Obserwatorzy

Rumours


czwartek, 2 kwietnia 2020

Chapter 85 ~ Significant Other

Wieść o śmierci Shigeru już rozniosła się po siedzibie Egzorcystów i wszyscy zebrali się wieczorem na imprezie, gdzie zamierzali pożegnać przyjaciela. Oczywiście Corrien też była zaproszona. Koumui wcale o niej nie zapomniał, a wręcz nalegał, aby przyszła.
            Spełniła jego prośbę, ale trzymała się na uboczu. Wiedziała, że Egzorcyści nie zaakceptowali jej jeszcze, a do tego przyniosła im tak tragiczne wieści. Nie była jedną z nich, choć znała Shigeru. Jak mogła go nie znać, skoro mieli wielu wspólnych przyjaciół. Może nawet oni sami byli przyjaciółmi, choć Corrie dość nieśmiało patrzyła na swoje relacje z częścią dowództwa Gotei 13.
            Shigeru jednak tak jak ona był trzecim oficerem, przez co zdawał się mniej odległy niż niektórzy jej przyjaciele. Był wspaniałym shinigami. Zasłużonym w boju podczas ostatniej wojny i uwielbianym przez wszystkich tak jak jego siostra. A teraz już go nie było. I nigdy nie będzie.
            Dostrzegła, że jeszcze ktoś trzyma się na uboczu, choć przynajmniej zjawił się, by pożegnać dawnego przyjaciela. Chciała się przysiąść, zagadać jakoś, ale nie umiała znaleźć słów, by rozpocząć rozmowę.
            A jednak mimowolnie podniosła się i ruszyła w jego stronę. Kanda nie był zbyt towarzyski, ale bez wątpienia i jego dotknęła informacja o śmierci Shigeru. Dlatego Corrie usiadła obok wraz ze swoim kieliszkiem, a że nie wiedziała, co powiedzieć, to milczała. I tak milczeli oboje.
            – Jesteś tu – odezwał się po jakimś czasie Kanda, nawet na nią nie patrząc. – Znałaś go w ogóle?
            – Tak – odpowiedziała nieśmiało. – Choć może nie tak dobrze jak wy. Byliśmy w innych oddziałach, ale tak jak ja był trzecim oficerem, więc widywaliśmy się na wielu zebraniach, ale także nieformalnych spotkaniach, mając wspólnych przyjaciół.
            – Rozumiem.
            – Ty pewnie dobrze go znałeś.
            – Wychowaliśmy się razem – oznajmił Kanda i upił kilka łyków piwa.
            – Bardzo mi przykro.
            – Taka jest kolej rzeczy i taki los wojowników.
            – A jednak strata bliskich zawsze jest przykra. Zwłaszcza gdy odchodzą tak wspaniali ludzie.
            – Jesteś trzecią oficer. Kto jest twoim kapitanem?
            Wyraźnie próbował zmienić temat, więc nie drążyła dłużej sprawy.
            – Moim kapitanem jest Kuchiki Byakuya.
            – Byakuya? – ożywił się Kanda.
            – Znałeś mojego kapitana?
            – Często razem walczyliśmy w ramach treningu jeszcze przed wojną – stwierdził Kanda. –  Był silnym przeciwnikiem, a jego styl walki był godny podziwu.
            – To prawda – przyznała Corrie i uśmiechnęła się na myśl, że znalazła z Kandą wspólny temat do rozmowy. – Jest świetnym dowódcą, choć ostatnio ma wielu wrogów w Gotei 13, co mnie martwi. A jednak Setsuko wciąż wysłała mnie tutaj.
            – Setsuko? Ją również znasz?
            – Tak, oczywiście. W końcu to żona mojego kapitana i wspaniała kobieta dobrze znana w Soul Society.
            – Setsuko i Kuchiki. Kto by pomyślał – zaśmiał się Kanda, chyba po raz pierwszy, odkąd Corrie go poznała.
            – Hm… Z tego co wiem, byli ze sobą już przed wojną, dopóki Setsuko nie dołączyła do Aizena, aby go pokonać – zamyśliła się Corrie. – Nie znam jednak szczegółów. Poza tym to także nie moja sprawa.

