Obserwatorzy

Rumours


poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Chapter 89 ~ The king of lightning


            Nie spodziewała się, że i reszta młodych zawita do Czarnego Zakonu. I to w dodatku w towarzystwie Noah. Z trudem opanowała zamieszanie i wyjaśniła Egzorcystom, że Akira jest po ich stronie, że im pomogła. Cudem zdołała uniknąć walki pomiędzy Akirą i Egzorcystami, a i tak ryzykowała utratą ich zaufania.
            - Myślałam, że tylko Itsuko miała się tu ukryć – stwierdziła z powagą Shiroyama, gdy już grupka młodzieży została wpuszczona do budynku. – Setsuko mówiła…
            - Chcieliśmy się upewnić, że Itsu się znalazła – oznajmiła Kazumi. – Zdecydowaliśmy się przyjść tutaj i przegrupować, zanim wrócimy do domu.
            - Jest ku temu konkretny powód? – zapytała Corrien, choć wcale nie dziwiło jej takie podejście.
            - No sytuacja jest raczej gorąca. Te wszystkie oskarżenia wobec mojego ojca i Itsuko – odpowiedziała Kazumi, wzruszywszy ramionami.
            - Poza tym – odezwał się Hiroya. – Próbowaliśmy skontaktować się z mamą, przed powrotem do domu, by upewnić się, że to dobry pomysł. Niestety nadal nie dostaliśmy odpowiedzi.
            - Być może jest zajęta – stwierdziła Corrie.
            - Lub została aresztowana przez Sui Feng – mruknęła Kazumi.
            - Albo gorzej…
            - Nie, no nie przesadzajmy – wtrącił się Shun.
            - Tak? Ty też nie mogłeś skontaktować się z rodzicami – zauważył Yakumo.
            - Nie, ja akurat nie próbowałem – wyznał Abarai, spuszczając głowę. – Ukatrupią mnie, jak się pojawię w Seireitei.
            - Ale większość z nas nie mogła połączyć się ze swoimi rodzicami.
            - To niedobrze – stwierdziła Itsuko. – Ja nie próbowałam, skoro miałam się ukrywać. Moja mama musi się martwić.
            - Na pewno.
            - Co, jeśli sytuacja się pogorszyła? – zaniepokoiła się Ichika.
            - Na razie możecie tu zostać, ale Akira nie powinna zostawać sam na sam z Egzorcystami – zarządziła Corrien. – Trzymajcie ją od nich z daleka i nie narażajcie się niczym. Ja spróbuję skontaktować się z kapitanem albo Renjim.

***
            Wciąż trzymali się za dłonie, gdy Road zamknęła ich w jednym ze swoich pudełek. Zostali odcięci od pozostałych, co oznaczało, że nie mogli liczyć na pomoc, ani nikomu jej udzielić. Nie będą nawet wiedzieli, co dzieje się na zewnątrz, dopóki nie pokonają Road.
            - Myślisz, że ochronisz swojego ukochanego? – zapytała młoda Kamelot. – Twoja obecność i zampakuto na nic się nie zdadzą przeciwko mnie. Znam twoje zdolności.
            - A ja doskonale znam twoje – odparła beznamiętnie Aizawa. – To działa w obie strony, a Shuhei nie potrzebuje mojej ochrony.
            - Przekonajmy się zatem – powiedziała Road, uśmiechając się.
Wokół nich pojawiły się liczne świece z ostrymi zakończeniami i poszybowały w ich stronę. Nie zdążyli się bronić, a jednak ostrza przeszły przez nich na wylot. Zaraz po tym, znikąd pojawił się Kazeshini w formie bankai, wycelowany w dziewczynę.
Brakowało ułamka sekundy, by powracające ostrze skróciło ją o głowę, ale zrobiła unik. Uśmiechnęła się, a w jej oczach pojawił się przebłysk szaleństwa.
- Jestem pod wrażeniem – przyznała rozbawiona. – Nie zauważyłam, kiedy stworzyłaś tą iluzję i ukryłaś was gdzieś w mroku. - Jednak tym razem świec było więcej, wypełniły całą sale, dziurawiąc każdy skrawek pudełka. Tylko dzięki Hisagiemu, który utworzył tarczę z łańcucha Kazeshiniego, zdołali przetrwać ten atak. - Mam was – powiedziała Road i zanim zdążyli cokolwiek zrobić, złapała Hotarubi w sen.
Aizawa otworzyła oczy i była już gdzieś indziej, ale wiedziała, że to wszystko jest tylko w jej głowie. Ciałem wciąż znajdowała się obok męża, który teraz zmuszony był walczyć sam przeciw Road. Dziewczyna wyraźnie chciała ją złamać, pokazując jej wspomnienia z przeszłości. Jednak niemożliwym było złamać coś, co zawsze było zepsute. Hotarubi znała te sztuczki.
- Co jej zrobiłaś! – fuknął Hisagi, atakując z pomocą Kazeshiniego, ale Road zachichotała tylko.
Rzucił się na nią, machając ostrzem, ale w pudełku Road miał ograniczone ruchy. Nie był przyzwyczajony, więc musiał improwizować. Część łańcucha owinął wokół ręki, by nie stracić kontroli nad zampakuto i zaczął atakować, odbijając się od ścian pudełka.

