Obserwatorzy

Rumours


poniedziałek, 16 marca 2020

Chapter 79 ~ Dear brother


Nie miał już wątpliwości, że za nim podążają. Tylko kto? Akumy? Arrancarzy? Noah? Najpewniej Noah. Ale którzy? Ci, których znał, czy ci inni? Nie miał pojęcia. Wiedział jednak, że w końcu zorientują się, że prowadzi ich na manowce. Wtedy uderzą, więc musiał być czujny. Mógłby... Mógłby wrócić do Seireitei, ale obawiał się, że zostaną w lesie i w końcu wpadną na trop Setsuko i Kazumi. 
Jeśli zorientują się, że ich zauważył i dlatego zawrócił. To naraziłoby Setsuko i Kazumi, więc taka opcja w ogóle nie wchodziła w grę. Mógłby wezwać wsparcie. Mógłby powiadomić Byakuyę. Tylko jak wezwać wsparcie, nie wzbudzając podejrzeń?
Będzie musiał walczyć sam. Będzie musiał ich po prostu pokonać i tyle. Bez zastanawiania się, bez zbytniej filozofii. Musiał po prostu wygrać. Na to miał zdecydowanie większe szanse, jeśli zaatakuje ich znienacka jako pierwszy. Tak też zrobił. Określił położenie wroga ­- lub wrogów - nie wiedział i od razu aktywował bankai. Nie było sensu się powstrzymywać. Musiał uderzyć wszystkim, co miał, inaczej to nie miało sensu.
Posłał w tamtą stronę potężne, niebieskie płomienie. Ogień buchnął, a spośród drzew wyskoczyło kilka postaci. Ubrania jednej z nich płonęły. Był to czarnowłosy chłopak. Dzieciak, który z wrzaskiem rzucił się na ziemię, by ugasić płomienie Moeru Kirameki. Pozostała trójka próbowała mu pomóc. Były to dwie dziewczyny, identyczne jak krople wody i w tym samym lub zbliżonym wieku do chłopca. Wraz z nimi był też czarnowłosy mężczyzna z blizną po oparzeniu na twarzy. Nieco przypominał mu Byakuyę, ale to nie była jedyna rzecz jaką zauważył.
Odniósł wrażenie, że mężczyzna jest ojcem pozostałej trójki. Sam był ojcem, więc umiał rozpoznać to zaniepokojone spojrzenie, gdy własnym dzieciom dzieje się krzywda.
- Jak śmiesz - warknął mężczyzna.
- Zapłacisz mi za to! - wrzasnął chłopak, któremu udało się ugasić płomienie.
Rany były jednak paskudne, a mimo to stanął do walki. Shigeru przewertował w głowie raporty na temat Noah, którzy nie bralui udziału w poprzedniej wojnie. Wyglądało na to, że była to czwórka, z którą zmierzyli się jego zmarli towarzysze. Minako i Jiro. Zginęli, walcząc z Noah o bardzo niebezpiecznych zdolnościach. Z opowieści ocalałych shinigami z dziesiątego i trzeciego oddziału wynikało, że jeden z nich posiada zdolnośc Tauch of death. Prawdopodobnie najstarszy. Jedno potrafiło manipulować ludźmi, prawdopodobnie też przez dotyk, a jedno odijało ataki. Tylko, które jest które? Nikt natomiast nie potrafił opisać mocy chłopca, którego Shigeru zdołał zranić. Czekała go trudna walka, skoro w starciu z tymi Noah zginęło dwóch świetnych oficerów. Polegli shinigami nie należeli do słabych.
Walka nie była jednak niemożliwa do wygrania. Już zdołał zranić jednego z Noah i nic nie wskazywało na to, aby mieli tak wysokie zdolności regeneracyjne jak Road. Miał szansę ich pokonać i pomścić towarzyszy broni.