***
            Razem stanęli u wrót siedziby Egzorcystów. Wciąż potocznie nazywano to Czarnym Zakonem, choć prawdziwa struktura już dawno się rozpadła. Itsuko była tam kilka razy w swoim życiu razem z rodzicami. Głównie jeszcze jako dziecko. Później wstąpiła do Shino i nie miała już czasu na rodzinne wypady do świata ludzi.
            Teraz jednak zmuszona była prosić ich dawnych przyjaciół o schronienie. Strażnik od razu ją rozpoznał i niemal ze łzami w oczach wpuścił do środka. Choć nie obyło się bez kłopotów w kwestii Shiraia, który przerażał kamienną głowę.
            Gdy już zdołali wejść do środka, udali się do Koumuiego, aby się przywitać i przedstawić mu swoją sytuację. Tam zastali Corrien, która właśnie rozmawiała o czymś z dowódcą Egzorcystów.
            – Przepraszam, że przeszkadzam – odezwała się Itsuko, pukając do drzwi. – Ciocia Setsuko kazała nam przybyć tutaj.
            – Itsuko! – zawył Koumui, zrywając się z miejsca i wnet wziął dziewczynę w objęcia, płacząc rzewnie. – Nasza słodka Itsuko! Jak się trzymasz? Jak Bris? Tak strasznie mi przykro. To musiało być dla was trudne. Tak się cieszę, że jesteś bezpieczna. Jesteś już bezpieczna. My się tobą zaopiekujemy. Wujek Koumui nie pozwoli cię skrzywdzić.
            – Ja… Mam się dobrze...
            – Jesteś pewna? Jeśli potrzebujesz pogadać – mówił dalej Koumui, ale zamarł, czując morderczą aurę i podniósł głowę. – Och, a to kto?
            – To Shirai. Inukami Shirai. Mój… Przyjaciel – odpowiedziała niepewnie Itsuko, bo po ich rozmowie w świątyni nie wiedziała już, czym właściwie byli. – Jego mama…
            – Inukami Ivrela. Tak, pamiętam Ivcię. Była tu wraz z shinigami przez jakiś czas przed wojną. A więc to jej syn? Miło mi cię poznać, Shirai – oznajmił Koumui, wyciągając do chłopaka dłoń. Ten jednak nie zareagował, więc Koumui westchnął i odsunął się, by mogli wejść do środka. – Chodźcie.
            – Itsuko, Shirai. Nareszcie jesteście – ucieszyła się na ich widok Corrien. – Martwiłam się. Zresztą nie tylko ja.
            – Przepraszam, Corrie – jęknęła Itsuko. – To wszystko…
            – To nie twoja wina. Nastały trudne czasy, ale nie powinnaś obwiniać się za oskarżenia wobec naszego kapitana. Twoja moc była jedynie pretekstem, by obrócić część shinigami przeciwko niemu – wyjaśniła spokojnie Shiroyama. – Zresztą później wszystko ci wyjaśnię, jeśli Shirai jeszcze tego nie zrobił. Był przecież na ostatnim zebraniu, gdzie ustalono kilka istotnych rzeczy.
            – Potem jej powiem – mruknął Inukami. – Nie mieliśmy czasu pogadać.
            – Na razie zostaniecie tutaj razem ze mną. Wszystko już ustalone – zadeklarowała Corrien. – Choć nie jestem w stanie powiedzieć wam, jak długo jeszcze to wszystko będzie trwać.
            – Nie szkodzi – odparła Itsuko. – Wiem, że nabroiłam. Myślałam, że jeśli zniknę, to wujek... Znaczy... Kapitan uniknie kłopotów.
            – Nie martwcie się, wszystko jest gotowe. Co prawda nie spodziewałem się, że przyjdziesz z przyjacielem, ale bez obaw, miejsca starczy dla wszystkich – odezwał się Koumui, tańcząc pośród sterty papierów. – Na pewno jesteście głodni, idźcie do stołówki, Itsu, znasz drogę prawda? A ja upewnię się w sprawie pokoi. Możecie odpocząć. Jesteście w domu.
            – Tak. Znam drogę, wujku. Dziękuję.
            – Wujku – rozmarzył się Koumui.
            – Ogarnij się koleś – warknął Shiraj, gromiąc go wzrokiem. – I łapy przy sobie – dodał, widząc, że mężczyzna znów chce przytulić Itsuko.
