Wciąż ślęczała nad jednym z
komputerów. Na stoliku obok piętrzyły się kubki po zupkach instant, a kawa już
dawno wystygła. Głowa blondynki leciała w dół raz za razem. Kobieta potrzebowała snu.
Nie zamierzała się jednak poddawać. Wraz z Uraharą badali sprawę anomalii już
od kilku dni i wciąż nic nie mieli.
W domu była
tylko na kilka chwil. Wziąć szybki prysznic, przebrać się i wziąć ubrania na
zmianę na później. A oprócz tego ani chwili dłużej. Nie widziała się ani z
mężem, ani z synem. O Kazumi, która jej unikała, nie wspominając.
Podwładni
Kisuke zajmowali się próbkami, dostarczonymi przez terenową grupę śledczą z oddziału
szóstego. Oni sami zaś analizowali wyniki i dane dostarczone przez komputery. Chinatsu
na ten czas została oddelegowana do parzenia kawy i zarządzania częścią oddziału
nie zaangażowaną w śledztwo oraz wszelkimi problemami interpersonalnymi.
- To czego
właściwie szukacie? – zapytała w końcu, przynosząc świeżą porcję kawy. – Mam wrażenie,
że ciągle patrzycie na te same dane.
- I będziemy
patrzeć na nie tak długo, aż znajdziemy odpowiedź, moja droga – oparł Kisuke. –
Na tym to polega.
- Szukamy
jakichkolwiek informacji towarzyszących anomalii. Reiatsu, jakaś inna energia.
Jeśli to było Inocence jak sądzimy, ktoś musiał je tam przynieść. W Karakurze
nie powinno być żadnego luźnego odłamka. W takim razie należy znaleźć sprawcę
zamieszania. Jeśli znajdziemy reiatsu tego, kto majstrował przy odłamku,
znajdziemy, kto za tym stoi.
- Rozumiem –
powiedziała Chinatsu, choć wcale nie rozumiała dużo więcej niż dotychczas. – I znaleźliście
coś?
- Wydaje mi
się, że była tam jakaś energia, ale Innocence wszystko przyćmiło. Próbujemy znaleźć
jakby kwintesencje energii odłamka, żeby móc oddzielić jego dane od danych należących
do śladowych ilości reiatsu – tłumaczyła dalej Setsuko i ziewnęła szeroko. – To
jednak bardzo trudna i żmudna praca. Jak szukanie igły w stogu siana. Dlatego
ślęczymy tu już tyle czasu nad komputerami.
- Zatem
najwyższa pora, żeby zrobić sobie przerwę, nie uważasz? – usłyszeli, gdy do
pracowni wszedł Byakuya. Specjalnie wyciszył swoją energię, żeby nikt nie zwrócił
na niego uwagi. Choć w obecnej sytuacji wątpił, by ktokolwiek miał czas lub siłę,
by zawracać sobie tym głowę. – Setsuko, wracamy do domu.
- Nie mogę,
widzisz, że mamy masę pracy.
- Widzę też,
że potrzebujesz odpoczynku – powiedział beznamiętnie Kuchiki, choć nie było
wątpliwości, że wynikało to z troski. – Wyglądasz jak duch.
- Byakuya,
jeśli przyszedłeś tutaj się kłócić, to wybacz, ale nie wracam. Im szybciej uda
nam się to rozwikłać, tym lepiej.
- To ja
poprosiłam kapitana Kuchiki, żeby tu przyszedł – wyznała Chinatsu. – Nie mogę
wam pomóc, więc zostaje mi jedynie zadbać o pozostałe kwestie. Oboje jesteście
wycieńczeni. To, że będziecie tu siedzieć aż to utraty przytomności, wcale nie
przyspieszy sprawy, a wręcz ją spowolni. Wasza hospitalizacja potrwa dłużej,
niż kilka godzin snu. Wracajcie, więc do domów i odpocznijcie – rozkazała,
rzucając gromy z oczu w stronę swojego kapitana. – Zobaczycie, że będzie wam
się pracowało dużo sprawniej.
- Chinatsu…
- Ty także,
kapitanie. Pani Yoruichi jest już w drodze z Akademii. Mówiła, że jeśli wróci,
a ciebie nadal nie będzie w domu, to cytuję: złoi ci tak tyłek, że przez
miesiąc nie usiądziesz na swoim durnym, kościstym zadku.
-
Interesujące – roześmiała się Setsuko, z trudem podnosząc się z krzesła. – Być może
masz rację.
