- Mam wrażenie, że w ogóle
się nie staracie – westchnął Tykki, kręcąc głową z dezaprobatą i po raz kolejny
spróbował zaatakować Byakuyę, który zasłonił się Senbonzakurą, pozwalając
Rangiku na atak Haineko.
Kuchiki skrzywił się,
widząc, że Tykki zaczyna się domyślać, że coś jest nie tak. Był silny i
faktycznie musieli być ostrożni, ale wyraźnie zdawał sobie sprawę z tego, że różnica
w sile nie jest aż tak miażdżąca, by nie mogli wyprowadzić żadnych ataków.
Po prawdzie mieli go na
razie spowolnić. Tylko dopóki Setsuko nie dam im sygnału, ale najpierw do Heuco
Mundo musiała dotrzeć Kazumi wraz z Innocence. Wyglądało na to, że będą musieli
się z Rangiku bardziej postarać, jeśli nie chcą, aby Tykki zaalarmował resztę.
Starali się jednak
oszczędzać energię. Byakuya spojrzał znacząco na Rangiku, a ta skinęła głową.
Wnet pojęła o co mu chodzi i zaatakowała Haineko, pchając Tykkiego prosto w wir
szalejących ostrzy Senbonzakury.
***
Wnikała w swoim życiu już
do wielu umysłów, używając zampakuto. Jednak to, co znalazła u Road
przechodziło jej wszelkie wyobrażenia. Było tam mroczniej i straszniej nawet
niż wspomnieniach Kazumi. Powinna była się tego spodziewać. Road była
władczynią snów, więc wnętrze jej głowy musiało być przerażającym miejscem.
Zastanawiała się, czy zawsze tak było.
Musiała przedostać się
przez mrok i dotrzeć do duchowego świata Road. Nawet jeśli nie była już
shinigami, na pewno posiadała coś podobnego. To tam musiała dotrzeć Hotarubi,
by w pełni wykorzystać swoją moc. To tam mogła zasadzić coś, co zablokuje część
mocy dziewczyny i umożliwi jej pokonanie.
Miała tylko nadzieję, że
Corrien wytrwa do tego czasu. Shiroyama była silna, ale miała przed sobą nie
lada zadanie. Z drugiej strony skoro wybrała ją Setsuko, to znaczy, że wszystko
powinno być dobrze. Kobieta przez lata nauczyła się bardziej ufać intuicji
przez co jej plany były również coraz bardziej doskonałe.
Wydawało jej się, że
wyszła z mroku. Na niebie świecił krwawy księżyc. Dlaczego jej to nie dziwiło?
W końcu byłą w umyśle władczyni snów, spaczonej przez nienawiść. Z otaczającego
jej ciemnego lasu zaczęły wychodzić potwory. Karykatury samej Road. Czy były to
jej myśli, czy może pułapka zastawiona na intruzów, ciężko było stwierdzić.
Niemniej bez wątpienia nie
był to jeszcze duchowy świat dziewczyny. Aizawa musiała brnąć dalej, tnąc
powyginane postaci z pustymi twarzami. Nie miała dużo czasu.
***
- Dobra robota, Road –
powiedział ciemnowłosy mężczyzna, uśmiechając się ciepło i zmierzwił jej włosy.
– Coraz lepiej panujesz nad swoją mocą. Jeśli będziesz dalej trenować, niedługo
Głównodowodzący pozwoli ci dołączyć do któregoś z oddziału.
- Mam taką nadzieję –
odparła dziewczyna. – Chcę być silną shinigami tak, jak ty. Chcę walczyć z
youkai i chronić ludzi.
- Wiem i bardzo mnie to
cieszy, ale powinnaś znaleźć własną drogę. Nie jestem aż tak wspaniały, by mnie
naśladować.
- Nie powinieneś jej się
dziwić, Shougo – odezwała się Akira, która siedziała nieopodal na kamieniu,
obserwując trening swojego brata z ich kuzynką. – Jesteś pierwszym shinigami z
naszego rodu i jednym z pierwszych shinigami w ogóle. Jesteś dumą naszej
rodziny i wzorem do naśladowania.
- Gdybym tylko mógł
powstrzymać konflikty, które narastają – westchnął Shougo, pochmurniejąc.
- Nie martw się Sho! –
odezwała się Road. – Gdy już opanuję swoją moc i zostanę shinigami, możemy
razem spróbować zwalczyć konflikt. Jeśli będę mogła użyć moich snów, by pokazać
wszystkim prawdę, jestem pewna, że wtedy wszystko się zmieni.
- To prawda, że twoje sny
mogą pomóc – odparł Shougo, choć bez przekonania. – Dostałaś najpiękniejszą z
mocy, jakie podarował duszom Król. Obawiam się tylko, że jeśli nie będziemy
rozważni, pozostałe rody uznają to za sztuczkę.
- Ale Król Dusz naprawdę kontaktował
się ze mną – zadeklarowała z poważną miną Road.
