu zaraz go zostawiła i o nim zapomniała.
Biedny Renji sam się wkopał, ale jakie to dla niego typowe. Obawiam się o Szóstkę, gdyby Corrie tam nie było. Owszem, Renji jest świetnym porucznikiem, ale do czasu aż trzeba usiąść do papierów. Biedactwo, teraz będzie musiał jakoś sobie poradzić z tym, co zobaczył i najlepiej zapomnieć. A znając jego gadulstwo...