            – Och? Och? Och? – wymamrotał Koumui i rzucił Corrie pytające spojrzenie.
            Kobieta wzruszyła tylko ramionami. Nie była zbyt rozeznana w historiach miłosnych młodego pokolenia. Jej myśli zaprzątał tylko jeden mężczyzna. Niestety on został w Soul Society, gdzie przyszło mu się zmierzyć z trudnym zadaniem.

***
            Siedzieli razem w pokoju Itsuko. To nie było właściwie nic niezwykłego, bo zawsze spędzali ze sobą dużo czasu. Od zawsze przesiadywali razem całymi dniami. A jednak Itsuko jeszcze nigdy nie czuła się tak dziwnie i nieswojo w towarzystwie przyjaciela.
            Żadne z nich się nie odzywało, choć w rzeczywistości było wiele rzeczy, które wypadało sobie powiedzieć. Itsuko miała tak wiele pytań, ale brakowało odwagi, aby je zadać. Chciała wiedzieć, co znaczyły słowa Shiraia, gdy twierdził, że zawsze ją widzi.
            Wydawało jej się, że wie, ale pewności też nie miała. Bo choć wyglądało na to, że oboje darzyli się uczuciami, nic właściwie się nie wydarzyło. Itsuko obawiała się, że mogła opatrznie zrozumieć słowa przyjaciela, a tego by nie chciała.
            – Przecież widzę, że chcesz coś powiedzieć – warknął nagle Shirai, strasząc ją. – Przestań się wydurniać i po prostu mów. Mowę ci odjęło?
            – No bo… – zaczęła niepewnie Itsuko, szukając odpowiednich słów. – To co powiedziałeś wcześniej…
            – Co powiedziałem wcześniej?
            – No… Że zawsze mnie znajdziesz i takie tam… Że zawsze mnie widzisz…
            – Co z tym? – zapytał Shirai, niczego jej nie ułatwiając.
            – Bo mi się wydaje… Ale chciałabym wiedzieć… Co właściwie miałeś przez to na myśli?
            Jak powiedzieć to, co trzeba, nie mówiąc zbyt wiele. Trudna sztuka, którą tylko nieliczni opanowali. I Itsuko zdecydowanie do tych osób nie należała.
            – Miałem na myśli dokładnie to, co powiedziałem – odparł spokojnie Shirai, przyglądając jej się z zaciekawieniem.
            – Dobra nieważne – westchnęła Itsuko, nieco tracąc rezon.
            – Zapytaj wprost, bo ja serio nie kumam, o co chodzi.
            – No… Że… No.
            – No to wyjaśniłaś – roześmiał się Shirai, a w jego oczach pojawiły się radosne iskierki.
            Robił to specjalnie. Drażnił się z nią i wreszcie to zrozumiała.
            – Ty – naburmuszyła się. – Ty wstrętny...
            – No co? – zapytał, patrząc jej prosto w oczy i uśmiechnął się prowokacyjnie. – Co zrobiłem?
            – Już ty dobrze wiesz, co zrobiłeś – bulwersowała się Itsuko, która nie zamierzała dać się tak łatwo złamać, choć wiedziała już, co Shirai chce usłyszeć.
            – Wydawało mi się, że chciałaś o coś zapytać – naciskał. – Nie krępuj się.
            – Nie, ja już o nic nie chcę zapytać. Wypchaj się – stwierdziła Itsuko, odwracając głowę, jakby była na niego obrażona.
            Chwycił ją za ramię i pociągnął do siebie, aż pisnęła zaskoczona. Teraz nie miała wyjścia, jak popatrzeć na niego, kiedy jego twarz była tak blisko. Powietrze wokół nich wydawało się jakieś namagnetyzowane. Shirai jednak na tym nie poprzestał. Chwycił ją za kostkę, bo dziewczyna siedziała z nogami na łóżku, i pociągnął tak, że teraz leżała pod nim. Miała wrażenie, że jej serce eksploduje.
            Zbliżył swoją twarz do jej twarzy tak, że niemal stykali się nosami, ale nie posunął się dalej. Wyszczerzył tylko zęby. Wciąż czekał, aż ona coś powie. Wiedziała to. Jednak Itsuko miała lepszy plan i przewaliła go, teraz siadając na nim okrakiem, po czym pochyliła się nad nim i pocałowała go, wpijając się w jego usta.
