Obserwatorzy

Rumours


sobota, 11 kwietnia 2020

Chapter 91 ~ The lightness and the darkness


            Najpierw Grimmjow, a potem nawet Kazuma. Człowiek, którego kochała przez połowę swojego życia i który był jej cennym przyjacielem. Zginął w walce, a ona nic nie mogła zrobić. Jedynie przyglądała się temu wszystkiemu ze swojej bezpiecznej kryjówki.
            Uderzyła kilka razy pięścią w ścianę, krzycząc rozpaczliwie. W końcu przestała, gdy z rozwalonej dłoni, zaczęła sączyć się krew, pozostawiając smugę na białej ścianie. Zawyła raz jeszcze, próbując powstrzymać się od opuszczenia wieży skazańców i ruszenia do walki, ale dłużej już tak nie mogła.
            - Kazuma – powiedziała cicho, pozwalając sobie na ostatnie łzy. W końcu otarła je, doprowadzając się do porządku. Położyła dłoń na rękojeści zampakuto i dodała: - Przepraszam, Moeru. Jeszcze nie mogę cię użyć, ale nie mogę też dłużej siedzieć bezczynnie.
            W międzyczasie wyczuła też kilka innych gasnących reiatsu. Na przykład porucznik Kotetsu, czy Hinamori. Pomyślała o Kirze, z którym ostatnio nieco się skonfliktowała. Zapewne będzie cierpiał po utracie przyjaciółki. Jednak nie mniej od Yumichiki, którego ukochany zmarł mu w ramionach.
            A to był jedynie wierzchołek góry lodowej. Tego dnia poległo wielu shinigami. Tych bardziej jej znanych i tych zupełnie obcych. Dobrze, że chociaż dzieci były bezpieczne w świecie ludzi. Z dala od tej tragicznej bitwy.
            Setsuko wyciągnęła z za paska broń, którą stworzył dla niej Urahara i wybiegła z wieży skazańców. Poruszała się z pełną prędkością, używając shunpo, a pomimo tego nie zdążyła nawet dotrzeć do schodów prowadzących z Sokyoku do głównej części Seireitei, gdzie toczyła się znaczna część walk.
            Pojawił się przed nią dosłownie znikąd, co jedynie potwierdzało przypuszczenia, że cały czas jej szukał. To dlatego znalazł ją w pierwszej chwili, gdy tylko dezaktywowała bransoletkę i wyszła z ukrycia. Po raz pierwszy od dziewiętnastu lat stanęła oko w oko ze swoim największym wrogiem oraz koszmarem.
            - Dobrze wyglądasz, Setsuko – powiedział, uśmiechając się, jak to miał w zwyczaju, ale kobieta nie miała wątpliwości, że wcale nie cieszy go to spotkanie. A może na swój sposób cieszyło? – Czas był dla ciebie bardzo łaskawy. Pięknie wyglądasz.
            - Nie chrzań – warknęła, pocierając wciąż mokry i czerwony od płaczu policzek. – Wiem, że przyszedłeś mnie zabić.
            - Podejrzewam, że mamy podobne intencje. Jednak tylko ja jestem w stanie doprowadzić swój plan do realizacji.
            - Przekonajmy się więc – zaproponowała Setsuko.
            Uderzył ją silny powiew wiatru, spowodowany przez reiatsu Aizena. Blond włosy zafalowały, ukazując lewe oko kobiety, które zazwyczaj zakrywała grzywką.
            - Więc w końcu straciłaś wzrok w lewym oku kompletnie – zauważył.
            - Lata temu.
            - To musi strasznie utrudniać walkę.
            - Niespecjalnie. Wszystkie te lata spędziłam trenując z myślą o tym dniu.
            - Co takiego trenowałaś, skoro straciłaś zampakuto?
            - Mam zastępczy miecz, a przez lata szlifowałam swoją szermierkę – zadeklarowała Setsuko, uśmiechając się smutno, na wspomnienie wszystkich lat spędzonych w paranoicznym strachu przed Aizenem. A teraz stał tuż przed nią. – Wiesz, że nigdy ci nie wybaczę, prawda? – zapytała, patrząc mu w oczy. – Za Shigeru, Za Kazumę. Za wszystkich bliskich których straciłam. Teraz i wtedy. I za nią?
            - Ach, mówisz o swojej matce? – zorientował się Aizen, a Setsuko skinęła głową.
            - Wiedziałam, że kiedyś powrócisz. Ani przez chwilę w to nie zwątpiłam.
            - A więc się zorientowałaś.
            - Już wtedy wiedziałeś, że ktoś wyciągnie cię z przeszłości do naszych czasów, a potem uwolni.
            - Masz rację.
            - Wiedziałeś, że to będzie Kazumi - mówiła dalej Setsuko. - Zaplanowałeś to?
            - Zaplanowałem to, że uwolni mnie Taraka - wyznał Aizen i roześmiał się. - Kazumi była jedynie wesołym zbiegiem okoliczności. – Jaka szkoda, że okazała się taka, jak jej matka.
            - Nie jest taka jak ja. Jest lepsza. Nawet jeśli mnie zabijesz, ta dziewczyna i jej przyjaciele… Oni cię zniszczą. Raz na zawsze. Są moją nadzieją. Nadzieją Gotei 13. Są dziećmi elity. Silni, dobrze wyszkoleni i dużo sprytniejsi. 
            Ostrze Aizena śmignęło jej przed oczami. Ledwo uniknęła ciosu, a i tak straciła kilka blond kosmyków. Z twarzy Aizena po raz pierwszy zniknął szarmancki uśmiech, ukazując jego prawdziwe oblicze. Pełne pogardy i nienawiści wobec niej i shinigami.
            - Taka mina o wiele bardziej do ciebie pasuje – oznajmiła Setsuko, szczerząc zęby. – Chyba po raz pierwszy ukazujesz swoje prawdziwe barwy.
            - Zetrę ten uśmieszek z twojej twarzy – zagroził Aizen, ale Setsuko nie wyglądała na zaniepokojoną.
            - Spędziłam tyle lat obawiając się ciebie. Tej chwili – stwierdziła spokojnie. – Ale teraz nie boję się. Gdy na ciebie patrzę, widzę nieszczęśliwego mężczyznę, skrzywdzonego przez los i skrzywionego. Współczuję ci nawet, choć nigdy nie sądziłam, że będę do tego zdolna.
            - Ty? Współczujesz mi?
            Zniknął. Gdy się odwróciła, był już za nią. Zablokowała go jednak. Cudem wyciągnęła katanę, która przyjęła uderzenie. Broń pękła, ale Aizen zdążył tylko drasnąć Setsuko, choć podejrzewała, że zamierzał przebić jej serce. Może nawet wyrwać, skoro tak bardzo jej nienawidził.
            Bawił się z nią. Czuła to. Ledwo dawała radę się bronić, a on jedynie grał jej kosztem. Czyżby nienawidził jej aż tak bardzo? Skoro opanowany Aizen, który zawsze wszystko kalkulował, dał się ponieść emocjom, tylko po to by się zemścić, niszcząc jej ducha walki? Och tak. Musiał jej nienawidzić i to bardzo.
            Dotychczas chyba tylko ona potrafiła sprawić, by Aizen porzucił swoją chłodną maskę. Może powinna uznać to za swego rodzaju osiągnięcie życiowe? Jakąś umiejętność. A może nawet wpisać do CV i życiorysu? Osiągnęła w życiu już wszystko.
            - Myślisz, że to wszystko, na co mnie stać? – zapytała, chcą go sprowokować jeszcze bardziej.