***
            - To takie niepiękne walczyć z dziećmi – westchnął ponownie Yumichika, unikając kolejnych ataków.
            - Hej, staruszku – zaśmiał się Shinobu. – Wiesz, że tak właściwie to nie jesteśmy dziećmi, nie? Zostaliśmy przeklęci i dlatego mamy takie ciała, ale żyjemy już od tysiąca lat.
            - Och? – Ayasegawa uśmiechnął się. – To znacznie ułatwia sprawę.
            - Nie, żebyś miał z nami jakieś szanse – dodała Komorebi.
            - To się jeszcze okaże – odparł Yumichika, używając kido. Trafił jednak nie Komorebi tylko Amari i raz jeszcze musiał uciekać przed własnym atakiem.
            Potrzebował znaleźć między nimi jakieś różnice, by wiedzieć, kiedy może atakować. Komorebi lepiej było pokonać na odległość, zaś Amari z bliska, używając ataków, których nie może odbić. No i był jeszcze Shinobu, choć jego zdolność nie wyglądała na tak niebezpieczną. To kombinacja tej trójki sprawiała, że byli tak trudni do pokonania.
            Kolejne podejście było równie nieudane. Do tego zbytnio skupił się na różnicach między dziewczynkami i dał się podejść Shinobu. Znajdując się w strefie spowolnionego czasu, nie zdążył uskoczyć i oberwał własnym Soren Sokatsui i huknął plecami o pobliski budynek.
            Zanim się pozbierał, w jego stronę skoczyła Komorebi, chcąc zrobić z niego swoją marionetkę. Coś mu tylko mignęło i był pewien, że już po nim, kiedy z ręki dziewczynki trysnęła krew, a jej dłoń wylądowała na ziemi u stóp Ayasegawy.
            - Zrobiłeś się nieostrożny – usłyszał tylko i od razu rozpoznał Kazumę. Ten pomógł mu wstać, mówiąc: - Przyszedłem dać ci pomocną dłoń - zaśmiał się.
            - To takie niepiękne – westchnął Yumichika, ale również się uśmiechnął. – Cieszę się, że jesteś cały.
            - Ty również nie wyglądasz na przesadnie uszkodzonego. Byłoby szkoda, gdyby zarysowali twoją piękną twarz.
            - Zapłacisz mi za to – wysyczała Komorebi.
            - Mogę cię co najwyżej pozbawić cię drugiej ręki - zagroził Kurogane, nieco się popisując.
            - Zabiliśmy tego blond oficera, teraz zabijemy was.
            - Shigeru? – zdziwił się Ayasegawa. – To wasza robota?
            - Teraz inaczej sobie porozmawiamy. Mam dług do wyrównania – mruknął Kazuma. – Bankai!
            Niebo zachmurzyło się do tego stopnia, że zrobiło się ciemno jak w nocy. Kilka razy grzmotnęło i w końcu pioruny zaczęły spadać deszczem na trojaczki. Kazuma spodziewał się, że kilka ataków zostanie odbitych w jego stronę, ale na pewno nie to, że Amari stworzy jeszcze większą tarczę. I zamiast zacząć odbijać ataki, pochłaniała je wszystkie, chroniąc swoje rodzeństwo.
            - Kazuma, dezaktywuj bankai! – krzyknął Ayasegawa, ale było już za późno.
            Tarcza Amari przechyliła się w ich stronę, wyrzucając potężny atak ze skumulowanych piorunów zampakuto Kazumy. Zdążyli uniknąć najsilniejszej części, ale i tak fala uderzeniowa odrzuciła ich spory kawał.
            - Niech to – warknął Kazuma, orientując się, że to nie było jeszcze wszystko.
            W ostatniej chwili dostrzegł zbliżającego się Shinobu. Odepchnął od siebie Yumichikę, usuwając go z pola rażenia mocy chłopca. Sam już nie zdążył. Yumichika spodziewał się, że to Komorebi zaatakuje kolejna, więc wystrzelił w jej stronę kido. Pomylił się, bo to Amari wystrzeliła atak piorunów, którego najwyraźniej nie wykorzystała w całości.
            - Kazuma!