Kolejnej fali płomieni zdążyli uniknąć i spróbowali go otoczyć. Pewnie zawsze używali tej techniki, rozpraszajac przeciwników, by móc użyć swoich ataków przez dotyk. Nie dał się zwieść i uniknął pierwszych ataków dziewczynek. Chłopiec chyba z powodu bólu po oparzeniu, czekał na odpowiedni moment. To samo dotyczyło męzczyzny. Tylko raz Shigeru popełnił błąd, używając na dziewczynce płomieni, które ta odbiła, za pomocą dziwnej, pół przezroczystej tarczy, przypominającej runicszny krąg. Shigeru zdołał jednak uskoczyć zanim oberwał rykoszetem.
Wiedział już, która odbijała ataki i tak wywnioskował, że druga potrafiła zawładnąć ludźmi. W tym celu musiałaby go dotknąć. Shigeru nie wiedział, czy musiała to zrobić celowo, czy wystarczył jakikolwiek kontakt z jej skórą i wolał się nie dowiadywać. Najlepiej było od nich wszystkich trzymać dystans. Przynajmniej na odległość ramienia przedłużonego o katanę. 
Plan był dobry, ale wrogowie dużo sprytniejsi i silniejsi niż sądził. Dziewczynki wyraźnie miały za zadanie go zmęczyć, co dotychczas świetnie im szło.
- A ty co? - zapytał Shigeru, patrząc na mężczyznę. - Pozwalasz walczyć dzieciom, bo się sam się boisz?
- Nie. Po prostu nie ma potrzeby, bym się męczył i przeszkadzał, gdy Komorebi i Amari tak świetnie się bawią.
- Zobaczymy, czy będą się tak świetnie bawić, gdy je przypalę tak jak chłopaka - prychnął Shigeru, chcąc sprowokować Arimę.
Ludzie w gniewie popełniali błędy i na to liczył Shigeru. W końcu nauczył się rozróżniać dziewczynki nawet w biegu. Dopiero wtedy odważył się rzucić wiążące kido. Wcześ niej bał się, że trafi na nie tą bliźniaczkę i załatwi sam siebie. Teraz udało mu się ją złapać.
Odpowiednio się ustawił i zaatakował całą siłą płomieni tą, która odbijała ataki. I tym razem się nie zawiódł. Amari zrobiła to odruchowo, nie domyslając się, że Shigeru wykorzystał jej moc, by skierować swój atak na chwilowo zwiazaną Komorebi.
- Amari, nie! - wrzasnął Arima.
W ostatniej chwili, obronił córkę, zabierając ją z pola rażenia płomieni, a sam mocno oberwał.
- Tato, Komorebi! - krzyknęła dziewczynka.
- Nic nam nie jest - zapewnił ją Arima, krzywiąc się z bólu i zwrócił się do Shigeru: - Zapłacisz mi za to. Zniszczę cię.
- Na to czekam.
Tym razem cała czwórka ruszyła do walki. Zrozumieli już, że Shigeru jest dużo silniejszy od shinigami, z którymi dotychczas walczyli. Musieli skończyć wygłupy i potraktować walkę poważnie. Nie chcieli go jednak zabijać. Przynajmniej jeszcze nie. Zależało im bardziej na tym, by Komorebi złapała go w swoje sidła i zmusiła do zaprowadzenia do Setsuko i Kazumi. Nie wiedzieli tylko, że Shigeru skłonny był prędzej zginąć, niż zaprowadzić ich do siostry i siostrzenicy.
Atakowali raz po raz. Każde z innej strony. Na zmianę oraz razem. Przeplatając się, zmieniając miejsce oraz kolejność ciosów. Nic dziwnego, że zdołali zabić dwóch tak silnych oficerów, jakimi byli Minako i Jiro. Shigeru przyszło zmierzyć się z potęznym przeciwnikiem, ale dostał też szanse pomścić towarzyszy. Obiecał sobie, że jeśli ma zginąć, zabierze chociaż jedno z nich ze sobą do grobu. Najlepiej Arimę, który wydawał mu się najbardziej niebezpieczny. Tym bardziej że zdawał się też być mózgiem takich operacji i bez niego trójka dzieci nie będzie w stanie walczyć tak sprawnie.
W krótce jasnym stało się, że to nie będzie łatwe. Wrogowie byli dobrze zgrani, uzupełniali się nawzajem i nadrabiali za swoje słabości. Spychali go do defensywy, a i bronić się ledwo nadążął. Bardziej robił unniki. Nie podobało mu się. Walka nie zapowiadała się dobrze. Miał jednak pomysł. Skoro miał zginąć, zabierze Arimę ze sobą. Wiedział, jak to zrobić. Jeśli pozwoli się dotknąć, Arima zbliży się przez moment na tyle, że Shigeru zdąży pochłonąć go w swoich płomieniach i zabić. Może nawet poważnie zranić resztę.
Nie sądził, że jego krótkie pożegnanie z Bris i Itsuko, będzie zarazem jego ostatnim pożegnaniem z rodziną. Nie sądził nigdy, że to wszystko skończy się tak wcześnie. Tak szybko, za szybko. Sięgał jednak swojego limitu, a najbardziej z tego wszystkiego obawiał się zginąć na darmo.
Wiele rzeczy chciał jeszcze zrobić. Chciał walczyć dłużej. Ochronić rodzinę i przyjaciół. Spędzić więcej czasu z żoną i córką. Czuł smutek, wiedząc, że nadchodzi koniec. A zarazem ogarnął go spokój. Jego walka dobiegała końca. Zrobił, co mógł i wiedział, że Bris i Itsuko poradzą sobie bez niego.

***
Kolejny przebłysk energii. Nie wydawało jej się tym razem. Wyczuwała stłamszone przez wrogów, znajome reiatsu należące do jej ukochanego brata. Shigeru naprawdę tam był. Przyszedł po nie. A teraz walczył. Sam. Chciała tam iść. Teraz zaraz. Ale nie mogła zostawić Kazumi. Bała się, że jeśli obudzi się sama w domu, będzie się bała. Lub i tak pójdzie za nią i wpakuje się w kłopoty.
Ale nie mogła zostawić Shigeru na pastwę Noah, a sama niewiele mogła pomóc. Nie miała wyjścia, jak obudzić Kazumi, choć wolałaby pozwolić jej jeszcze trochę pospać i odpocząć. Wolałaby też nie narażać córki na walkę z Noah, ale obawiała się, że nie jest w stanie ochronić jej przed wszystkim. Toteż pobiegła na górę, do sypialni, w której była Kazumi.
- Kazumi, córeczko, obudź się proszę.  Musimy się pospieszyć.
- Co się stało? - zaniepokoila się Kazumi, otwierając oczy.
- Kazumi, musimy iść.
- Ktoś się zbliża?
- Niestety - przyznała Setsuko. - Czuję reiatsu Shigeru.
- Uciekamy przed wujkiem?
- Nie - Setsuko pokiwała przecząco głową - idziemy mu pomóc. Shigeru walczy z Noah. Czuję to.
- Co? - Kazumi zerwała się na równe nogi i chwyciła katanę. - Na co czekasz?
- Martwię się o ciebie - odparła z ciężkim sercem Setsuko.
- A o wujka się nie martwisz? - ofuknęła ją Kazumi. - Szybko!
Czym prędzej wybiegły z domu, dzierżąc w dłoniach zampakuto.
- Lepiej, żebyś ty została - stwierdziła Kazumi, ale po zaciętej minie matki widziała, że nie ma takiej opcji.
Biegły ile tchu, byleby jak najszybciej dołączyć o Shigeru. Wciąż maskowały energię, nie chcąc zdradzić swojej pozycji. Czuły jednak, że są coraz bliżej. Walka trwała w najlepsze. Shigeru był sam, a wrogów czterech. Niesamowite, że tak długo stawiał im opór sam. Setsuko czuła, że reiatsu jej brata słabnie. Musiał być zmęczony jednostronną walką.
- Mamo, nic mi nie będzie - zapewniła Kazumi, szczerząc zęby. - W końcu Aizen Sousuke pomógł mi opanować shikai. I to był jego podstawowy błąd.
- Racja - przytaknęła Setsuko, choć wcale nie czuła się przez to lepiej.
W końcu dotarły na miejsce. Wybiegły z lasu na polanę, na której toczyła się bitwa, tylko po to, by zobaczyć, jak Shigeru zostaje schwytany przez Arimę. A jednak nie poddał się. Wolną ręką chwycił mężczyznę za ubrania i nadział go na katanę, po czym uwolnił płomienie bankai, które buchnęły ogromnym filarem.
- Shigeru! - wrzasnęła Setsuko.
Przez chwilę nic nie widziały, gdy płomienie pochłonęły znaczną część polany. Musiały się odsunąć. Widziały jak trojaczki wyskakują w ostatniej chwili z pola rażenia, a i tak oberwały podmuchem gorącego powietrza. Shinobu też był już nieźle poparzony.
- Na Króla Dusz...
Gdy ogień zniknął, Arima przypominał zwęgloną balę drewna i pochwyli zamienił się w pył. Trójaczki zaczęły wyć i krzyczeć. Kazumi aż podskoczyła z radości. Tylko Setsuko stała, a na jej twarzy malowało się przerażenie. Czuła, że coś jest nie tak. Czuła, że to wcale nie było zwycięstwo.
- Mamo? Co jest? Wujek wygrał...
- Nie... Shigeru! - krzyknęła Setsuko, doskakując do brata, który własnie dostrzegł ich obecność, odwrócił się z uśmiechem, by chwilę później wpaść w ramiona kobiety. Razem osunęli się na ziemię. - Shigeru, nie. Nie, nie, nie! Nie rób mi tego. Proszę, nie rób mi tego - powtarzała, przyciskając go do siebie.
- I tak długo się trzyma - skomentowała Komorebi, która jako pierwsza pozbierała się po śmierci Arimy. - Szkoda, że w przeciwieństwie do ojca, on się już nie odrodzi.
- Co? Co się stało? - Kazumi nic nie rozumiała.
- Cały czas stawia opór, nic dziwnego, że nawet teraz używa całej swojej mocy, by spowolnić Touch of death ojca.
- Setsuko - powiedział Shigeru, wyciągając dłoń i ocierając łzy z twarzy siostry. - Nie płacz.
- Shigeru, nie możesz odejść. Nie możesz mi tego zrobić. Nie możesz tego zrobić Bris i Itsu. Ani nawet naszemu, głupiemu ojcu.. Błagam cię, nie zostawiaj nas...
- Już dobrze, Setsuko. Już dobrze.
- Wujku - jęknęła Kazumi, przyklękając obok.
- Walka jeszcze się nie skończyła - powiedział do niej i uśmiechnął się krzywo. - Możesz je pokonać, Kazumi. W końcu masz w sobie krew Kuchiki i Tomori.
Wiedziała, że wujek w nią wierzył. Teraz jej zadaniem było dokończyć tą walkę, przy okazji chroniąc Setsuko, która nie mogła walczyć. Pocałowała Shigeru w czoło i wstała, wyciągając katanę.
- Shigeru - jęknęła Setsuko, zalewając się łzami.
- Wszystko dobrze, Setsu. Nie zostało mi wiele czasu, moc Moeru Kirameki spowalnia Touch of death, ale nie na długo.
- Może jesli zabierzemy cię do Seireitei - zaczęła Setsuko, ale Shigeru pokręcił głowa.
- Już za późno, ale nie szkodzi. Nie miałem szans wygrać, więc chciałem zabrać tego drania ze sobą. Chciałem coś zrobić i pomścić Jiro oraz Minako.
- Dlaczego nie wezwałeś pomocy? Dlaczego nie przyszedłeś do domu Sternausa? Razem moglibyśmy... Gdybym zorientowała się wcześniej...
- Chciałem was chronić. Chciałem ich trzymać z daleka. A wy i tak przyszłyście. Przynajmniej mogłem was jeszcze zobaczyć.
- Oczywiście - mówiła Setsuko, z trudem połykając łzy. - Zawsze do ciebie przyjdę. Odnalazłam cię po latach, a po wojnie to ty odnalazłeś mnie.