- Wiem. Ale oni tego nie
wiedzą.
- Mówił, by pozwolić Hanae
zostać kolejnym dowódcą. Że ona będzie potrafiła poprowadzić shinigami w dobrą
stronę i zapobiegnie wielu konfliktom w przyszłości.
- Gdyby tylko się tak
dało.
***
- Rozprawię się z tobą, a
potem zabiję Hotarubi – zagroziła Road. Jej twarz wykrzywiał grymas nienawiści.
– Jak śmiała wejść do mojego umysłu.
- Czyżbyś nie potrafiła
jej tam pokonać? – zapytała Corrie. – Wszystko jest dobrze, dopóki bawisz się
na własnych zasadach, prawda?
- Zamknij się! Zamknij
się! Zamknij się!
W powietrzu pojawiły się płonące
świeczki. Wszystkie zakończone szpikulcami. Road machnięciem ręki posłała je w
stronę Corrien, ale ta powstrzymała je jednym śnieżnym podmuchem, zmieniając je
w sople lodu.
- Road, przykro mi, ale
nie mogę pozwolić ci wygrać – oznajmiła Shiroyama. – Moi przyjaciele liczą na
mnie.
- Shinigami i ta wasza
przyjaźń. Pogardziliście nią dawno temu, jak śmiecie się tym wymawiać!
Corrien westchnęła. Nie
chciała walczyć. Zawsze uważała, że Road zasługuje na współczucie. Była taką
smutną istotą, choć przy tym jedną z najbardziej niebezpiecznych.
- Gin no Kiri –
powiedziała Corrie, wiedząc, że nie może jeszcze porywać się na pełną walkę.
Road była dla niej zbyt
potężna, a i właściwy czas jeszcze nie nadszedł.
***
- Kurna! Dlaczego ja mam
walczyć z dziećmi?! – darł się Madarame, wymachując zampakuto w formie shikai.
- Bo te dzieci są wciąż
bardzo silne – przypomniał mu Soichiro. – Nawet jeśli nie ma z nimi już Arimy i
jego Touch of Death, ani tej dziewczynki kontrolującej ludzi, nie zapominaj, że
to te dzieci zabiły mojego syna.
- Shigeru był tylko oficerem.
- Zabiły też kapitana
Kurogane i omal nie pozbawiły życia twojego przyjaciela, Ayasegawy.
- A ty co, książkę o tym
piszesz? – warknął Ikkaku. – Dlaczego w ogóle Setsuko dobrała mnie w parze ze
swoim starym.
- Nie wiem, ale musiała
mieć w tym jakiś cel – westchnął Soichiro. – Cieszy mnie to, bo dzięki temu
mogę pomścić Shigeru.
- Sam bym sobie poradził.
- Jemu też się tak wydawało.
- Nie potrzebuję niańki –
pokrzykiwał Ikkaku, nawalając w tarczę Amari. Co prawda ostrzegano go, że
dziewczyna odbija ataki, ale na razie wyglądało na to, że nie te fizyczne. A
nawet jeśli, to zdecydowanie nie w takiej ilości. Toteż uderzał do skutku.
Zamierzał rozpierdolić tą dziwną, magiczną tarczę i pokazać wszystkim, kto w Gotei
13 jest najlepszym wojownikiem. – Może powinieneś się wycofać z walki, staruszku?
- Nie nazywaj mnie
staruszkiem – warknął Soichiro, aktywując bankai, a wokół niego buchnęły
płomienie. Cały ród Miyagi od pokoleń słynął z ognistych zampakuto. Pomimo
strefy spowolnienia, która była specjalnością Shinobu, płomienie nawet w
zwolnionym tempie, wciąż drażniły chłopaka. – Myślę, że moja córka wiedziała,
co robić. Powoli, metodycznie, ale zdołamy ich pokonać.
Madarame prychnął tylko w
odpowiedzi.
***
- A więc tak wygląda głowa
klanu Noah – powiedział Kyouraku. – W swoim czasie nawet przystojny był z niego
facet.
- Shunsui, wydaje mi się,
że to nie pora na takie komentarze – skarcił go Ukitake.
- Przestań. Na komplementy
każda pora jest dobra, a ja jedynie stwierdziłem fakt.
- Skupcie się – warknął Genryusai.
- Postarzałeś się,
Yamamoto. Pewnie łamie cię w krzyżu.
- O to się nie martw. Wciąż
mogę walczyć.
- Tak, chyba nawet wiem
dlaczego – roześmiał się Milenijny, wpatrując się w Głównodowodzącego, jakby
mógł widzieć przez niego na wylot. – W końcu jesteś najstarszym żyjącym
shinigami. Dziwne, że żaden z twoich podwładnych nigdy się nad tym nie
zastanowił. Gotei 13 zrobiło im niezłe pranie mózgu.
- Mam tego dość –
westchnął Kyouraku, wywracając oczami. – Myślałem, że będziemy walczyć na
miecze, a nie na wciepy.
- A ja tam nie narzekam – odparł
Ukitake. – Walka na disy jest całkiem ciekawa.
- Ale już wystarczy –
stwierdził kapitan Ósemki, znikając w shunpo.
Pojawił się tuż za
Milenijnym i zdawało się, że jego katana dosięgnie celu. Jednak zanim
ktokolwiek zdążył się zorientować, mężczyznę coś walnęło, odrzucając go tak
daleko, że uderzył plecami o mury Las Noches.
- Shunsui! – krzyknął zaniepokojony
Ukitake.
- Głupcy – roześmiał się
Arya. – Jesteście o tysiąc lat za młodzi, aby się ze mną mierzyć.
- Na to wygląda – odparł rozbawiony
Kyouraku, wygrzebując się z gruzu i poprawiając swój słomiany kapelusz. – Choć nie
powiem, bolało.
***
- Potrzebujecie pomocy? – zapytał
Kira, pojawiając się obok Toshiro i Hisagiego. – Przyszedłem ze wsparciem.
- Czy my wyglądamy,
jakbyśmy potrzebowali pomocy, Kira?
- A ty nie masz w ogóle
czasem swojego zadania? – zapytał Toshiro, patrząc sceptycznie na Izuru.
Ten wzruszył smutno
ramionami.
- Nasi wrogowie się nie
zjawili. Setsuko kazała nam pomóc pozostałym.
- I przyszedłeś akurat
tutaj? – zdenerwował się Toshiro.
W ich stronę poleciało
kolejne Cero, które Kira przeciął w pół, sprawiając, że atak ominął ich,
wybuchając za ich plecami.
- Popisujesz się,
przyjacielu – prychnął Hisagi, kręcąc łańcuchem Kazeshiniego. – Pozwól, że pokażę
ci, jak się to robi – dodał, wystrzeliwując w stronę Ciffera.
Ten chciał się ruszyć, ale nie zauważył,
że jego nogi przymarły do ziemi. Odparł atak, łapiąc ostrze dłonią.
- Chwila -
mruknął Toshiro, blednąc. – Jak to wasi wrogowie się nie pojawili?
- Normalnie – powiedział Kira, drapiąc się
po nosie.
- Ale to przecież oznacza, że są w Arce!
- No tak – strapił się blondyn. – Setsuko kazała
się nie przejmować.
- Przecież tam jest Kazumi.
- Nie poszła sama. Setsuko mówi, że
dziewczyny sobie poradzą.
- Nie chce wam przeszkadzać, panowie – zawołał
Hisagi, odbierając kolejne ataki Uluquiory, który już dawno wydostał się z
lodu. – Ale może byście pomogli?
- Nie miałeś pokazać „jak to się robi”? –
zapytał Kira, a na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek.
Szybko jednak zniknął w
shunpo i gdy Toshiro poraz kolejny zamroził Ciffera, aby go nie uruchomić, Kira
aktywował bankai i uderzył w katanę Czwartego.
- Spróbuj teraz nim
pomachać – zaśmiał się szyderczo Hisagi.
***
Cała trójka przemieszczała
się w pośpiechu uliczkami Arki. Zaszły już dość daleko, a wciąż nie natknęły
się na wrogów. To dobrze. Im szybciej dotrą do katedry i znajdą Innocence, tym
lepiej.
Wtedy Akira zatrzymała
się, powstrzymując towarzyszki gestem dłoni.
- Ktoś się zbliża – powiedziała,
wyczuwając energię.
- Seiko i Ryou – przytaknęła
Kazumi bez cienia wahania. – Schowajmy się.
- Racja, nie mamy czasu na
walkę – potwierdziła Akira i cała trójka schowała się w jednym z pokoi.
Nikogo tam nie było. Wyglądało to jak niewykorzystany
składzik na miotły. Dziewczyny stały przy drzwiach, nasłuchując.
- Wkurza mnie, że Aizen kazał nam zostać –
usłyszały głos zbliżającej się Seiko. – Dlaczego akurat my?
- Bo tylko my schrzaniliśmy bardziej niż Amari
i Shinobu. Oni chociaż zabili kapitana trzeciego oddziału. Mamy patrolować
Arkę, na wypadek gdyby shinigami coś wymyślili.
- Przecież nikogo tu nie ma – naburmuszyła
się Seiko.
Kazumi wstrzymała oddech. Z jednej strony
chciała tam wyjść i walczyć z nimi, a z drugiej modliły się, aby ta dwójka już
sobie poszła. Miały misję do wykonania. Ważną misję.
Głosy ucichły. Dziewczyny popatrzyły po
sobie, zgodnie uznając, że zagrożenie minęło. Taraka ostrożnie uchyliła drzwi i
wyjrzała na zewnątrz.
- No hej – powiedziała Seiko, która stała tuż
przed drzwiami. – Wreszcie postanowiłyście wyjść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz