Nie cieszyła go wcale walka ze
znanym już przeciwnikiem. W ogóle nie cieszyła go walka. Doceniał natomiast
fakt, że Corrien była teraz z dala od Soul Society i tego wszystkiego.
Wcześniej gniewał się na Setsuko, że wysłała ją do świata ludzi w tak niebezpiecznym
momencie, ale teraz był jej za to nawet wdzięczny.
Musiał tylko pokonać Tykiego Mikka,
który nie był łatwym przeciwnikiem. Z tym swoim dziwnym świecącym ostrzem
przypominającym motyla i dziwną zdolnością przenikania przez wszystko. Wszelakie
kido, jakich użył Kira, przechodziły przez niego, nie robiąc mu żadnej krzywdy.
Nie było innego wyjścia, jak użyć
bankai, jednak Kira szybko przekonał się, że na broń Mikka nie działa nawet
Wabisuke. Był kapitanem, do licha, nie mógł sobie pozwolić na tak łatwą
przegraną, ale w obecnej chwili nie widział żadnego rozwiązania, a to
powodowało frustrację.
- Co? Już się poddajesz? – zapytał z
lekkim rozczarowaniem Tyki. – Spodziewałem się więcej po kapitanie Gotei 13.
- Nie – Kira pokręcił głową, choć bez
entuzjazmu.
Martwił się o Corrie, o przyjaciół. Martwił
się o Seireitei, które było pod atakiem wroga. Musiał znaleźć sposób na
pokonanie Tykiego. Ale czy jakiś był? W poprzedniej wojnie też nie zdołali
drania zabić. Uciekł.
Izuru zrobił kilka uników i raz jeszcze
spróbował użyć na Tykim Wabisuke. Na darmo. Nic nie zdziałał, a sam mógł się
tylko bronić przed atakami.
***
Stał oko w oko trójką dzieci. Dzieci,
które zabiły już trzech wspaniałych oficerów. Ale jak miał z nimi walczyć? Patrzył
na te słodkie identyczne buzie i nie rozumiał. A jednak nie miał wyjścia, jeśli
sam nie chciał zginąć lub dopuścić do śmierci swoich bliskich.
- To takie niepiękne – westchnął,
kręcąc głową z dezaprobatą. – Wracajcie do domu i pobawcie się klockami.
- Chciałbyś – zachichotała Komorebi.
– Shinigami są nam wiele winni.
- Zabili naszego ojca – powiedziała cicho
Amari. – I skrzywdzili Shinobu.
- Zapłacicie nam za to – wtórował im
chłopiec.
- Trochę jesteście upiorni, jak tak
mówicie razem… To takie niepiękne.
- Staruszku daj się zabić.
- Staruszku? – oburzył się Yumichika. –
Wcale nie jestem taki stary!
- To i tak bez znaczenia, bo
niedługo zginiesz.
- Chcemy pomścić naszego ojca.
Znał ich zdolności. Odbijanie i
negacja ataków. Przejmowanie kontroli przez dotyk i spowalnianie czasu w
niewielkim obrębie przestrzeni. Niepokojąca kombinacja. Wystarczyła chwila nieuwagi,
by skończył, jako marionetka jakieś smarkuli.
Chciał tylko usiąść i napić się kawy i zapomnieć o tym całym bajzlu. O powrocie Aizena, o śmierci Sui Feng, konfliktach w Gotei 13 i wojnie. O wszystkich problemach. Ale nie!
Chciał tylko usiąść i napić się kawy i zapomnieć o tym całym bajzlu. O powrocie Aizena, o śmierci Sui Feng, konfliktach w Gotei 13 i wojnie. O wszystkich problemach. Ale nie!
***
Przerażała
go myśl o tym, że Aizen może polować na Hotarubi. Nie tylko na nią, bo
Setsuko także. Niemniej w obliczu walki bardziej obawiał się o małżonkę. Musiał ją znaleźć. W
tym celu odłączył się od swojego kapitana. Zresztą ten zdawał się w zamieszaniu
szukać Rangiku. Nic dziwnego. Każdy martwił się o swoich najbliższych, co mogło
być zarówno zgubą shinigami, którzy nie skupiali się na walce lub ich siłą.
Martwił
się. Nie mógł jej stracić. Nie przeżyłby tego. Na szczęście zobaczył ją w
oddali. Już na pierwszy rzut oka wiedział, że coś jest nie tak. Nic dziwnego,
skoro właśnie się dowiedziała, że jej kapitan od dłuższego czasu nie żyje, a
ona niczego nie zauważyła. To musiało ją przytłoczyć. Śmierć własnego dowódcy
była tak samo tragiczna, jak jego zdrada. Potrafił zrozumieć te uczucia.
Pragnął tylko znaleźć się u boku małżonki i wesprzeć ją jakoś.
Jednak
drogę zagrodziła mu Road.
- Nie -
warknął. - Nie teraz.
- To chyba
tak nie działa, wiesz? - zaśmiała się dziewczyna.
- Shu! -
krzyknęła Hotarubi, widząc go stającego do walki z Road.
Użyła
shunpo i siłą przebiła się przez grupę Arrancarów. Obawiała się, że zdolności
Shuheia mogą nie być odpowiednie do walki ze snami Road. Nie, żeby jej własne
zdolności miały dużo pomóc. Ale przynajmniej byli razem. Hotarubi chwyciła jego
dłoń i uśmiechnęła się, chcąc dodać mu otuchy.
- Nasza słodka Hotarubi - roześmiała się Road. - Widzę, że zdołałaś uwić sobie
gniazdko, po tym jak nas zdradziłaś.
- Nie
zdradziłam was. Nigdy nie byłam po waszej stronie - zadeklarowała Aizawa. - Daliście się oszukać i mnie i kapitanowi Ichimaru.
- Tak? A
może zwyczajnie uległaś Setsuko? Nie kłam, Hotarubi. Byłaś jedną z nas. Byłaś
gotowa zabić Setsuko i zniszczyć Soul Society, razem z twoim kochasiem.
- To bez
znaczenia - stwierdził Shuhei, ściskając mocniej dłoń ukochanej. - Nie nastawisz nas przeciwko sobie. Znam przeszłość Hotarubi, ale liczy się to co jest tu i teraz.
- Nie, nie
zależy mi - odparła Road. - Wystarczy, że cię jej odbiorę.
***
Widział
Toshiro, ale nie było z nim Rangiku. Była silną kobietą, ale obawiał się, że
Aizen postanowi ukarać go za zdradę i odbierze mu to, co dla niego
najważniejsze. No i jeszcze Makoto, który w przeciwieństwie do siostry odmówił
opuszczenia Seireitei i oddziału.
Gin obawiał
się, czy to nie właśnie jego syn poinformował Sui Feng - lub raczej Chikako - o
sekretnym spotkaniu kapitanów. Między bliźniakami coś się działo. Zawsze byli
nie rozłączni, a ostatnie miesiące zdawali się nie móc zgodzić w wielu
kwestiach, ale może to ten młodzieńczy bunt.
- Gin! -
usłyszał i Rangiku wpadła mu w ramiona.
Odetchnął z
ulgą, widząc, że nic jej nie jest. Tylko kilka zadrapań spowodowanych wybuchem.
- Gdzie
Makoto? - zapytała.
- Nie wiem.
Znajdziemy go.
- Makoto? –
usłyszeli głos dziewczyny. Przypominała z wyglądu Lulubel, choć była dużo
młodsza. – Możecie nie chcieć go znaleźć.
- O czym ty
mówisz? – zdenerwowała się Rangiku. – Gdzie jest nasz syn?
- Wasz syn jest
bezpieczny, ale tego samego nie można powiedzieć o was.
***
Chikako zdobyła dla niego wiele
cennych informacji, a wszystko dzięki młodemu iluzjoniście. Wszystko szło jak
należy. Sam atak nie był konieczny, chodziło tylko o pokazanie shinigami
miażdżącej różnicy w sile i zniszczenie ich ducha walki. Aizen zamierzał wybić ich jednego po
drugim, tych, którzy mogą mu przeszkodzić w realizacji planu.
Hotarubi pozostawił Road, ale
Setsuko zamierzał zająć się osobiście. Jej nie pozwoli ujść z życiem z tej
bitwy. Zbytnio mu zagrażała, co tylko potwierdziły meldunki od Chikako. Jednak
na drodze stanął mu Grimmjow, samozwańczy król Hueco Mundo. Jego też się
pozbędzie. Tylko on sam – Aizen – miał prawo zasiadać tam na tronie.
- Z drogi – powiedział, ale Grimmjow
wyraźnie stał się zbyt pewny siebie przez te wszystkie lata, bo z aroganckim uśmieszkiem
ani drgnął. – Więc giń.
W mgnieniu oka znalazł się za
Grimmjowem, a z jego barku trysnęła krew. Szósty skrzywił się, ale na jego
twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. Użył Cero, a gdy Aizen nie uskoczył, tylko zniwelował Cero, zaatakował mieczem.
- Chyba zapomniałeś, że jestem
królem destrukcji! – zagrzmiał Grimmjow, używając swojego Ressurection i rzucił
się z pazurami na Aizena.
Jednak Sousuke dorównywał mu
szybkością, a potężne ciosy blokował bez problemu.
- A ty już chyba zapomniałeś, kto
podarował ci tę moc – stwierdził Aizen i pokręcił głową z dezaprobatą, jakby
miał przed sobą dziecko, które właśnie coś zbroiło. – Nie masz ze mną szans.