            W tym samym momencie rozległo się też pukanie do drzwi i do środka wszedł Koumui. Za nim stała Corrien wciąż z podniesioną ręką, po tym jak pukała do drzwi. Nie zdążyła jednak powstrzymać Koumuiego przed wtargnięciem.
            – Ups – zaśmiała się, nieco rozbawiona, gdy młodzi odskoczyli od siebie. Shirai zmrużył oczy, patrząc groźnie na dowódcę Egzorcystów. – Chyba w czymś przeszkodziliśmy. Chcieliśmy was zaprosić na imprezę powitalną, ale widzę, że już macie swoją - dodała z szelmowskim uśmiechem.

***
           Odebrała od Urahary zamówiony w sekrecie drobiazg i wróciła do domu. Musiała najpierw przetestować wynalazek, zanim ruszy na łowy. I wcale nie dlatego, że wątpiła w geniusz kapitana Dwunastki, a bardziej po to, by obyć się z możliwościami bransoletki, która miała całkowicie ukryć jej obecność, sprawiając że Setsuko stanie się kolejnym elementem otoczenia.
            Czekało ją wiele pracy. A jeśli chciała wprowadzić swój plan w życie, trzeba było zebrać informacje i musiała to zrobić po cichu i dobrze rozegrać. Jeden drobny błąd mógł ją wiele kosztować. Zresztą nie tylko ją. Może nawet całe Soul Society.
            Urahara dotychczas nigdy jej nie zawiódł. To na jej prośbę 20 lat temu stworzył nowe gigai, w formie łańcuszka zmieniającego częstotliwość duszy, nadając jej cechy fizyczne. Teraz stworzył bransoletkę, która była dosłownym przeciwieństwem poprzedniego wynalazku. Miała pozwolić Setsuko zniknąć i stać się niemal niewidzialną, by kobieta mogła swobodnie przemieszczać się z miejsca na miejsce.
            A lista takowych była długa. Zaczęła od wizyty w pierwszym oddziale, gdzie przez chwilę rozmawiała z Yumichiką. Cieszyła się, że przyjaciel udzielił jej pełnego wsparcia w sprawie. Nie był jednak w stanie pomóc w kwestii kradzieży Innocence.  Kolejnym przystankiem był oddział siódmy.
            Dopiero po wejściu do głównego budynku, wyłączyła bransoletkę i wciąż wyciszając swoje znikome reiatsu, zapukała do gabinetu Madarame. Choć Ikkaku nie wykazał się ostatnimi czasy zrozumieniem dla niej i Byakuyi, nie miała innego wyjścia. Potrzebowała od niego kilku informacji.
            Choć nikt jej nie odpowiedział, weszła do środka. Wolała, by nikt poza Ikkaku jej tam nie widział. Nie spodziewała się, że mężczyzna nie jest w biurze sam. Siedział w fotelu, a na nim okrakiem siedziała złotowłosa kobieta. Na szczęście oboje wciąż byli ubrani, więc Setsuko przeszkodziła we wczesnym stadium zabawy.
            – Chinatsu? – zdziwiła się. – A to nie spodzianka.
            – Setsuko? – przeraziła się Miyagi, wstając pospiesznie z kolan ukochanego. – Ja… My…
            – Och, nie krępuj się – roześmiała się Setsuko, machnąwszy ręką. – Swego czasu robiłam to samo w Szóstce, choć mnie akurat Byakuya wyrzucił za drzwi, twierdząc, że przeszkadzam mu w pracy. Przynajmniej z nas dwóch, chociaż tobie się udało.
            Chinatsu również się uśmiechnęła, rozbawiona wizją wspomnianej przez kuzynkę sytuacji.
            – Mogę to sobie wyobrazić. My nie chcieliśmy się zbytnio afiszować jeszcze – zaczęła nieśmiało Chinatsu. – Więc jak mogłabyś zachować to dla siebie... Będziemy wdzięczni.
            – Oczywiście. Przecież to nie moja sprawa, choć zmuszona jestem zażądać czegoś w zamian – oznajmiła Setsuko i uśmiechnęła się przepraszająco. – Wybaczcie, że wam przeszkodziłam i że tak stawiam sprawę, ale desperackie czasy wymagają desperackich rozwiązań.