- I kiedyś odnajdziemy się ponownie, Setsu - odparł Shigeru. - Kocham cię. Przyszedłem powiedzieć ci, że możecie bezpiecznie wrócić do Seireitei. Dziadek Yamamoto was uniewinnił.
- Kocham cię, Shigeru. To nie koniec. Nie pozwolę, żeby to był koniec.
- Powiedz Bris i Itsuko, że bardzo je kocham i że zawsze będę z nimi - wyszeptał Shigeru i zamknął oczy, a jego ciało zmieniło się duchową energię i uleciało gdzieś w niebo.
- Shigeru! - wrzasnęła Setsuko, przyciskając do siebie ubrania, które zostały po jej ukochanym, młodszym bracie.
Kazumi w tym czasie zaatakowała traczki falami ognia. Pomimo tego, że opanowała jedynie shikai, szybko zdobyła przewagę. Trojaczki były ranne i osłabione śmiercią Arimy. Kazumi zaś wzmacniał gniew. W końcu i Setsuko podniosła głowę i popatrzyła na stojącą dumnie córkę i jej piękne, płomienne shikai.
Była wściekła. Chciała rozszarpać Noah sama. Gołymi rękami i w tamtej chwili może nawet była  w stanie tego dokonać. Sięgnęła po Moeru Yonę i stanęła koło córki. Trojaczki widząc to, zaczęły się wycofywać. Nie miały pojęcia, że Setsuko może walczyć i nie mogły ryzykować. Zanim Kazumi zdążyła ponownie zaatakować, pojawiła się brama do Arki i Trojaczki uciekły. Kuchiki chciała biec za nimi do środka, ale powstrzymała ją Setsuko, mówiąc:
- Nie. Musimy wrócić do domu. Musimy przekazać Bris i Itsuko złe wieści...
- Pomścimy go - obiecała Kazumi.
- Pomścimy - przytaknęła Setsuko, która miała już nawet plan, jak pokonać Noah i Aizena. 
Raz na zawsze.

***
Wróciły do Seireitei. Obie z marsowymi minami. Setsuko niosła jakies zawiniątko, które cały czas przyciskała do siebie. Gdy tylko zostały zauważone, wieść szybko się rozniosła i na powitanie wyszedł im Byakuya. Od razu dostrzegł, że coś się stało.
- Shigeru - powiedział, a Setsuko pokiwała głową, zalewając się łzami. Wziął ją w objęcia, a po chwili przygarnął ramieniem także Kazumi. - Mówiłem, żeby nie szedł sam... Tak mi przykro, Setsuko.
- Zniszczę ich - wyszeptała kobieta. - Wybiję co do jednego i żaden z nich nie umrze szybko i bezbolesnie.
Nikt nic nie powiedział na grożbę kobiety, choć Kazumi zaczęła się poważnie bać. Nigdy nie widziała matki z tej strony. Z wielu stron jej nie widziała, a teraz w krótkim czasie nadrobiła za wszystkie lata. Setsuko, którą dotychczas znała była ciepłą kluchą, która nie potrafiła gotować i zająć się domem, za to wyżywała się na wszystkich podczas zajęć szermierki. Jakby miała rozdwojenie jaźni albo złą bliźniaczkę. Teraz okazało się, że była tak groźna na zajęciach, bo chciała ich przygotować na zagrożenie, jakim byli Aizen i Noah. A bliskich broniła jak lwica. I choć nie miała już żadnej mocy, wciąż zdawała się niezwykle groźna.
Byakuya też się martwił. I jego zasmuciła śmierć Shigeru, ale bardziej zasmucił go smutek Setsuko. Tak bardzo cieszył się, że wreszcie wróci i znów będą razem. Szczęśliwi. Zamiast tego ona teraz tak strasznie cierpiała i Byakuya nie mógł jej nijak pomóc. Nic nie mogło jej pocieszyć po utracie ukochanego brata. A mimo to trzymała się dzielnie. Zbyt dzielnie.