- Przestań paplać! Zabiję cię,
Aizeeeeeen! – wrzasnął Grimmjow.
Jego długie włosy powiewały na
wietrze. Wystrzelił w stronę Aizena jak pocisk i uderzył z taką siłą, aż rozległ
się huk, który słyszało całe Seireitei. Jednak Aizen bez problemu sparował i ten
atak, gołą dłonią, nawet nie kataną.
Grimmjow też nie powiedział ostatniego słowa. Odnowił dystans i przeciął pazurami powietrze, aktywując swoją najsilniejszą technikę. Dessgaron. Niebieskie ślady po pazurach runęły na Aizena z ogromną prędkością, zmiatając go z nóg. Aizen poszybował kawałek tuż nad ziemią, a gdy wreszcie się zatrzymał, Grimmjow zobaczył, że atak go nie dosięgnął. Nawet Dessagaron został zatrzymany przez niego gołą ręką.
Grimmjow też nie powiedział ostatniego słowa. Odnowił dystans i przeciął pazurami powietrze, aktywując swoją najsilniejszą technikę. Dessgaron. Niebieskie ślady po pazurach runęły na Aizena z ogromną prędkością, zmiatając go z nóg. Aizen poszybował kawałek tuż nad ziemią, a gdy wreszcie się zatrzymał, Grimmjow zobaczył, że atak go nie dosięgnął. Nawet Dessagaron został zatrzymany przez niego gołą ręką.
- Już mówiłem – stwierdził spokojnie.
– Beze mnie jesteś niczym, Grimmjow.
- Pieprz się!
Wymienili kilka ciosów, tak
potężnych, że ziemia aż drżała i kruszyła się pod naporem siły. Grimmjow
celował w serce Aizena. O ile ten jeszcze je miał. Już prawie. Kiedy
Aizen zniknął nagle z jego pola widzenia i jednym ciosem, wcinął Szóstego w
ziemię, a potem wbił w niego katanę.
- To koniec.
- Chciałbyś – warknął Grimmjow,
podnosząc się z ziemi. Splunął krwią, trzymając się za brzuch. – Ta rana… To
nic dla króla.
- Twoje królestwo już nie istnieje.
Nigdy nie istniało. Trzymałeś tylko tron ciepły na moje przybycie –
zadeklarował Aizen i zanim Grimmjow znów zdążył zaatakować, pojawił się przed
nim.
Z boku, wyglądało to, jakby
przytulał dawnego przyjaciela, którego nie widział przez lata. Ale wtedy przebił
mu ręką klatkę piersiową, tworząc ogromną dziurę. Aizen skrzywił się, wyciągnąwszy dłoń
z ciepłego jeszcze ciała i strzepnął krew.
- Zawsze był głupcem – rzucił Aizen,
spoglądając na Uluquiorę, który przyglądał się całej walce, towarzysząc mu w
poszukiwaniach Setsuko. – Idziemy. Musimy ją znaleźć. Ją i naszego czempiona.
Ktoś chwycił go jednak za kostkę.
Popatrzył na Grimmjowa, który powinien być już dawno martwy. Jednak ten resztkami sił
podpełzł do niego, nie pozwalając mu odejść.
- Jeszcze nie przegrałem – wycharczał,
dławiąc się krwią. – Wciąż mogę walczyć.
- Uluquiora – powiedział tylko
Aizen, nawet nie patrząc na Szóstego.
Wyrwał się i odsunął, pozwalając
swojemu podwładnemu rozprawić się z ledwo żywym Arrancarem. Gdy się oddalił, w
miejscu, w którym w kałuży krwi leżał Grimmjow, nastąpił potężny wybuch Cero, a
obok niego śmignął odłupany kawałek maski hollowa i kilka niebieskich włosów.
Aizen przez moment obserwował, jak dryfują w powietrzu i znikają. Tak jak ich
właściciel zamieniły się w pył raz na zawsze.
***
Setsuko, która obserwowała całą
walkę z wieży skazańców, wrzasnęła boleśnie i osunęła się po ścianie.
- Nie, nie, nie! – powtarzała, kuląc
się i zaciskając kurczowo dłonie na materiale bluzki. – Nie!
Nigdy nie sądziła, że śmierć
Grimmjowa tak ją dotknie. Nie byli przyjaciółmi. Ledwo towarzyszami broni.
Wspólnikami zbrodni sprzed osiemnastu lat. A jednak… Przeszli razem tak
wiele. Wojna i te cholerne dwa lata w Piekle, których nigdy nie zapomni.
W najgorszych koszmarach nie śniła,
że będzie obserwować koniec króla destrukcji. Króla Hueco Mundo. Jego reiatsu kompletnie zgasło i
miało już nigdy nie zapłonąć. Pomyślała o Ivreli, która była gdzieś tam, z dala
od wybranka swojego serca i o Shiraiu, który nigdy miał okazji spędzić czasu ze swoim ojcem.
Czyżby aż tak bardzo się myliła?
Czyżby zapomniała, jak przerażającym Aizen był przeciwnikiem? Osiemnaście lat temu
dał się zaskoczyć. Nie spodziewał się zdrady, a tym bardziej nie spodziewał
się, że razem z Hotarubi poświęcą się, by zamknąć go na najniższym poziomie
Piekła.
Tylko to pozwoliło im wtedy wygrać.
Nie jego słabość. Aizen bez wątpienia był potworem. W dodatku teraz nie tylko
nie był słabszy, było ich dwóch i obaj byli ostrożniejsi oraz czujniejsi. A do tego pełni
gniewu z powodu poprzedniej porażki.
Szukali jej. Nie miała wątpliwości. A
ona musiała się chować i modlić do Króla Dusz, by nigdy jej nie odnaleźli.
Jeszcze nie. Ale wtedy… Aż bała się myśleć, co zrobią z tymi, którzy są na polu
bitwy. Co będzie z jej ukochanym Byakuyą, który walczył tam w imię tego, w co
oboje wierzyli.
***
Nikt nie przypuszczał, że reiatsu
Grimmjowa zgaśnie tak szybko i tak nagle, choć niewątpliwie wplątał się w jedną
z najgorszych walk. Wszyscy czuli jego rozszalałe reiatsu i wstrząsy
spowodowane jego atakami. A teraz wszystko ucichło.
- Byakuya! – wrzasnął Toshiro,
wyrywając go z zamyślenia.
Lodowa ściana w porę zablokowała
atak Senbonzakury, gdy Seiko po raz kolejny rzuciła Kuchikiego pod jego własne ostrza.
- Kapitanie, weź się w garść! – krzyknął
Renji, który od dłuższej chwili obrywał bęcki od niewidzialnej Chikako. – Wiemy,
że martwisz się o Setsuko, ale tak nie można!
Mieli rację. Martwił się i to chyba
jak jeszcze nigdy w życiu. Wiedział, że Setsuko będzie wstrząśnięta śmiercią
Szóstego. Jeśli wyjdzie z ukrycia, Aizen ją odnajdzie, a wtedy… Nie. Nie mógł o
tym myśleć. Musiał skupić się na walce. Im szybciej pokona tą trójkę, tym
szybciej odnajdzie małżonkę i upewni się, że jest bezpieczna.
Dla odmiany zaatakował Ryou, który
przewidywał wszystkie ataki Toshiro, ale i Senbonzakury zdołał uniknąć. Był
mentalistą. Czytał w myślach i używał telepatii, koordynując ataki całej
trójki. Być może nie potrzebował kontaktu wzrokowego i mógł czytać myśli w
pewnym obrębie wokół siebie. A może wystarczyło, że raz zajrzał do czyjegoś
umysłu i mógł to zrobić już zawsze lub odczytał nadchodzący atak z umysłu
Hitsugayi.
Seiko zamieniała się z nimi
miejscami, narażając ich na ich własne ataki. Byakuya już kilka razy omal nie oberwał
Senbonzakurą, gdyby nie Renji i Toshiro. Zresztą i on wiele razy pomógł im,
tworząc wokół nich ścianę z malutkich ostrzy.
Do tego Chikako, której nie mogli
zobaczyć. Dziewczyna potrafiła sprawić, że znikały także ich własne ataki, a z
pomocą Seiko, nie było wiadomo, którego z nich uderzą. Jednak nawet znając ten
system, nie byli w stanie rozbić tej idealnej współpracy.
Wiele walk. Wiele różnych walk, pojedynków, o których wyniku nawet nie śmiem spekulować. Zaczęłam się w ogóle zastanawiać, czyje zdolności byłyby najlepsze przeciwko Tykiemu, skoro nawet Wabisuke nie daje mu rady. Martwię się w takim razie, choć już zapowiedziałaś, że nie, ale mimo wszystko. Yumi musi walczyć sam przeciwko trojaczkom i w sumie póki co myślę, że mimo wszystko ma większe szanse, jeśli potraktuje tę walkę poważnie i wykorzysta pełny wachlarz możliwości.
OdpowiedzUsuńMała suka Road, wara mi od Shuuheia. Choć coś czuję, że jutrzejszy rozdział nie będzie dla mnie przyjemny z tego powodu. Obym się myliła.
I choć wściekam się za śmierć Grimma, wiem, że z Aizenem nie miał większych szans. Kto może go załatwić? Nie wiem, skubany jest silny, to fakt, do tego te jego pieprzone iluzje. Koniec końców musi być coś, co go zniszczy. Z drugiej strony myśl, że przejął nawet innocence... Czarno to wszystko widzę. Martwię się, bardzo się martwię.