            – O co chodzi? – zapytał z powagą Madarame, a Chinatsu przysiadła na niższej części oparcia jego fotela.
            – O Sui Feng.
            – Nie ma mowy.
            – Ikkaku, to poważna sprawa. Nie przyszłam cię nagabywać na zmianę stron, stylizacji, ani nową wiarę. Chcę tylko, żebyś odpowiedział na kilka moich pytań.
            – Wyjdź – rozkazał, a gdy Setsuko nie drgnęła, ryknął: – Won mi stąd!
            – Nie mogę – odpowiedziała kobieta, twardo odwzajemniając spojrzenie Madarame. – Ikkaku, wiem, że byłeś blisko z Sui Feng. Wiem, że się spotykaliście. Chcę tylko wiedzieć, czy…
            Podniósł poziom reiatsu.
            – Iku – zainterweniowała Chinatsu. – Proszę cię, przynajmniej jej wysłuchaj.
            – Nie pozwolę się szantażować. Jeśli chce o nas rozpowiedzieć, proszę bardzo! Nie musimy tego trzymać w tajemnicy. To nie jest niczyja, zasrana sprawa.
            – Nie, mój drogi, nie dlatego cię o to proszę. Oboje wiemy, że Setsuko niczego nie robi bez powodu. Dajmy jej szansę.
            – Ta. I ja doskonale wiem, jaki to powód. Próbuje chronić dupę Byakuyi. Doczekaliśmy się czasów, kiedy to wielmożny Kuchiki potrzebuje ochrony kobiety.
            – Ja wcale tak nie uważam. Każde z nas próbowałoby pomóc bliskiej osobie – stwierdziła Chinatsu, patrząc gniewnie na ukochanego. – A osoby takie jak ja, posunęłyby się w tym celu bardzo daleko. Setsuko nie jest taka jak ja, więc proszę cię.
            – Dobra – zgodził się Madarame, choć bardzo niechętnie i zwrócił się do Setsuko: – Czego chcesz?
            – Nie chodzi o oskarżenia Sui wobec Byakuyi, lecz o samo jej zachowanie. Zawsze miała na uwadze jedynie dobro Soul Society i wszyscy o tym wiemy – zaczęła Setsuko, ostrożnie dobierając słowa. Miała tylko jedną szansę, by przekonać Ikkaku i uzyskać odpowiedź na nurtujące ją pytanie. – I jeśli to naprawdę jest ona, nie będę walczyć i się sprzeciwiać. Ale jakieś pieruńskie przeczucie mówi mi, że coś jest nie tak. Wszystkie zmysły biją na alarm, gdy jestem w pobliżu niej, a nigdy tak nie miałam.
            – Twoje przeczucie to trochę, kurwa, za mało – warknął Madarame. – Rzekoma armia Kuchikiego to może za dużo, ale dobrze wiemy, jak daleko jesteś skłonna się posunąć, by ratować Kazumi. On pewnie też.
            – Jak mówiłam, Sui Feng zawsze zważała na dobro Soul Society, ale w tym momencie robi wszystko, by doprowadzić do wojny domowej. Zwolennicy kontra przeciwnicy rodu Kuchiki – wyjaśniła z powagą Setsuko, uważnie obserwując reakcję Madarame i Chinatsu. – W obliczu zagrożenia jakim jest Aizen, tym bardziej w dwóch sztukach, wojna domowa oznacza naszą klęskę. Naszą kompletną anihilację. Nie wierzę, że Sui Feng, którą znamy ryzykowałaby tak bardzo, tylko po to by dowieść swojej racji. Nie odważyłaby się na rozłam Gotei 13, jeśli nie całej Społeczności Dusz w takiej chwili. Ikkaku, znasz ją lepiej niż większość z nas – dodała. – Jeśli coś wiesz, jeśli coś zauważyłeś… Musisz mi o tym powiedzieć. Tu już nie chodzi o Byakuyę, ród Kuchiki, czy oddział 6, tylko o przyszłość całego Soul Society – kontynuowała, skoro nikt jej nie przerywał. – Nie proszę cię, byś stanął przeciwko niej albo zdradzał skrywane przez lata sekrety. Proszę jedynie, abyś się zastanowił, czy nie zauważyłeś ostatnio nic dziwnego. Bo jeśli jakiś cudem moje przeczucie jest prawdziwe i ktoś podszywa się pod Sui Feng lub ją kontroluje, to całe Soul Society jest w ogromnych tarapatach.