            Gdyby jakimś cudem jej się udało, może popełniłby jakiś błąd. Wtedy cała wojna skończyłaby się tu i teraz. Wątpiła jednak, aby to było takie proste, choć nie niemożliwe. Jedynym problemem w tej walce było to, że walczył z nią tylko jeden – starszy – z dwóch Aizenów. Pokonanie go, nic by nie dało. Wciąż musieliby się mierzyć z tym młodszym, sprzed dziewiętnastu lat.
            No i jeszcze to, że jej szanse na pokonanie choćby jednego z nich w obecnej walce wynosiła mniej niż jeden procent. Nie była jeszcze w pełni gotowa do tej walki. Właściwie nikt nie był, zwłaszcza po tak ogromnych stratach jakie odnieśli.
            - Musisz sobie zdawać sprawę z tego, w jakiej jesteś sytuacji – stwierdził Aizen. – Widzę to w twoich oczach… Lub raczej oku – dodał rozbawiony.
            - Widzę, że żart ci się wyostrzył przez ostatnie lata. Miałeś sporo czasu, żeby wymyślić riposty, gnijąc w Piekle, w którym cię zamknęłyśmy z Hotarubi.
            - To prawda. 
            Kolejny atak sparowała już tylko dzięki Hakudzie, której przez lata uczyła się od Yoruichi, by wyrównać swoje szanse w boju.
            - Nie tak prędko, Aizen. A może zapomniałeś, że już raz cię pokonałam
            - Zaledwie przechytrzyłaś i to nawet nie sama, a z pomocą wielu osób, które już nie żyją jak Shigeru, czy Grimmjow.
            - O tak, to coś za co mi zapłacisz – oznajmiła Setsuko, uderzając w Aizena białymi błyskawicami Hakudy, które teraz pokrywały całe jej ciało, nieco pomagając w blokowaniu ciosów i unikaniu ataków.
            Choć to wciąż nie wyrównywało różnicy w sile. Niczego nie wyrównywało, a jedynie kupowało jej trochę czasu. Tylko na co? Aż Aizen popełni błąd? Nikłe szanse. Aż ktoś ją uratuje? No może. Tylko kto miał ją uratować w takiej chwili, kiedy wszyscy zajęci byli walką, o ile byli jeszcze w stanie walczyć.
            - Obawiam się, że tym razem to twój koniec, Setsuko – zadeklarował Aizen, a jego ostrze poleciało prosto na nią.
            Nie miała czasu zareagować. Nawet Hakuda nie była w stanie jej pomóc. Było za późno. Jednak nic jej się nie stało. Otworzyła oczy, które zamknęła odruchowo. Zobaczyła przed sobą trzy skrzyżowane miecze z tego dwa zdawały się chronić ją przed ciosem Aizena.
            - Nie tak prędko, Aizen – usłyszała znajomy głos.
            Po jej prawej stronie stała Kazumi. Po lewej zaś Hiroya, którzy razem ochronili Setsuko przed atakiem
            - Kazumi, Hiroya – jęknęła Setsuko, nie wierząc własnym oczom.
            - Sorka za spóźnienie, mamo – zaśmiał się Hiroya, który objął ją ramieniem, zabierając daleko od zasięgu Aizena. – Pozwól, że się tym zajmiemy.
            - Nie – zaprotestowała Setsuko. – Nie macie z nim szans. Jeszcze nie...
            - Nie są sami – stwierdził Byakuya, pojawiając się obok nich.
            - Byakuya… - Oczy Setsuko napełniły się łzami. Nie mogła się jednak powstrzymać i zapytała, śmiejąc się przez łzy: - Mój drogi, czy ty masz łuski?
            - Przecież to Senbonzakura! – wykrzyknęła z entuzjazmem Kazumi. – Nie widziałam jeszcze tej zdolności!
            - To nie zdolność – westchnął Byakuya. – Zaledwie improwizowałem.
            - Ale czad! – przytaknął Hiroya. - Ojciec improwizował, więc musiało być ostro.
            - Wycofaj się, Aizen – powiedział kapitan Szóstki, mierząc w przeciwnika swoją kataną. – Nie wygrasz tej bitwy.
            - Już ją wygrałem – stwierdził Sousuke, wzruszywszy ramionami.
            - Mylisz się – odpowiedziała Itsuko i dopiero wtedy Setsuko zobaczyła resztę dzieciaków w towarzystwie gotowej do walki Corrien. – Straty są po obu stronach. Udało ci się tylko dlatego, że nie było tutaj nas.
            - Odważna deklaracja – zaśmiał się Aizen, ale powoli zaczął się wycofywać, a wraz z nim Noah i Arrancarzy.
            Jednak zanim na dobre opuścił Seireitei, wezwał do siebie wszystkich, by razem przekroczyć bramę Arki. Wśród Noah, Arrancarów i Akum znalazło się także kilku shinigami. Setsuko doliczyła się aż siedmiu, ale tylko jednego rozpoznawała.
            - Makoto! – wrzasnęła Mitsuko.
            Aizen położył dłonie na ramionach chłopaka, mówiąc:
            - Twój brat okazał się cennym nabytkiem. Zrobił dla mnie wiele dobrego przez ostatnie lata. Przekażcie Ginowi, że to Makoto ukradł dla mnie Innocence i pomógł Chikako podszyć się pod Sui Feng. W końcu niedaleko pada jabłko od jabłoni.
            Po tych słowach zniknął.
            Setsuko upadła i Byakuya ledwo zdążył ją złapać. Wziął ją w ramiona, z przerażeniem próbując wyczuć je puls.
            - Nic mi nie jest – powiedziała cicho. – Jestem tylko zmęczona – dodała, próbując ustać o własnych siłach, jedynie wspierając się na mężu. Zwróciła się z uśmiechem do Corrien: - Świetnie się spisałaś. Idź.
            - Nie… Ja… - zaprotestowała Shiroyama, ale spojrzenie Setsuko jasno nakazywało jej iść tam, gdzie wzywa ją jej serce.
            - Nic mu nie jest. Idź.
            Kuchiki westchnął na to, że Setsuko rozporządza jego podwładnymi.
            - Dlaczego właściwie pozwoliliśmy Aizenowi odejść? – zapytała Ayane. – Przecież przy takiej liczebności śmiało mogliśmy go pokonać.
            - Mylisz się, Aya – odparła z powagą Setsuko. – Dziewiętnaście lat temu do walki z nim stanęło wielu kapitanów na raz, ludzi o wiele silniejszych od was, a i tak nie byli w stanie wygrać. Jesteście silni, to prawda – przyznała. – Niestety silni, to za mało. Musicie stać się jeszcze silniejsi, a i tak będziemy potrzebowali dobrego planu, jeśli chcemy mieć jakiekolwiek szanse.
            - No nie wiem – stwierdził Yakumo. – Skoro się wycofał, to wyczuł, że mamy przewagę.
            - Jeśli moja mama mówi, że tak jest lepiej, to na pewno ma rację – oznajmiła Kazumi.
            - Shirai – odezwała się Setsuko, patrząc na młodego Inukami. – Przykro mi… - On tylko wzruszył ramionami. – Przykro mi, że nigdy nie miałeś szansy go poznać.
            - Miałem. Był tu przecież jakiś czas. I na naszym obozie treningowym w Karakurze.
            - Ale jak udało wam się tutaj dostać? – zapytał Byakuya. – Byłem pewien, że brama Senkai została zablokowana.
            - Cóż – mruknęła Kazumi, spoglądając na Akirę, a potem na jeszcze jedną osobę.

