Obserwatorzy

Rumours


wtorek, 17 marca 2020

Chapter 80 ~ Different tastes of love



Udało jej się wrócić do domu na czas, choć nie była w najlepszym nastroju. Jej dowódca martwił się o żonę i córkę oraz o szwagra. A to udzielało się Corrie, która była istotą bardzo empatyczną. Wychodziła z pracy z duszą na ramieniu, ale nie mogła pomóc, tylko modlić się, by wszystko poszło pomyślnie. Całą drogę myślała o zatroskanym Byakuyi. Do tego stopnia, że do domu weszła w butach i płaszczu i dopiero na widok zdziwionego Kiry stojącego w kuchni, zorientowała się, że zapomniała się rozebrać.

– Co się stało, Corrie? – zapytał Izuru, który już po pierwszym spojrzeniu potrafił stwierdzić, czy była w dobrym czy złym humorze. – Chodź – dodał, otwierając ramiona, a ona podeszła do niego i pozwoliła się objąć.

Chwilę stali tak, dopóki nie zrobiło im się za ciepło. Pomógł jej się pozbyć nadmiaru ubrań i wysłał do łazienki pod prysznic, żeby się odpręzyła. Sam zaś zabrał się za przygotowywanie kolacji oraz herbaty, chociaż pierwotnie mieli to zrobić razem. Corrie nawet próbowała na początku protestować, ale w tych nielicznych chwilach Izuru potrafił być niezwykle stanowczy i przekonujący. Toteż w końcu skapitulowała i pozwoliła mu się trochę rozpieścić.

Gdy wyszła z łazienki owinięta jedynie szlafrokiem i w mokrych włosach, Kira westchnął. Postawił talerze z jedzeniem na stole obok kubków z parującą herbatą, ale nie usiadł z Corrie. Poszedł do pokoju, a gdy wrócił, narzucił jej coś na głowę, zakrywając pole widzenia. Pufnęła nerwowo, a Kira zaczął delikatnnie suszyć jej włosy, dopóki nie przestało z nich kapać. Nic nie mówił, zresztą i bez tego Corrie wiedziała, że się o nią martwił. Zrobił to, bo nie chciał, żeby się przeziębiła.

Dopiero gdy wzięła od niego ręcznik i owinęła nim włosy, uśmiechnął się i zasiedli razem do posiłku. Co jak co, ale kuchnia Kiry była świetna. Cały był świetny, ale swój warsztat kulinarny zdecydowanie poprawił przez te lata, odkąd byli razem. Czy to możliwe, że trafił jej się mężczyzna idealny? Przystojny, czuły i wrażliwy. Z niekoniecznie dobrą pracą, ale jako kapitan piątego oddziału z prestiżem, na którym Corrien i tak nie zależało.

Wręcz nawet wolała, gdy Kira był tylko porucznikiem. Ale przede wszystkim bardzo ją kochał i ona jego również. Czy mogła chcieć więcej? Zwłaszcza w tak niepewnych czasach, jak te które nastały?

Pamiętała jeszcze wojnę z Aizenem, choć była wtedy jeszcze bardzo młoda. Pamiętała ten horror i to jak długo Kira nie mógł się po tym pozbierać. Nikt nie mógł. A teraz całe to piekło czekało ich ponownie. Tym bardziej należało docenić te dobre chwile, bo nigdy nie wiaodmo, kiedy mogą się skończyć.

– O czym tak myslisz? – zapytał Izuru.

– O zbliżającej się wojnie – wyznała niechętnie Corrie. – O kapitanie, który zamartwia się o Setsuko i Kazumi. O Rukii i Renjim, którzy od dawna nie widzieli Shuna. O wielu rzeczach.

– Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Wygramy.

– Czy na pewno?

– Nie mamy innego wyjścia – stwierdził Kira. To jedyne, co umiał w tej chwili wymyślić. – Ale tak długo, jak mamy siebie, będzie dobrze.

– Masz rację. Najważniejsze, że mamy siebie – przytaknęła Corrien. – Nie potrafię sobie już wyobrazić życia inaczej. Życia bez ciebie...

– Ja tak samo, Corrie.

Resztę posiłku zjedli w milczeniu, oboje pogrążeni w myślach. Dopiero po jedzeniu, gdy Kira już pozmywał, nie pozwalając tego zorbić Corrie, przyniósł jej lampkę wina.

– A co to za okazja? – zdziwiła się.

– Że mamy cały wieczór dla siebie. Tak po prostu. Bez okazji.

Razem wznieśli toast, aby takich chwil było jak najwięcej. Siedzieli na dywanie przy kominku z winem. Patrzyli w ogień, który odbijał się w oczach tej drugiej osoby. Kira zbliżył się do Corrie, chcąc ją pocałować, a ona zamknęła oczy. 
Zaśmiał się gardłowo, drażniąc się z nią. Zazwyczaj tego nie robił, więc Corrie podejrzewała, że to ta druga lampka wina tak podziałała. Dopiła swoją duszkiem, żeby nie wylać czerwonego wina na biały dywan i odstawiwszy kieliszek gdzieś na bok, chwyciła Kirę za kołnierz, całując. Długo i namiętnie.

Zabrała też jego kieliszek i również odstawiła gdzieś, jak najdalej, żeby go nie potłuc.
Trochę ze sobą walczyli, robiąc jedno drugiemu na złość, dopóki nie stracili równowagi i Corrie nie wylądowała na Kirze. Potem potoczyło się już z górki. Ubrania szybko wylądowały gdzieś na drugim końcu pokoju, a ich przyspieszone oddechy mieszały się ze sobą, przerywane jedynie krótkimi, lecz namiętnymi pocałunkami.

***

– Nie powinieneś wracać w końcu do domu? – zapytała niespodziewanie Akira, odrywając się na chwilę od książki.

Odkąd Shun pomógł jej uciec przed Omnitsukaido, wyszedł z kryjówki tylko kilka razy, po jedzenie i raz zaraz następnego dnia do domu, żeby ukraść stamtąd jakieś koce i inne rzeczy, które mogły im się przydać. Od tego czasu mieszkał z Akirą w podziemnej kryjówce w Karakurze, pilnując, by dziewczyna nie wpadła w ręce Sui Feng, ani nie zmarła z głodu.

– Teraz o to pytasz? – prychnął. – Po miesiącu siedzenia tu ze mną?

– Pytałam już wcześniej, ale wtedy twierdziłeś, że po kilku dniach wrócisz, tylko się upewnisz, że jestem tu bezpieczna. A potem...

– A potem przestałaś pytać i przypomniało ci się teraz – dokończył za nią. – Przeszkadzam ci?

– Nie, wręcz przeciwnie. Bardzo miło jest mieć towarzystwo.

– Tylko co?

– Twoja rodzina i przyjaciele się nie martwią? – zaciekawiła się Akira.
Na początku wydawała się Shunowi dziwna i jakaś taka... Nijaka. W ogóle się nie uśmiechała, mało mówiła, a czasem ignorowała, jak ktoś mówił coś do niej. Z czasem jednak otworzyła się trochę, opowiedziała o sobie, o przeszłości klanu Noah. Zaczęła się nawet uśmiechać. Okazywać jakieś mniej lub bardziej ludzkie odruchy. Momentammi wydawała się Shunowi prawie urocza.

– Ano, pewnie martwią – mruknął i wzruszył ramionami. – Nic im nie będzie.

– Nie chcę, żebyś miał przeze mnie problemy.

– Jak mam mieć, to będę miał i tak.
– Przepraszam – powiedziała Akira. – To przeze mnie.

– Słuchaj no – zdenerwował się Shun, podchodząc do niej. – Wstań.

– Dlaczego?

– Wstań – powtórzył, więc odłożyła książkę i wstała. Popatrzyła na niego z głębokim niezrozumieniem. Nie wiedziała, bowiem, czego się spodziewać. – Jestem wyższy od ciebie?

– Tak.

– Wyglądam na dziecko?

– Nie.

– Wyglądam na idiotę?

– No nie – odparła po chwili wahania, więc Shun łypnął na nią złowrogo.

– To dlaczego się zachowujesz, jakbym nie umiał podjąć samodzielnie decyzji? – zapytał, marszcząc brwi. – Wbij to sobie do głowy, że jestem tutaj, bo tak postanowiłem. To była moja świadoma decyzja i wiem, że moi bliscy się martwią, ale wrócę do nich, gdy sprawa się uspokoi. Rozumiemy się? – zapytał, patrząc na nią uważnie.

Tak długo, aż ta odwróciła wzrok i pokiwała głową.

– Po prostu… Martwię się o ciebie – wyznała bardzo cicho, tak cicho, że przez chwilę nie był pewien, czy się nie przesłyszał. Przechylił się, żeby spojrzeć na jej twarz, za co zdzieliła go po głowie. – Przepraszam, ja nie chciałam! – przeraziła się.

– Najpierw się martwisz, a potem mnie tłuczesz. Zdecyduj się – jęknął, łapiąc się z głowę. Dziewczyna chyba chciała mu jakoś pomóc, bo wyciągnęła rękę w jego stronę, ale złapał ją za nadgarstek i przez chwilę patrzyli na siebie w napięciu. – Naprawdę się martwiłaś?

– No… Tak.

– Jednak potrafisz być słodka – mruknął Shun, wyszczerzywszy się nagle. – Trzeba było od razu mówić, że się o mnie troszczysz.

– Co? Nie! Nie w tym sensie. Zdajesz sobie sprawę, że jestem od ciebie starsza o prawie tysiąc lat? – oburzyła się Akira, wyrywając się. – Martwię się, bo jesteś młody i naiwny.

– Jak kubeł zimnej wody – mruknął Shun. – Idę się przewietrzyć.

– Shun! – zawołała za nim, ale nie odwrócił się już.

Westchnęła ciężko, patrząc jak właz do kryjówki zamyka się. Czuła się źle. Palnęła coś głupiego, a potem spanikowała i w efekcie go uraziła. Zaczynało jej odbijać. Przez ostatnie prawie tysiąc lat unikała ludzi. Unikała przyjaźni i nowych znajomości i tak było dobrze. Co ją naszło? Co nagle chciała zmienić?

Tymczasem Shun zamknął właz, oparł się o skały i sam zmierzwił sobie włosy. W duchu krzyczał. Na siebie i w ogóle. Po co ją prowokował? No po co? Już zaczynali się dogadywać, już miał wrażenie, że się trochę rozumieją. No i co? Wszystko schrzanił. Wkurzył ją i teraz będzie niezręcznie.

A choć niechętnie się do tego przyznawał, choćby przed sobą samym, Akira trochę mu się podobała. Polubił ją. Była pierwszą dziewczyną, którą polubił, która nie była Kazumi. Ale schrzanił na starcie, bo najwyraźniej miała go za gówniarza. Przejmowała się tym, że dzieli ich tysiąc lat, o czym Shun zapominał przez jej wygląd i zachowanie. I co on miał teraz zrobić?


***
Itsuko z niczym się nie zdradziła. Bris przez myśl nie przeszło, że gdy jej córka szykowała się rano, nie było to do pracy. Opuściła dom, a potem Soul Society i udała się do świata ludzi. Wybrała się na polowanie.

