- Moja droga Momo – powiedział, nie kryjąc
zaskoczenia, gdy jego dawna podwładna stanęła przed nim w pełnej gotowości. –
Widzę, że masz się dobrze.
- Kapitanie Aizen – powiedziała, tak
jak to robiła lata temu. – Dostałam twój list.
- List? – powtórzył zdziwiony. – Ach, tak?
List? Nie przekazywał nikomu żadnego
listu. Tym bardziej nie do niej. Mimo tego nie przyznał się, chcąc zobaczyć,
jak sprawa się potoczy.
- Czy to prawda?
- Cóż… Tak - improwizował, coraz bardziej zaciekawiony wyniku tej rozmowy.
- W pierwszej chwili byłam wściekła,
gdy zobaczyłam twoje pismo na kopercie. Miałam ochotę ją wyrzucić, ale cieszę
się, że tego nie zrobiłam – oznajmiła z powagą Hinamori i Aizen chyba po raz pierwszy w życiu szczerze nie
miał pojęcia, co się wydarzy. – Jednak moja ciekawość i chęć, by dowiedzieć się
więcej o wydarzeniach sprzed lat wzięła górę – dodała. – Przeczytałam twój
list, kapitanie. Obudził we mnie wiele emocji. Złych i dobrych. - mówiła dalej. Jej głos był spokojny i opanowany, a do tego dużo pewniejszy siebie, niż Aizen pamiętał.
- Zapewne. Wcale mnie to nie dziwi.
- Zapewne. Wcale mnie to nie dziwi.
- Powróciły do mnie wspomnienia z
czasów, gdy ci służyłam oraz żal i gniew po tym, jak bezwzględnie mnie zdradziłeś
i zostawiłeś tu samą.
- Rozumiem?
- Jednak twój list wszystko mi wyjaśnił.
Teraz pojmuję, dlaczego pomimo naszej głębokiej więzi zostawiłeś mnie tutaj i
jak zostałam oszukana przez pozostałych dowódców Gotei 13. Twoje szczere słowa dotknęły
mojego serca.
- Cieszy mnie to.
- Długo nie wiedziałam, co zrobić,
ale kiedy cię zobaczyłam, kapitanie Aizen, wiedziałam, że moja miłość do ciebie
nigdy nie zniknęła. Choć wyszłam za innego mężczyznę, nasze małżeństwo się
rozpadło, bo zawsze kochałam ciebie. I teraz gdy wiem, że ty zawsze myślałeś o
mnie tak samo, chcę trwać dumnie u twojego boku.
- To wspaniale – stwierdził Aizen,
uśmiechając się ciepło. – Moja, kochana Momo. Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszą
mnie twoje słowa – dodał, biorąc ją w ramiona. – A więc udasz się ze mną do Hueco
Mundo?
- Oczywiście.
- Doskonale. Teraz jednak mamy coś bardzo
ważnego do zrobienia, żebyśmy mogli żyć razem.
- Chcesz odnaleźć Setsuko? –
odgadła.
- Tak. Wiesz, gdzie się ukrywa?
- Nie, niestety nie, ale pomogę ci
ją znaleźć. Udowodnię ci swoją wierność, kapitanie Aizen.
- Mów mi Sousuke. Już nie jesteś
moją podwładną. Ty i ja jesteśmy sobie równi.
- Ale ja chcę ci pokazać, że jestem
po twojej stronie – zadeklarowała Hinamori. – Pozwól mi.
- W takim razie dlaczego nie
zabijesz Porucznik Kotetsu i Ayasegawy? W ten sposób udowodnisz swoje szczere
uczucia i przysłużysz się naszej sprawie - zaproponował Aizen, spoglądając na niczego nieświadomą Isane, walczącą o życie porucznika Jedynki.
- Naszej sprawie – powtórzyła ze słodkim
uśmiechem Hinamori i zniknęła w shunpo.
Aizen patrzył z daleka, jak jego
dawna podwładna zbliża się do niczego nie podejrzewającej Kotetsu. W końcu były po tej
samej stronie, więc dlaczego miałaby się jej obawiać?
- Hinamori?
- Isane, co z nim? – zapytała Hinamori,
robiąc zmartwioną minę.
Kotetsu westchnęła, nie patrząc na
nią.
- Powinien z tego wyjść, ale jest
kiepsko. Aizen go… - nie zdążyła dokończyć, gdy zimne ostrze zampakuto Hinamori
poderżnęło jej gardło.
Poleciała krew, budząc Yumichikę,
który patrzył teraz z trwogą, na trzymającą się za gardło umierającą Kotetsu i
słodko uśmiechniętą Momo.
- Hinamori…
- Teraz twoja kolej – oznajmiła spokojnie,
choć było w tym coś przerażającego.
Zamachnęła się i uderzyła. Rozległ
się dźwięk oręża, gdy ktoś zablokował jej atak, a pomiędzy Hinamori i Ayasegawą
pojawiła się Yachiru, patrząc gniewnie na koleżankę.
- Jak śmiałaś, Momo – wysyczała. Jej
piękna, delikatna twarz wykrzywiona była w zawistnym grymasie. – Jak śmiałaś
zdradzić nas i dołączyć do wrogów. Do ludzi, którzy zabili mojego Jiro. Nie wybaczę
ci tego – rzuciła, od razu aktywując bankai.
W jej dłoniach pojawiła się
halabarda, choć inna, niż ta należąca do Madarame. Posiadała dwa ostrza, jedno
większe, drugie mniejsze, a znaczna część rękojeści naznaczona była kocami. To
oznaczało liczne rany, niezależnie od tego, którą częścią broni się oberwało.
Wciąż pogrążona w żałobie po stracie
narzeczonego Yachiru wymachiwała wściekle bronią, nie dając Hinamori szansy
zbliżyć się do Ayasegawy ani do niej samej. Dopiero ogniste bankai porucznik
Piątki było w stanie dosięgnąć Yachiru. Jednak i ten atak nie odniósł efektu.
Napędzana złością dziewczyna podniosła maksymalnie reiatsu i przecięła ognistą
kulę dzięki swojemu zampakuto, neutralizując atak.
Nie czekając na kolejne ciosy, w
obawie, że nie zdoła następnym razem ochronić Ayasegawy, zamachnęła się bronią,
rozłupując ogromny kawał podłoża. Hinamori była pewna, że uniknęła ataku, a
jednak niespodziewanie coś rzuciło nią w ziemię.
- To nie była tylko energia – oznajmiła
Kusajishi. – Tylko grawitacja. Moja broń przypomina tą Ikkaku, lecz mocą
bardziej Zarakiego.
Nie dała Hinamori szansy się
podnieść i zaatakowała ponownie, wykonując kilka ciosów pod rząd. Była pewna,
że Aizen uratuje swoją ulubienicę, a jednak tak się nie stało. Stał w oddali,
jedynie przyglądając się wszystkiemu. Toteż rzuciła się także w jego stronę i
pewnie wywiązałaby się walka, gdyby ktoś w porę nie pochwycił jej za ramię.
- Puść mnie! – krzyknęła wściekle.
- Yachiru – Bris pokiwała przecząco
głową. – Wiem, co czujesz. Ale to, co próbujesz zrobić to samobójstwo.
- Puszczaj, zabiję go! Zabiję
drania!
- Nie. Niepotrzebnie tylko stracisz
życie. Myślisz, że Jiro tego by chciał? – kontynuowała Bris, wciąż kurczowo
trzymając dziewczynę. – Pomóżmy Ayasegawie i dołączmy do tych, którzy
potrzebują pomocy. Na Aizena jeszcze przyjdzie czas. Obiecuję. No już, weź się
w garść – ponagliła ją. – Pomóż Ayasegawie i znajdź kogoś z czwartego oddziału.
Ja mam coś jeszcze do zrobienia – rzuciła, po czym zostawiła porucznika
Jedynki z Yachiru, a sama udała się
dalej.
***
Nieważne jak bardzo się starał,
Kazeshini wciąż haczył o ściany pudełka Road. To jednak nie dawało mu żadnej
szansy na wydostanie się, a tylko utrudniało walkę. Do tego musiał uważać na
pogrążoną we śnie Hotarubi.
- Przestań się bawić i walcz! –
warknął zniecierpliwiony.
- Nie chcę, to nudne. O wiele
zabawniej jest obserwować, jak się denerwujesz i martwisz o Hotarubi.
- O nią przynajmniej ktoś się martwi
– stwierdził Shuuhei. – Nie to co o ciebie.
- Martwią się! – wrzasnęła Road. –
Ale to wy zabiliście moich rodziców!
- Dołączysz do nich – dodał Hisagi,
choć wciąż nie wiedział, jak ją pokonać i pomóc Hotarubi.
- Skup się na walce, zamiast patrzeć
na nią. Jest pogrążona we śnie. Jej wszystkie najgorsze wspomnienia ożyły.
Martwił się. Tym bardziej, im dłużej
słuchał Road. Musiał jednak wierzyć w Hotarubi i w to, że poradzi sobie ze
sztuczkami Noah.
Nagle rozległ się huk, jednak to nie
była sprawka Road, która wyglądała na równie zaskoczoną. Shuuhei w porę odsunął
się od ściany, osłaniając także Hotarubi. Coś przebiło się do pudełka od
zewnątrz, rozwalając malutki świat dziewczyny.
- Nie!
- Koniec zabawy, Road Kamelot –
oznajmiła Bris, w dłoniach dzierżąc broń w kształcie kosy Śmierci, choć nie
było to jej Innocence a zdolność Fullbringera, którym się stała tak, jak reszta jej dawnych towarzyszy broni,.
- Iris B. Leverrier.
- Już dawno nie słyszałam tego
imienia. Nazywam się Tomori Bris i przyszłam wyrównać porachunki sprzed lat.
- Myślisz, że tak łatwo mnie
pokonacie?
- Tak. Teraz gdy pudełko nie
ogranicza moich ruchów, to będzie łatwizna – stwierdził wesoło Hisagi i
zamachnął się Kazeshinim.
Road uskoczyła.
- Jeśli mnie zabijecie, Hotarubi
nigdy się nie obudzi. Tylko ja mogę ją wypuścić ze snu.
- Mówisz? – zaśmiała się Hotarubi, powoli
podnosząc się z ziemi. – Chyba się trochę przeliczyłaś.
- Nie, to niemożliwe – syknęła Road.
- Wiem, czego się dopuściłam w przeszłości.
Nic co mi pokażesz, nie jest w stanie mnie złamać – zadeklarowała Aizawa i cała
trójka stanęła ramię w ramię do walki z Road.
***
- Denerwujący jesteś – mruknął Kira,
który wciąż nie mógł zranić Tykiego.
Za każdym razem, gdy atakował,
mężczyzna przenikał przez niego i jego broń lub znikał gdzieś pod ziemią.
Coś zleciało z nieba i łupnęło w
ziemię. Z kurzu wyłoniła się po chwili sylwetka.
- Może mała pomoc, kapitanie Kira? –
zaśmiał się Madarame, kręcąc swoją halabardą.
- Tylko nie zostań w tyle – odgryzł się
Izuru, choć na jego twarzy pojawił się uśmiech.
To nie tak, że potrzebował pomocy. Nie
przegrywał, ale wygrać też nie umiał. Był wdzięczny Ikkaku, ale też wściekły na
siebie, że nie mógł sam poradzić sobie z przeciwnikiem, chociaż był już kapitanem.
- Rozchmurz się chłopie – Madarame walnął
go między łopatkami, tak mocno, że Izuru aż stęknął. – Zawsze jesteś taki niemrawy.
- Przepraszam – odparł Kira.
- Załatwmy to szybko i niedługo znów
będziesz mógł zobaczyć się z Corrie – stwierdził Madarame.
- Ignorujecie mnie? – zapytał Mikk,
a gdy nikt nie zwrócił na niego uwagi, zaatakował.
Ikkaku jednak bez problemu sparował
jego atak, a Kira wykorzystał moment, by zaatakować Tykiego z drugiej strony. I
tym razem nie dosięgnął celu, ale zdawało się, że metoda była dobra. Atakowali
na zamianę. Gdy jeden bronił się przed Tykim, drugi atakował, dopóki jego ciało znów miało fizyczne właściwości.