            – To absurd – warknął Madarame i już chciał coś dodać, ale Chinatsu położyła dłoń na jego ramieniu.
            Popatrzyła na kuzynkę i zapytała z powagą:
            – Skąd wiedziałaś, że Ikkaku spotykał się wcześniej z Sui Feng?
            – Hotarubi znalazła przypadkiem jakieś maile podczas szukania Kagaty. Zresztą już wcześniej podejrzewałam, że coś jest na rzeczy.
            – Ty i twój szósty zmysł – westchnęła Chinatsu. – Zawsze miałaś dobrą intuicję, choć kiedyś nie zawsze ufałaś swoim przeczuciom. O mnie też wiedziałaś?
            – Domyśliłam się, że Ikkaku nie wyszło z Sui Feng, choć za nic w świecie nie wiem, jak w ogóle do tego doszło. A wy… Cóż. Nie zastanawiałam się nad tym. Nie mamw zwyczaju się wtrącać, przynajmniej dopóki moim bliskim nie dzieje się krzywda.
            – Ale nie wyglądałaś też na aż tak zdziwioną – zauważyła Chinatsu.
            – Może odrobinę – wyznała Setsuko. – Słyszałam, że często tutaj bywasz, choć nie poświęciłam temu zbyt wiele uwagi.
            – I co, Ikkaku? – zapytała Chinatsu, patrząc na ukochanego. – Masz jakiś pomysł? Myślę, że Setsuko może mieć rację. Ale ja nie znam Sui Feng tak jak ty. Moi dziadkowie postanowili znaleźć mi męża – oznajmiła, uprzedzając pytanie Setsuko i popatrzyła na nią. – Postanowiłam dać szansę wybranemu przez nich mężczyźnie, choć nie sądziłam, że coś z tego będzie. Wtedy Ikkaku przestał już widywać się z Sui Feng, z którą na randkę w ciemno umówiła go Yoruichi – wyjaśniła z lekkim uśmiechem. – Zdecydowaliśmy dać sobie czas, zanim pojawimy się gdzieś oficjalnie razem, ale od naszego pierwszego spotkania minęło już kilka miesięcy.
            – Rozumiem – odparła Setsuko, uśmiechając się. 
            – Nigdy tak naprawdę nie byłam zakochana. Nawet w Kazumie – dodała – ale ty to przecież wiesz. Ikkaku jako pierwszy sprawił, że…
            – Coś w tobie się zmieniło – dokończyła za nią Setsuko, wyraz jej twarzy zelżał, a Chinatsu skinęła głową. – Jak ja to dobrze znam.
            – Byakuya ma na ciebie dobry wpływ. Nie wierzę, aby mógł naprawdę planować jakąś rebelię. Zbyt bardzo cię kocha, by zajmować się czymś, co mogłoby ci zaszkodzić lub cię zdenerwować.
            – Dobra! – warknął Ikkaku. – Już, niech ci będzie, Chinatsu – westchnął ciężko, pocierając dłonią łysą głowę. – Przypuśćmy, że masz rację, Setsu.
            – Tak? – zdziwiła się kobieta, która nie spodziewała się dotychczas zbyt wiele po tej rozmowie.
            – Że jakimś cudem ktoś podszywa się pod Sui Feng. Kurwa, kto? Kto byłby w stanie zrobić coś takiego i jak?
            – Kto? Jeśli mam rację, ktoś albo podszył się pod nią albo nią manipuluje. Ktokolwiek to jest, jego celem jest doprowadzenie do konfliktu wewnętrznego w Soul Society i osłabieniu Gotei 13. Ktoś, komu nasza słabość będzie na rękę.
            – A więc Aizen i Noah – domyśliła się Chinatsu. – Nie można powiedzieć, że nie mają ku temu zdolności.
            – Ale kurwa jak? – warknął Ikkaku. – Sui Feng nie dałaby się tak łatwo zmanipulować, ani tym bardziej zabić.