Wiedziała, że nie jest jeszcze tak silna jak Shigeru, a nawet on nie dał rady czterem Noah. Nie była tak silna jak jej wujek i zarazem kapitan – Byakuya. W ogóle nie była jakoś strasznie silna. Ale jako pierwsza ze swojego pokolenia i na razie jedyna, opanowała bankai. Bankai bardzo okrutne, ale też takie, które dawało jej możliwość rosnąć w siłę. Do tego trening z kapitanem dzień w dzień przez ostatnie kilka miesięcy sprawiły, że była na poziomie oficerów. Miała szansę na wygraną w walce jeden na jeden. A każda wygrana dawała jej szanse na kolejne.

Być może to było głupie. Na pewno było. Być może będzie miała po tym kłopoty, może nawet zginie. I na pewno nie tego pragnął dla niej tata, ale i tak zamierzała to zrobić. Od środka trawił ją gniew tak silny, jak jeszcze nigdy w życiu. Ani wtedy, gdy rówieśnicy śmiali się z niej, że jest najmniejsza i najsłabsza, ani wtedy gdy Kazumi ich zdradziła. Nigdy. Nigdy nie była tak wściekła i tak rozżalowana. Zamierzała zniszczyć wrogów, którzy doprowadzili do śmierci jej ojca. I za nic nie chciała odpuścić.

Sama nie wierzyła, że to robi, ale jednak. Wyszła z domu i zamiast do oddziału szóstego, udała się do świata ludzi. Świata, do którego w połowie należała, jako że Bris była człowiekiem. Nie... Człowiekiem była Iris B. Leverrier. Jej matka, Bris, była egzorcystką i honorową mieszkanką Soul Society. Sama Itsuko zaś była shinigami. Pełnoprawną jeszcze, bo podejrzewała, że może ten przywilej utracić za samowolkę. To nie miało jednak znaczenia. Nie w tamtej chwili.

Szlajała się po Karakurze zupełnie bez celu. Nie wiedziała, jak znaleźć Noah lub Aizena. Do tego musiała unikać regularnego patrolu z oddziału piątego, który sprawował w tym tygodniu pieczę nad ludzkim miastem, tak podatnym na działania wroga. Itsuko czuła, że jeśli będzie wystarczająco cierpliwa, wszystko się ułoży. Noah musieli zainteresować się w końcu samotną shinigami w świecie ludzi. Tym bardziej że dzięki ludzkiej matce jej reiatsu było raczej specyficzne i tym bardziej znajome, że wywodziła się z rodziny Tomori.

1 komentarz:

  1. Tak, ten rozdział zrobił mi dobrze. A na pewno nieco lepiej po tym, co zagwarantowałaś mi wcześniej. Choć nadal chce mi się płakać na myśl o Shigeru.
    Już Ci to mówiłam, ale powtórzę, bardzo ładnie odbierasz postać Corrie, pozwoliłaś jej być tutaj postacią, którą Ty opisujesz, a nadal to moja Corrie, którą znam i wiem, jak się zachowuje.
    Słodcy są z Kirą, widać, że poza sobą świata nie widzą i tym bardziej złamiesz mi serce, kiedy coś się im przydarzy. A tego pewna być nie mogę. Do tego to związek ze stażem, gdzie doskonale wiedzą, czego tej drugiej osobie potrzeba.
    Z drugiej strony mamy zaczątek nowej młodzieńczej miłości pomiędzy Akirą a Shunem. Zabawne, że Shun koniec końców zaczął żyć pomimo Kazumi, która i tak nigdy nie spojrzy na niego inaczej jak na przyjaciela. Mamy tu też problem wieku, bardziej uderzył w Akirę, która do tej pory była samotniczką. W ogóle jestem ciekawa, czy coś z tego wyjdzie i co dokładnie.
    No i końcówka. Teraz to Itsu zachowuje się głupio i boję się, że stanie się coś złego. Chyba bym tego nie przeżyła. Wystarczy już śmierci w rodzinie Tomori. Dobrze by było, żeby ktoś ją nakrył i nałożył do głowy, że powinna wrócić do domu i swoich obowiązków, na zemstę przyjdzie jeszcze czas.

    OdpowiedzUsuń