Zepchnęli go kompletnie do
defensywy, nie dając żadnej szansy na to, by zaatakować. Wieloletnia przyjaźń
pozwoliła Kirze i Ikkaku na spójną walkę i dopełnianie swoich słabości. Przez
to Tyki nie miał zbyt wielkiego pola do manewru i walka coraz mniej mu się
podobała.
***
Kuchiki miał wyczucie. Dzięki
jego propozycji zamiany przeciwnikami, Toshiro znacznie łatwiej było się bronić
przed atakami Seiko. Była zdolnym szermierzem, to prawda, dorównywała swoją siłą
kapitanom. Jednak jej podmiana nie była tak groźna dla Hitsugayi, który nie
odnosił zbytnich ran po zderzeniu ze swoim własnym atakiem.
Natomiast Byakuya, który chronił się
zbroją z Senbonzakury był dla Chikako prawie nie do tknięcia. Nie musiał się też obawiać,
że oberwie rykoszetem ze swojego własnego bankai, czy bankai towarzyszy. Był
coraz bliższy pokonania Chikako, którą co prawda atakował nieco na ślepo, ale
za to skutecznie.
Podniesione nastroje kapitanów
udzieliły się także Renjiemu, który nie musiał się dłużej obawiać Chikako ani Seiko
i mógł w pełni skupić się na Ryou. Co prawda chłopak wciąż odczytywał jego
ruchy, ale bez pomocy siostry i kuzynki nie stanowił już takiego zagrożenia jak
dotychczas.
Renji musiał tylko nie myśleć za
dużo o strategiach i atakach, co nie było proste. Jednak z każdą chwilą szło mu
coraz lepiej. Nie zastanawiał się już, gdzie wyląduje Ryou i gdzie lepiej
uderzyć. Po prostu machał Zabimaru na wszystkie strony, strzelając czerwonym
promieniem.
Zdawało się, że narzucone szybkie
tempo walki nie sprzyjało czytaniu w myślach i Noah coraz słabiej reagował. To
dlatego Renji pozwolił sobie na ryzykowny, choć także spontaniczny atak.
Skrył się w paszczy swojego
zampakuto, który ruszył na Ryou. Oczywiście ten atak nie odniósł efektu. Wtedy
Renji wystrzelił się z czaszki węża, przyspieszając dzięki sile wybuchowej
czerwonego promienia. Ryou zdołał uniknąć głównej siły, ataku, ale Abarai i tak
zdołał poważnie zranić go w bark.
- Zabieramy się – warknął Ryou, jego
prawa ręka zwisała smutno z powodu przeciętych ścięgien.
- Za późno – odparł Byakuya i
rozległ się przeraźliwy krzyk Chikako, która dotychczas pomimo ukrytej w jej
ciele cząsteczki Senbonzakury i tak dawała radę w znacznej mierze unikać ataków.
Nie tym razem. Kuchiki wyczuwał jej
obecność i choć wciąż atakował nieco na oślep, coraz bardziej oswajał się z
ruchami dziewczyny. Coraz lepiej zgrywał ataki, aż w końcu uderzył w Chikako
pełną mocą Senbonzakury, nie pozwalając jej na ponowną ucieczkę.
- Chi!
- Zapłacisz mi za to, Kuchiki! –
zagroziła Seiko, tworząc dywersję w postaci lecących w ich stronę głazów z
pobliskiego budynku.
W tym czasie Ryou zabrał
zmasakrowane ciało Chikako.
Czyli Hinamori znowu zmanipulowana. Trochę to przykre, ale w sumie się nie dziwię. Zawsze miała do niego słabość. Zmroziła mnie informacja, że byli z Kirą małżeństwem. Że byli razem to wiem, ale małżeństwo... Grrr... I to jeszcze ruszyła na bezbronnych. Jest mi jej żal, ale mogłaby pomyśleć.
OdpowiedzUsuńZaczyna się ofensywa ze strony shinigamich. To dobrze, bo daje nadzieję. Zresztą jakoś tak pojawienie się Ikkaku sprawiło, że się uśmiechnęłam. Chyba tego potrzebowałam.
A teraz cierpliwie poczekam na dalej.