            – A bo to mało znamy takich talentów? – skwitowała Setsuko, spoglądając w okno. Jednak to nie widoki za nim widziała, lecz wspomnienia z wojny z Aizenem. – Już zapomniałeś, jak zdolnym iluzjonistą był Aizen? Jak bez problemu wykiwał wszystkich, a najbardziej ucierpiała na tym Hinamori? Takich osób jest więcej. Choćby Hotarubi. Sama doświadczyłam, jak przerażające jest jej zampakuto.
            – Myślisz, że to ona?
            – Nie, a przynajmniej chciałabym w to wierzyć. Jeszcze nad tym pracuję, ale rozważam wszystkie opcje. Niemniej iluzjonistów jest więcej. Lista nie kończy się na Aizenie i Hotarubi. Nawet bliźniaki Ichimaru są wystarczająco zdolne, by zrobić coś takiego, a co dopiero bardziej doświadczony shinigami. Nawet Sui Feng ma słabości.
            – A więc jednak mamy zdrajców.
            – Tak. Nie mam co do tego cienia wątpliwości – stwierdziła Setsuko i westchnęła, łapiąc się pod boki. – Choć nie wiem, kto to może być. Spędziłam wiele dni przeglądając dokumenty wszystkich oddziałów i nie mam żadnego tropu.
            – Więc może jednak masz paranoję.
            – To samo myśleliście, gdy obawiałam się powrotu Aizena – przypomniała Setsuko, krzywiąc się. – Myślałeś, że nie wiem? – zapytała, patrząc na niego z powątpiewaniem. – A jednak miałam rację, choć wszyscy moi przyjaciele, rozmawiali za moimi plecami, sugerując, że potrzebuję terapii.
            – Dobra! – zdenerwował się Ikkaku, czerwieniąc się na twarzy. Dobrze wiedział, że należał  do grona osób, które wątpiły w stabilność emocjonalną Setsuko, o których teraz mówiła. – Sui Feng zachowywała się ostatnio trochę dziwnie. Inaczej ze mną rozmawiała. Jakby zapomniała, że przez ostatni rok zdążyliśmy się zaprzyjaźnić i wróciła do czasu sprzed naszych kilku felernych randek, do których zmusiła nas Shihoin.
            – Więc jednak…
            – Ale to jeszcze o niczym nie świadczy – zauważyła Chinatsu, choć wcale nie chciała gasić entuzjazmu kuzynki. – Może być zła z mojego powodu.
            – To prawda – przyznała Setsuko. – Ale to nie powód, by próbować zniszczyć Gotei 13.
            – Więcej nie wiem – warknął Madarame. – Wiem tylko, że zapomina różnych rzeczy. Trochę jakby o czymś nie wiedziała nagle. To było dziwne, ale nie zwracałem uwagi. Były ważniejsze sprawy.
            – Dziękuję. To już bardzo dużo, Ikkaku – powiedziała Setsuko i uśmiechnęła się blado. – Dziękuję wam – powtórzyła, choć patrzyła głównie na Chinatsu. – Zachowajcie tą rozmowę w tajemnicy, proszę.

            – Jeśli ty nie zdradzisz naszej tajemnicy, my twojej również – obiecała Chinatsu, zanim Madarame zdążył się odezwać.

1 komentarz:

  1. Dobrze, że Komui pamięta o gościu, chociaż on, ale nie dziwi mnie to w ogóle. Za to rozmawiający normalnie z kimś Kanda... Z drugiej strony nie jest już takim dzikusem, jak kiedyś. Może nawet miał w miarę normalne życie, które znów przerwała wojna, a i w sumie z Byakuyą całkiem nieźle się dogadywali, więc trudno żeby Corrie miała z tym problem.
    Shirai i Itsu zaczynają się do siebie zbliżać. Chociaż Shirai trochę przesadza z tą zazdrością, choć zważywszy na to, kto jest jego ojcem... Corrie chyba będzie miała tu sporo roboty, żeby jakoś go utemperować, jeśli chcą zachować w tajemnicy ich obecność w sekrecie.
    Setsu znów coś planuje. W sumie odwiedziny u Ikkaku mają sens. On i Yoruichi powinni najlepiej zauważyć, że coś jest nie tak z Sui-Feng, choć to nadal mało, żeby odkryć, co tak naprawdę się dzieje. Mimo to widzę, że wpadłam na te kilka teorii, które Setsu bierze pod uwagę. To już jakiś trop.

    OdpowiedzUsuń