Nie miała
siły nawet iść. Byakuya widząc to, momentalnie znalazł się przy niej i pozwolił
jej się o siebie oprzeć. Widział jednak, że w ten sposób nieprędko dotrą do
domu. Chwycił więc kobietę i wziął ją na ręce niczym księżniczkę. Po tym
zniknął w shunpo.
- Wciąż
lubię na nich patrzeć. Nawet po tylu latach wyglądają na tak samo zakochanych,
jak wtedy gdy brali ślub.
- To prawda.
Cieszy mnie to, Setsuko zasługuje na kogoś, kto będzie o nią tak dbał.
- Zwłaszcza
po wszystkim, co przeszła. Także przeze mnie – westchnęła Chinatsu, wracając
pamięcią do czasów, gdy gotowa była zrobić wszystko, by zniszczyć życie swojej
kuzynce. – Na szczęście wybaczyła mi, co zrobiłam.
***
Pomimo
protestów małżonki, Byakuya zaniósł ją na rękach aż do domu. Gdy przechodzili
przez próg, Setsuko rozpogodziła się nieco, mówiąc:
- Tak samo
wchodziliśmy do domu w dniu naszego ślubu.
- I wiele
razy po tym – mruknął złośliwie Byakuya. – Gdy się upiłaś z Rangiku, gdy
zasnęłaś w pracy i…
- Nie psuj
tej chwili – zaśmiała się blondynka i uderzyła go otwartą dłonią w tors, choć celowo
nie użyła zbyt dużo siły.
Zaraz potem wtuliła się w szyję
ukochanego, napawając się jego zapachem. Dokładnie tak samo było już prawie piętnaście
lat temu. Niecałe pół roku od oświadczyn Kuchikiego, mieli już wyznaczoną datę
ślubu.
To było wielkie wydarzenie w całym
Seireitei. Setsuko nie tylko wróciła do Świata Dusz po długiej nieobecności,
gdy wszyscy myśleli, że umarła, to jeszcze szczęśliwie zjednała się z bliskimi
i niedługo później przymierzała już białe suknie.
Nie była przekonana co do bieli.
Żadna tam z niej dziewica. Zwłaszcza po urodzeniu dziecka. Jednak ślub był
ogromnym wydarzeniem, ogólnie, a w szczególności dla szanującego tradycję rodu
Kuchikich.
Choć państwo młodzi nie chcieli ceremonii
z takim rozmachem, nie mieli wyjścia. Ze względu na status społeczny rodziny
Kuchiki, w uroczystości miały brać udział ważne osoby z rodów szlacheckich.
Wszystko musiało być idealnie.
Na Setsuko nałożono ogromną presję
w związku z tym. Nie miała zbyt wiele do powiedzenia w kwestiach organizacyjnych.
Jakaś stara ciotka Byakuyi wybierała jej suknie, a raczej uroczyste kimono.
Setsuko i tak cudem wykłóciła kolor kwiatów na weselu.
Bo dekoracjami też zajmował się
ktoś inny. Lista gości też powstała bardziej na zasadzie tego, kogo powinni
zaprosić, niż kogo chcieliby zaprosić. O mały włos nie pozwolono by Setsuko zaprosić
nawet przyjaciół, bo nie pasowali do towarzystwa. W tej kwestii jednak wstawił
się za nią Byakuya i w efekcie na ślub zaproszenie dostało wielu ich towarzyszy
z Gotei 13, a nie tylko Głównodowodzący i kapitanowie.
Świadkiem ze strony Byakuyi został
Kazuma. Kuzyni zdążyli się już pogodzić od czasów wojny z Aizenem. Do tego
Kurogane okazał Byakuyi i Setsuko wiele wsparcia pomimo ich burzliwej
przeszłości.
Ze strony Setsuko świadkiem była
Rangiku. Oczywiście rody szlacheckie naciskały, aby była to Miyagi Chinatsu,
jednak dziewczyna sama odmówiła i pomimo uprzejmego zaproszenia ze strony
kuzynki, nawet nie pojawiła się na uroczystości.
Tak jak przystało, Byakuyi nie
wolno było zobaczyć się z Setsuko w dniu ślubu, aż do ceremonii. Właściwie,
nie widzieli się przez trzy dni. Ród Kuchikich okazał się być bardzo uparty w kwestiach
tradycji. W zemście Setsuko wywaliła z domu wszystkie ciotki i pseudo kuzynki,
pozwalając zostać jedynie Bris, Shigeru i Rangiku, którzy dotrzymywali jej
towarzystwa i pomagali w przygotowaniach. A także przemycali jej do domu
alkohol.