***
            Do hali weszła Corrien z grobową miną. Wszyscy wyczuwali, że coś się stało, ale to Itsuko odezwała się pierwsza:
            - Jest źle?
            - Jest źle – przyznała Corrien i choć nie chciała mieszać w to młodych shinigami, chyba nie miała wyboru. – Nie mogę skontaktować się ani z Renjim, ani z kapitanem Kuchiki. Inne oddziały też nie odpowiadają.
            - Coś musiało się wydarzyć – domyśliła się Kazumi. – Może nawet moja mama przewidziała to i dlatego nas tu wysłała. Musimy wracać.
            - I tu zaczynają się problemy – oznajmiła Corrien. – Nie da się otworzyć bramy Senkai. Nie uda nam się dostać do Seireitei.
            - Chyba że… - zamyśliła się Akira. – Ale to będzie bardzo ryzykowne.
            - Powiedz – poprosił Hiroya.
            - Jeśli mam rację i Aizen wraz z pozostałymi zaatakował Seireitei, to oznacza, że nikt nie pilnuje Arki – zaczęła Akira. – A ja wciąż mam do niej prawo wstępu. Moglibyśmy użyć jej, żeby przenieść się do Soul Society, ale jak mówiłam, to bardzo ryzykowne.
            - To się uda? – zapytała Shiroyama, a Akira skinęła głową. – Możemy ci ufać?
            - Ręczę za nią – zadeklarował z powagą Shun. – Możemy jej ufać.
            - Dobrze. W takim razie ruszamy niezwłocznie – zarządziła Corrien, patrząc na młodych shinigami. – Bądźcie czujni i gotowi do walki. 

1 komentarz:

  1. Setsuko ruszyła do walki ze swoim koszmarem i w sumie trochę się o nią bałam pomimo wiedzy, że przecież przetrwa tę bitwę. Nie wiedziałam tylko jak.
    Aizen tracący cierpliwość to coś nowego, ale w sumie cała ta sytuacja, do której Setsuko doprowadziła dwadzieścia lat temu, musiała go zirytować. Nawet jeśli miał plan awaryjny, nie wiedział, co Setsu planuje.
    Pojawienie się dzieciaków nieco mnie zaskoczyło, ale i ucieszyło. Zawsze to jakaś szansa, choć Aizen z pewnością nie zamierzał tu i teraz zakończyć wojny. Na razie mamy pokaz siły. To jednak uratowało Setsu i pewnie jeszcze parę innych osób, więc mnie to i tak cieszy. Natomiast zdrada Makoto i pozostałych shinigamich boli. Narobiło się.
    W wyobraźni zobaczyłam minę Byakuyi, gdy Setsu rozporządziła Corrie, żeby ruszyła do Kiry. To zabawne, ale w sumie oboje wiedzą, jak musiała się w tej chwili czuć. No i fajnie, że wróciłaś do momentu, gdy Corrie i dzieciaki postanawiają ruszać.
    Mam nadzieję, że chwilowo będziemy mieć nieco lżejsze rozdziały, chociaż najbliższy to z pewnością decyzje i liczenie strat. Mimo to czekam.

    OdpowiedzUsuń