            Nie zdążył uciec. Oberwał potężnym atakiem własnego zampakuto, najpewniej zwielokrotnionym przez moce Amari. Yumichika chciał do niego biec, ale drogę zagrodziła mu Komorebi:
            - Nigdzie nie pójdziesz – oznajmiła wściekle. – Mówiłam, że mi zapłaci.
            Pomimo tego, że miała tylko jedną rękę, atakowała zajadle, uniemożliwiając Ayasegawie dotarcie do Kazumy, który leżał w ogromnym kraterze. Próbował się podnieść, ale nie był w stanie. Wiedział, że wróg się zbliża. Ostatkami sił, spróbował wstać. Z jego ust trysnęła krew.
            Czy naprawdę miał tak marnie skończyć? Teraz gdy wreszcie zaczynał być szczęśliwy? Patrzył jak Amari i Shinobu zeskakują ze skarpy, kierując się w jego stronę. Bezmyślnie wystrzelił kido, tylko na tyle było go stać.
            Opierając się o zampakuto, zdołał się wreszcie podnieść. Jeśli ma zginąć, nie podda się bez walki. Już się nie bał. Jedynie martwił o Yumichikę. Część odbitego kido zablokował mieczem, z trudem ustając na nogach. Ale jego reakcje były zbyt wolne.
            Tymczasem Ayasegawa zdołał odrobinę zranić Komorebi, którą osłabiła utrata krwi. Wystrzelił kido i rzucił się w stronę Kazumy, ale było już za późno. Zdążył tylko zobaczyć, jak skupiony na Amari Kazuma daje się podejść Shinobu. Chłopiec tym razem nie użył swojej mocy, a jedynie przebił ręką klatkę piersiową Kazumy.
            - Nie! – wrzasnął Ayasegawa, rzucając się w tamtą stronę. Nie zważając na nic, złapał Kazumę, który runął prosto w jego ramiona i zwymiotował krwią. – Nie. Nie. Kazuma, nie rób mi tego. Nie umieraj. Proszę. Wyjdziesz tego.
            - Prze…praszam… Yumichika – wymamrotał Kazuma i ostatkiem sił otarł łzy z policzków ukochanego.
            - Nie! – wydarł się Yumichika, upadając wraz z Kurogane na ziemię.
            Ściskał ciało, które powoli zmieniło się w duchową materię i ulotniło w przestrzeń. Gdy podniósł wzrok, wokół niego stały trojaczki.
            - Bankai – powiedział cicho, zamykając siebie i dzieci w mrocznej przestrzeni stworzonej z kolczastych pędów.
            Jego miecz zmienił formę i w mgnieniu oka pochwycił, dzieci, wysysając ich energię życiową. Rozległ się krzyk trojaczków. Ayasegawa wtórował im, dając upust swojej złości. Zamierzał obrócić ich w proch, ale zanim to zrobił, ktoś przeciął całą przestrzeń, uwalniając dzieci.
            Przed Yumichiką stał nie kto inny, jak Aizen. Pojawił się przed Ayasegawą i uderzył go z całej siły raniąc głęboko. Tylko przez chwilę patrzył jak vice kapitan Jedynki spada w dół i uderza o ziemię. Potem rzucił srogie spojrzenie trojaczkom i ruszył dalej. Wciąż jeszcze musiał odnaleźć Setsuko, która jakby rozpłynęła się w powietrzu.
            Nie mogła zniknąć. Niemożliwe też było, aby opuściła Soul Society. Zanim zaatakowali, Aizen sam odciął shinigami drogę ucieczki lub komunikacji z Egzorcystami. Ona gdzieś tam była, ale doskonale udawało jej się ukryć, bo wątpił, aby dała się dopaść akumom.
            Tymczasem Ayasegawa leżał na ziemi, krwawiąc obficie. Był pewien, że już wkrótce dołączy do Kazumy. Wtedy pojawiła się nad nim biała czupryna. Wpół przytomny rozpoznał Kotetsu, która po cichu odciągnęła go od Aizena i trojaczków, by uleczyć jego rany.
            - Nie pozwolę ci tak łatwo odejść – powiedziała, uśmiechając się pokrzepiająco.
            Wiedziała, jak istotna jest wola walki, gdy chodziło o przeżycie. A jednak niektórym z nich zaczynało jej brakować.

***
            Byakuya runął na ziemię, po kolejnym ataku Seiko. Tylko cudem zdołał zasłonić się Senbonzakurą, przed głazem, który pojawił się tuż nad nim. Wtedy to poczuł. Krótko po tym, jak burzowe niebo jego kuzyna rozjaśniło się, reiatsu Kazumy zgasło kompletnie.
            W pierwszej chwili nie wierzył. I chyba nie tylko on. Ledwo zdążyli wymienić się z Renjim porozumiewawczymi spojrzeniami i już musiał uskoczyć przed Zabimaru. Nie zdąży. Nie miał wątpliwości, że nie zdąży. Wściekły podniósł poziom reiatsu, blokując ogromną czaszkę węża dłonią.
            - Koniec zabawy – stwierdził, wykonując jakiś dziwny gest.
            Wszyscy czekali w skupieniu, by zobaczyć rozwój wydarzeń. Renji z otwartą buzią obserwował, jak jego kapitan pokrywa swoje ciało płatkami Senbonzakury. Nigdy wcześniej nie widział czegoś takiego, czyżby jego kapitan improwizował?
            Byakuya był wściekły. Stracili już Shigeru, nawet Grimmjowa, a teraz jeszcze Kazumę. Bał się, że Setsuko nie usiedzi w ukryciu zbyt długo, jeśli tak dalej pójdzie. Musiał zakończyć swoją walkę jak najszybciej. W tym celu gotów był zaryzykować, próbując nowych rozwiązań. Nawet jeśli jego pomysł spali na panewce, musiał wrócić jak najszybciej do Setsuko.
            Chroniony zbroją z Senbonzakury, atakował jeszcze bardziej zajadle, więc nawet gdy Seiko znów przerzuciła go pod falę jego własnego zmpakuto, nie wyrządziło mu to szkody. Nie musiał robić uniku, choć uderzenie było mocne, zachował płynność ruchów i zdołał ochronić Toshiro przed kolejnym atakiem Chikako, a nawet ją zranić.
            Dziewczyna zawyła z bólu, tracąc koncentrację i przez chwilę znów mogli ją zobaczyć. Użył shunpo i pojawił się obok Hitsugayi, mówiąc:
            - Zajmij się Seiko.
            Toshiro nie protestował, wyczuwając, że Kuchiki ma jakiś plan.

1 komentarz:

  1. Mogłam się spodziewać, że paczka Kazumi w końcu trafi do egzorcystów. Bo w sumie gdzie indziej mieliby pójść? Chociaż już widzę miny egzorcystów. Cóż, Corrie będzie musiała to jakoś załatwić.
    Walki nadal trwają, shinigami są w defensywie i to ostrej. No ja wiem, że Aizen jest potężny, ale też ma potężnych pomagierów. Trochę mnie to martwi. Zwłaszcza, że Aizen poluje na Setsu. Będzie gorąco.
    Wiesz, że nie przepadam za Kazumą, ale mimo to poczułam smutek na wieść o jego śmierci. Zwłaszcza że tak bardzo uderzyło to Yumiego. Mam nadzieję, że chociaż on przetrwa. I tak zaczynają się poważne braki, a to pewnie nie koniec.

    OdpowiedzUsuń