- Setsuko! - uradowała się Bris. - Kazumi! Wróciłyście!
Obok niej stała także Itsuko, która cały czas martwiła się o ulubioną ciocię oraz kuzynkę. Obie zmartwiły się, widząc rozpacz Setsuko.
- Bris... Itsu... - jęknęła kobieta, podchodząc do nich. W rękach wciąż ściskała zawiniątko. Ubrania i wisor. Jedyne, co pozostało po jej bracie. - Shigeru... On...
Nie potrafila powiedzieć tego na głos. Nie musiała. Bris pojęła wnet, co się stało. Zalała się łzami. Widząc to, Itsuko także zrozumiała, co Setsuko próbowała im przekazać.
- Nie... To niemożliwe! - krzyknęła przez łzy.
- Bris, Itsuko... Tak mi przykro. Tak strasznie mi przykro - powtarzała Setsuko, a po jej policzkach nieprzerwanie płynęły łzy. - Tak mi przykro. On próbował nas chronić. Chciał nas chronić. Tak mi przykro.
- Walczył z czwórką Noah - oznajmiła Kazumi, która trzymała się dużo lepiej, niż jej matka. Głównie dlatego, że to wszystko wciąż do niej nie docierało. - Tymi samymi, którzy zabili Minako i Jiro - kontynuowała, choć z pewnym trudem. - Pokonał jednego z nich. Arimę i powaznie zranił jego dzieci. Gdyby nie wujek...
- Zamilcz wreszcie! - wrzasnęła Bris, choć zaraz pożałowała tego wybuchu emocji. Przepraszam, to nie wasza wina - dodała zaraz, próbując otrzeć łzy. - Nie mogę uwierzyć, że już go nigdy nie zobaczę. Shigeru... Mój ukochany Shigeru.
Itsuko się nie odzywała. Setsuko również. Wręczyła Bris zawiniątko i przytuliła ją raz jeszcze. Długo i mocno. Pocałowała Itsuko w czubek głowy i odeszła, pozwalając im oswoić się z tą tragiczną wiadomością. Nie mogła dla nich nic zrobić. A gdyby, to wiedziały, że mogą na nią liczyć. Zawsze.
- Wracajmy do domu - powiedział Byakuya, zagarniając do siebie żonę i córkę ramieniem. - Musicie odpocząć.
- Odpoczywałam ostatni miesiąc - syknęła Setsuko. - Teraz potrzebuję zemsty.
- Setsuko - skarcił ją. - Wiem, że cierpisz, ale zemsta nigdy nie jest odpowiedzią.
- Mam to gdzieś. Ten jeden raz... Pozwól mi się mylić.
Tymczasem Itsuko przytuliła się do płaczącej Bris i trwały tak przez dłuższą chwilę. Ale to młodsza Tomori pozbierała się pierwsza:
- Chodź, nie możemy tu tkwić, mamo - mówiła spokojnym, łagodnym głosem i poprowadziła Bris w stronę domu. - Wrócimy do domu, zaparzę cci herbatę i...
- I?
- Pomyślimy, co dalej. Damy sobie radę. Tata tego by chciał, żebyśmy były dzielne.
- Masz rację - przytaknęła Bris, która cieszyła się, że ma w córce taką podporę.
- Resztę dnia spędzimy razem, będziemy patrzeć na zdjęcia i płakać aż zabraknie nam łez - zaproponowała Itsuko. - A potem się wyśpimy i jutro będzie nowy dzień. Ty odwołasz zajęcia, nic się nie stanie, wyśpisz się. A ja pójdę do pracy, bo oddział szósty czeka. Wujek Byakuya nie odpuści mi pracy niezależnie od sytuacji, ale to może nawet lepiej.
- Dobrze...
Tak też zrobiły. Usiadły razem do zdjęć z minionych lat, które miały nigdy nie powrócić. Wypiły herbatę, a potem przerzuciły się na wino, które wypiły razem, nie żałując sobie łez. Najważniejsze, że były razem, że miały siebie. A Shigeru na zawsze pozostanie w ich sercach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz