Obserwatorzy

Rumours


wtorek, 7 kwietnia 2020

Chapter 90 ~ Wherever we go, the death follows


            - Moja droga Momo – powiedział, nie kryjąc zaskoczenia, gdy jego dawna podwładna stanęła przed nim w pełnej gotowości. – Widzę, że masz się dobrze.
            - Kapitanie Aizen – powiedziała, tak jak to robiła lata temu. – Dostałam twój list.
            - List? – powtórzył zdziwiony. – Ach, tak? 
            List? Nie przekazywał nikomu żadnego listu. Tym bardziej nie do niej. Mimo tego nie przyznał się, chcąc zobaczyć, jak sprawa się potoczy.
            - Czy to prawda?
            - Cóż… Tak - improwizował, coraz bardziej zaciekawiony wyniku tej rozmowy.
            - W pierwszej chwili byłam wściekła, gdy zobaczyłam twoje pismo na kopercie. Miałam ochotę ją wyrzucić, ale cieszę się, że tego nie zrobiłam – oznajmiła z powagą Hinamori i Aizen chyba po raz pierwszy w życiu szczerze nie miał pojęcia, co się wydarzy. – Jednak moja ciekawość i chęć, by dowiedzieć się więcej o wydarzeniach sprzed lat wzięła górę – dodała. – Przeczytałam twój list, kapitanie. Obudził we mnie wiele emocji. Złych i dobrych. - mówiła dalej. Jej głos był spokojny i opanowany, a do tego dużo pewniejszy siebie, niż Aizen pamiętał.
            - Zapewne. Wcale mnie to nie dziwi.
            - Powróciły do mnie wspomnienia z czasów, gdy ci służyłam oraz żal i gniew po tym, jak bezwzględnie mnie zdradziłeś i zostawiłeś tu samą.
            - Rozumiem?
            - Jednak twój list wszystko mi wyjaśnił. Teraz pojmuję, dlaczego pomimo naszej głębokiej więzi zostawiłeś mnie tutaj i jak zostałam oszukana przez pozostałych dowódców Gotei 13. Twoje szczere słowa dotknęły mojego serca.
            - Cieszy mnie to.
            - Długo nie wiedziałam, co zrobić, ale kiedy cię zobaczyłam, kapitanie Aizen, wiedziałam, że moja miłość do ciebie nigdy nie zniknęła. Choć wyszłam za innego mężczyznę, nasze małżeństwo się rozpadło, bo zawsze kochałam ciebie. I teraz gdy wiem, że ty zawsze myślałeś o mnie tak samo, chcę trwać dumnie u twojego boku.
            - To wspaniale – stwierdził Aizen, uśmiechając się ciepło. – Moja, kochana Momo. Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszą mnie twoje słowa – dodał, biorąc ją w ramiona. – A więc udasz się ze mną do Hueco Mundo?
            - Oczywiście.
            - Doskonale. Teraz jednak mamy coś bardzo ważnego do zrobienia, żebyśmy mogli żyć razem.
            - Chcesz odnaleźć Setsuko? – odgadła.
            - Tak. Wiesz, gdzie się ukrywa?
            - Nie, niestety nie, ale pomogę ci ją znaleźć. Udowodnię ci swoją wierność, kapitanie Aizen.
            - Mów mi Sousuke. Już nie jesteś moją podwładną. Ty i ja jesteśmy sobie równi.
            - Ale ja chcę ci pokazać, że jestem po twojej stronie – zadeklarowała Hinamori. – Pozwól mi.
            - W takim razie dlaczego nie zabijesz Porucznik Kotetsu i Ayasegawy? W ten sposób udowodnisz swoje szczere uczucia i przysłużysz się naszej sprawie - zaproponował Aizen, spoglądając na niczego nieświadomą Isane, walczącą o życie porucznika Jedynki.
            - Naszej sprawie – powtórzyła ze słodkim uśmiechem Hinamori i zniknęła w shunpo.
            Aizen patrzył z daleka, jak jego dawna podwładna zbliża się do niczego nie podejrzewającej Kotetsu. W końcu były po tej samej stronie, więc dlaczego miałaby się jej obawiać?
            - Hinamori?
            - Isane, co z nim? – zapytała Hinamori, robiąc zmartwioną minę.
            Kotetsu westchnęła, nie patrząc na nią.
            - Powinien z tego wyjść, ale jest kiepsko. Aizen go… - nie zdążyła dokończyć, gdy zimne ostrze zampakuto Hinamori poderżnęło jej gardło.
            Poleciała krew, budząc Yumichikę, który patrzył teraz z trwogą, na trzymającą się za gardło umierającą Kotetsu i słodko uśmiechniętą Momo.
            - Hinamori…
            - Teraz twoja kolej – oznajmiła spokojnie, choć było w tym coś przerażającego.
            Zamachnęła się i uderzyła. Rozległ się dźwięk oręża, gdy ktoś zablokował jej atak, a pomiędzy Hinamori i Ayasegawą pojawiła się Yachiru, patrząc gniewnie na koleżankę.
            - Jak śmiałaś, Momo – wysyczała. Jej piękna, delikatna twarz wykrzywiona była w zawistnym grymasie. – Jak śmiałaś zdradzić nas i dołączyć do wrogów. Do ludzi, którzy zabili mojego Jiro. Nie wybaczę ci tego – rzuciła, od razu aktywując bankai.
            W jej dłoniach pojawiła się halabarda, choć inna, niż ta należąca do Madarame. Posiadała dwa ostrza, jedno większe, drugie mniejsze, a znaczna część rękojeści naznaczona była kocami. To oznaczało liczne rany, niezależnie od tego, którą częścią broni się oberwało.
            Wciąż pogrążona w żałobie po stracie narzeczonego Yachiru wymachiwała wściekle bronią, nie dając Hinamori szansy zbliżyć się do Ayasegawy ani do niej samej. Dopiero ogniste bankai porucznik Piątki było w stanie dosięgnąć Yachiru. Jednak i ten atak nie odniósł efektu. Napędzana złością dziewczyna podniosła maksymalnie reiatsu i przecięła ognistą kulę dzięki swojemu zampakuto, neutralizując atak.
            Nie czekając na kolejne ciosy, w obawie, że nie zdoła następnym razem ochronić Ayasegawy, zamachnęła się bronią, rozłupując ogromny kawał podłoża. Hinamori była pewna, że uniknęła ataku, a jednak niespodziewanie coś rzuciło nią w ziemię.
            - To nie była tylko energia – oznajmiła Kusajishi. – Tylko grawitacja. Moja broń przypomina tą Ikkaku, lecz mocą bardziej Zarakiego.
            Nie dała Hinamori szansy się podnieść i zaatakowała ponownie, wykonując kilka ciosów pod rząd. Była pewna, że Aizen uratuje swoją ulubienicę, a jednak tak się nie stało. Stał w oddali, jedynie przyglądając się wszystkiemu. Toteż rzuciła się także w jego stronę i pewnie wywiązałaby się walka, gdyby ktoś w porę nie pochwycił jej za ramię.
            - Puść mnie! – krzyknęła wściekle.
            - Yachiru – Bris pokiwała przecząco głową. – Wiem, co czujesz. Ale to, co próbujesz zrobić to samobójstwo.
            - Puszczaj, zabiję go! Zabiję drania!
            - Nie. Niepotrzebnie tylko stracisz życie. Myślisz, że Jiro tego by chciał? – kontynuowała Bris, wciąż kurczowo trzymając dziewczynę. – Pomóżmy Ayasegawie i dołączmy do tych, którzy potrzebują pomocy. Na Aizena jeszcze przyjdzie czas. Obiecuję. No już, weź się w garść – ponagliła ją. – Pomóż Ayasegawie i znajdź kogoś z czwartego oddziału. Ja mam coś jeszcze do zrobienia – rzuciła, po czym zostawiła porucznika Jedynki z Yachiru, a sama udała się dalej.

***
            Nieważne jak bardzo się starał, Kazeshini wciąż haczył o ściany pudełka Road. To jednak nie dawało mu żadnej szansy na wydostanie się, a tylko utrudniało walkę. Do tego musiał uważać na pogrążoną we śnie Hotarubi.
            - Przestań się bawić i walcz! – warknął zniecierpliwiony.
            - Nie chcę, to nudne. O wiele zabawniej jest obserwować, jak się denerwujesz i martwisz o Hotarubi.
            - O nią przynajmniej ktoś się martwi – stwierdził Shuuhei. – Nie to co o ciebie.
            - Martwią się! – wrzasnęła Road. – Ale to wy zabiliście moich rodziców!
            - Dołączysz do nich – dodał Hisagi, choć wciąż nie wiedział, jak ją pokonać i pomóc Hotarubi.
            - Skup się na walce, zamiast patrzeć na nią. Jest pogrążona we śnie. Jej wszystkie najgorsze wspomnienia ożyły.
            Martwił się. Tym bardziej, im dłużej słuchał Road. Musiał jednak wierzyć w Hotarubi i w to, że poradzi sobie ze sztuczkami Noah.
            Nagle rozległ się huk, jednak to nie była sprawka Road, która wyglądała na równie zaskoczoną. Shuuhei w porę odsunął się od ściany, osłaniając także Hotarubi. Coś przebiło się do pudełka od zewnątrz, rozwalając malutki świat dziewczyny.
            - Nie!
            - Koniec zabawy, Road Kamelot – oznajmiła Bris, w dłoniach dzierżąc broń w kształcie kosy Śmierci, choć nie było to jej Innocence a zdolność Fullbringera, którym się stała tak, jak reszta jej dawnych towarzyszy broni,.
            - Iris B. Leverrier.
            - Już dawno nie słyszałam tego imienia. Nazywam się Tomori Bris i przyszłam wyrównać porachunki sprzed lat.
            - Myślisz, że tak łatwo mnie pokonacie?
            - Tak. Teraz gdy pudełko nie ogranicza moich ruchów, to będzie łatwizna – stwierdził wesoło Hisagi i zamachnął się Kazeshinim.
            Road uskoczyła.
            - Jeśli mnie zabijecie, Hotarubi nigdy się nie obudzi. Tylko ja mogę ją wypuścić ze snu.
            - Mówisz? – zaśmiała się Hotarubi, powoli podnosząc się z ziemi. – Chyba się trochę przeliczyłaś.
            - Nie, to niemożliwe – syknęła Road.
            - Wiem, czego się dopuściłam w przeszłości. Nic co mi pokażesz, nie jest w stanie mnie złamać – zadeklarowała Aizawa i cała trójka stanęła ramię w ramię do walki z Road.

***     
            - Denerwujący jesteś – mruknął Kira, który wciąż nie mógł zranić Tykiego.
            Za każdym razem, gdy atakował, mężczyzna przenikał przez niego i jego broń lub znikał gdzieś pod ziemią.
            Coś zleciało z nieba i łupnęło w ziemię. Z kurzu wyłoniła się po chwili sylwetka.
            - Może mała pomoc, kapitanie Kira? – zaśmiał się Madarame, kręcąc swoją halabardą.
            - Tylko nie zostań w tyle – odgryzł się Izuru, choć na jego twarzy pojawił się uśmiech.
            To nie tak, że potrzebował pomocy. Nie przegrywał, ale wygrać też nie umiał. Był wdzięczny Ikkaku, ale też wściekły na siebie, że nie mógł sam poradzić sobie z przeciwnikiem, chociaż był już kapitanem.
            - Rozchmurz się chłopie – Madarame walnął go między łopatkami, tak mocno, że Izuru aż stęknął. – Zawsze jesteś taki niemrawy.
            - Przepraszam – odparł Kira.
            - Załatwmy to szybko i niedługo znów będziesz mógł zobaczyć się z Corrie – stwierdził Madarame.
            - Ignorujecie mnie? – zapytał Mikk, a gdy nikt nie zwrócił na niego uwagi, zaatakował.
            Ikkaku jednak bez problemu sparował jego atak, a Kira wykorzystał moment, by zaatakować Tykiego z drugiej strony. I tym razem nie dosięgnął celu, ale zdawało się, że metoda była dobra. Atakowali na zamianę. Gdy jeden bronił się przed Tykim, drugi atakował, dopóki jego ciało znów miało fizyczne właściwości.
            Zepchnęli go kompletnie do defensywy, nie dając żadnej szansy na to, by zaatakować. Wieloletnia przyjaźń pozwoliła Kirze i Ikkaku na spójną walkę i dopełnianie swoich słabości. Przez to Tyki nie miał zbyt wielkiego pola do manewru i walka coraz mniej mu się podobała.

***
            Kuchiki miał wyczucie. Dzięki jego propozycji zamiany przeciwnikami, Toshiro znacznie łatwiej było się bronić przed atakami Seiko. Była zdolnym szermierzem, to prawda, dorównywała swoją siłą kapitanom. Jednak jej podmiana nie była tak groźna dla Hitsugayi, który nie odnosił zbytnich ran po zderzeniu ze swoim własnym atakiem.
            Natomiast Byakuya, który chronił się zbroją z Senbonzakury był dla Chikako prawie nie do tknięcia. Nie musiał się też obawiać, że oberwie rykoszetem ze swojego własnego bankai, czy bankai towarzyszy. Był coraz bliższy pokonania Chikako, którą co prawda atakował nieco na ślepo, ale za to skutecznie.
            Podniesione nastroje kapitanów udzieliły się także Renjiemu, który nie musiał się dłużej obawiać Chikako ani Seiko i mógł w pełni skupić się na Ryou. Co prawda chłopak wciąż odczytywał jego ruchy, ale bez pomocy siostry i kuzynki nie stanowił już takiego zagrożenia jak dotychczas.
            Renji musiał tylko nie myśleć za dużo o strategiach i atakach, co nie było proste. Jednak z każdą chwilą szło mu coraz lepiej. Nie zastanawiał się już, gdzie wyląduje Ryou i gdzie lepiej uderzyć. Po prostu machał Zabimaru na wszystkie strony, strzelając czerwonym promieniem.
            Zdawało się, że narzucone szybkie tempo walki nie sprzyjało czytaniu w myślach i Noah coraz słabiej reagował. To dlatego Renji pozwolił sobie na ryzykowny, choć także spontaniczny atak.
            Skrył się w paszczy swojego zampakuto, który ruszył na Ryou. Oczywiście ten atak nie odniósł efektu. Wtedy Renji wystrzelił się z czaszki węża, przyspieszając dzięki sile wybuchowej czerwonego promienia. Ryou zdołał uniknąć głównej siły, ataku, ale Abarai i tak zdołał poważnie zranić go w bark.
            - Zabieramy się – warknął Ryou, jego prawa ręka zwisała smutno z powodu przeciętych ścięgien.
            - Za późno – odparł Byakuya i rozległ się przeraźliwy krzyk Chikako, która dotychczas pomimo ukrytej w jej ciele cząsteczki Senbonzakury i tak dawała radę w znacznej mierze unikać ataków.
            Nie tym razem. Kuchiki wyczuwał jej obecność i choć wciąż atakował nieco na oślep, coraz bardziej oswajał się z ruchami dziewczyny. Coraz lepiej zgrywał ataki, aż w końcu uderzył w Chikako pełną mocą Senbonzakury, nie pozwalając jej na ponowną ucieczkę.
            - Chi!
            - Zapłacisz mi za to, Kuchiki! – zagroziła Seiko, tworząc dywersję w postaci lecących w ich stronę głazów z pobliskiego budynku.
            W tym czasie Ryou zabrał zmasakrowane ciało Chikako.

1 komentarz:

  1. Czyli Hinamori znowu zmanipulowana. Trochę to przykre, ale w sumie się nie dziwię. Zawsze miała do niego słabość. Zmroziła mnie informacja, że byli z Kirą małżeństwem. Że byli razem to wiem, ale małżeństwo... Grrr... I to jeszcze ruszyła na bezbronnych. Jest mi jej żal, ale mogłaby pomyśleć.
    Zaczyna się ofensywa ze strony shinigamich. To dobrze, bo daje nadzieję. Zresztą jakoś tak pojawienie się Ikkaku sprawiło, że się uśmiechnęłam. Chyba tego potrzebowałam.
    A teraz cierpliwie poczekam na dalej.

    OdpowiedzUsuń