Nie było mowy, aby dała sobie radę
na trzeźwo. Miała ochotę uciec z rezydencji. I wcale nie dlatego, że nie
chciała poślubić Byakuyi. Stresowała się rozmachem i ogromem całej imprezy.
Nic już nie było tak, jak chciała. Jej własny ślub nie należał do niej, lecz do
szlachty, której zależało na zabawie i prestiżu. Poza tym wiedziała, ile osób sprzeciwiało się ich małżeństwu.
Usiadła na
krześle. Musiała przerzucić się na sake, by nie pobrudzić sukni. I zamiast z
kieliszka, piła z butelki i to jeszcze przez słomkę. Wszystko, by suknia
pozostała nieskazitelna. W tym czasie Rangiku układała jej włosy. Teraz dużo
krótsze. Setsuko zaraz po powrocie do Soul Society ścięła je. Teraz lekko tylko
opadały na ramiona.
Na koniec przyszedł makijaż. Wtedy
musiała już odłożyć alkohol, zresztą i tak szumiało jej w głowie. Shigeru
musiał dosłownie zabrać jej z rąk butelkę. Nie mogła przecież pojawić się na
ślubie kompletnie zalana, a dużo jej już nie brakowało.
Matsumoto klasnęła w dłonie,
patrząc na swoje dzieło. Zawołała Shigeru i Bris. Do tego przypałętała się
jeszcze Ivrella. Wszyscy zawyli z podziwem.
- Wyglądasz nieziemsko.
- Tak się też czuję – zachichotała
Setsuko, cała czerwona na twarzy.
- Ej, kurde, przynieście jej jakąś
miętówkę, bo pachnie jak sklep monopolowy.
- Dobrze jest – mruknęła blondynka
i machnęła ręką.
- Weź to
rozchodź – podsunął Shigeru. – Możesz w ogóle chodzić?
- Nie żeby
coś, ale nie mamy dużo czasu – przypomniała im Bris.
Setsuko
wstała i chwiejnym krokiem przeszła do pokoju.
-Dam raaaade.
- Nie da
rady – stwierdzili jednogłośnie pozostali.
- Ej, dobra,
mam pomysł. Ja ją zaprowadzę – powiedział Shigeru. – Przypilnuję, żeby się nie
potknęła. Oddam ją bezpośrednio ojcu, dalej wszystko zależy od niego. Dam mu znać,
że ma na nią uważać.
- I w ogóle
dlaczego to Soichiro ma mnie prowadzić do ołtarza? – oburzyła się nagle Setsuko.
- Słońce,
przerabialiśmy to już – westchnęła Rangiku. – Soichiro jest twoim ojcem, ktoś
musi cię zaprowadzić do ołtarza.
- Już
wolałabym Uraharę, to on zajmował się mną połowę mojego życia. Albo Shigeru.
- Daj spokój,
Setsu. Ojciec się stara. Poza tym wiesz, że chodzi o tradycję.
- Chrzanić
tradycję.
- Zrób to
dla Byakuyi – powiedziała Bris.
Setsuko zmarszczyła
brwi, patrząc na nią złowrogo, po czym nagle się rozpromieniła.
- No dobrze.
- Kto wie,
co jej chodzi po głowie – mruknął Shigeru.
Dalej
wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Setsuko pamiętała jedynie strzępki.
Pamiętała jak Shigeru prowadził ją na zewnątrz. Chwilę później maszerowała już
mechanicznym krokiem w stronę ołtarza, mocno trzymana przez Soichiro. Potem widziała
już tylko Byakuyę, który przez całą uroczystość nie uśmiechnął się ani razu.
Wyglądał wręcz bardziej groźnie niż zwykle.
Słyszała jak
ktoś coś mówił, a ona potakiwała. Potem pamiętała już tylko pocałunek, jakieś
krzyki, a potem już w ogóle nie wiele. Może wyrywki z tańców i krojenia tortu. Jej świadomość powróciła dopiero, gdy
Byakuya niósł ją na rękach do domu. Nie straciła przytomności, ale nie pamiętała,
co się działo pomiędzy tymi wydarzeniami. Całą swoją wiedzę zawdzięczała zdjęciom i nagraniom.
Pamiętała
tylko przyjemny zapach perfum i ciepło bijące od Byakuyi, który ostrożnie
wnosił ją przez próg do domu. A potem poszli spać, oboje zmęczeni stresem
ostatnich tygodni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz