Kolejny dzień służby skończył się
bez większych problemów. Nie obyło się bez scysji z Minako, ale Kazumi nie
przejmowała się tak bardzo. Jej myśli krążyły wokół czekającej ją wizyty u
Taraki i rozmowy na temat ich planu.
Spotkały się przy bramie już ze
swoimi rzeczami i razem ruszyły przez Seireitei. Nie omawiały jeszcze nic
istotnego, a jedynie zakupy, które Taraka chciała zrobić po drodze. Nie
spodziewała się mieć gościa, a trzeba było zjeść coś po długim dniu pracy.
I tak ostatecznie zdecydowały się
wziąć coś na wynos w jednej z knajpek znajdujących się w pierwszym dystrykcie
Rukongai. Był to niewielki lokal zaledwie kilka uliczek od domu szesnastej
oficer.
Kazumi czuła się dziwnie wchodząc
do środka. Zwłaszcza że nikogo poza nimi tam nie było. Taraka mieszkała sama od
lat. Każdego dnia przechodziła przez pół Seireitei, żeby dotrzeć do pracy.
Nigdy jednak nie mogła się przemóc, by zamieszkać w kwaterach oddziału i
porzucić rodzinny dom.
Usiadły przy niewielkim stoliku w
salonie. Taraka przyniosła im jeszcze herbaty jako dodatek do obiadu. Chociaż
tyle mogła zrobić, by ugościć Kazumi.
- Mówiłaś, że dowiedziałaś się
czegoś przez ostatnie dwa dni.
- Tak. Podpytałam ciocię Bris o
wojnę z Aizenem i Czarny Zakon – odpowiedziała Kazumi, a Taraka zmarszczyła
brwi. - W końcu należała do niego kiedyś i miała Innocence. Trochę się zdziwiła,
że pytam, ale powiedziałam, że ostatnio rozmawiałam z kimś z oddziału i nie
zgadzaliśmy się w jakiejś kwestii, dlatego chciałam się upewnić. Bez problemu
opowiedziała mi raz jeszcze, a gdy wspomniała o Innocence, podpytałam niby z
ciekawości co się z nim stało.
- I co?
- Część uległa zniszczeniu w
walce. Znaczy została zniszczona przez Klan Noah, który służył Aizenowi. Te,
które się ostały, zostały zabrane przez shinigami oczywiście. W zamian za to
Egzorcyści dostali specjalnie stworzoną broń, podobną do zampakuto, ale nie
posiadającą duszy. Coś jak miecz, który nosi moja mama, odkąd straciła Moeru Yonę.
- No dobrze, ale co z Innocence? –
niecierpliwiła się szesnasta oficer.
- Dobra wiadomość jest taka, że
nie zostały zabrane do zamku Króla Dusz – oznajmiła Kuchiki. - Podobno chcieli,
ale moja mama przekonała ich, że lepiej, by zostały w Seireitei na wypadek,
gdyby były potrzebne, bo ona ciągle twierdzi, że kiedyś może wybuchnąć kolejna
wojna.
- A zła wiadomość?
- Że są w gmachu pierwszego
oddziału, najpewniej dobrze zabezpieczone w biurze samego Głównodowodzącego.
- Czyli niemożliwym jest się tam
dość – westchnęła Tara. – Nici z planu.
- Tak bym tego nie nazwała – odparła
z uśmiechem Kazumi. Zrobiła jednak dramatyczną przerwę, zanim kontynuowała: -
Tak się składa, że Głównodowodzący to jakiś taki trochę mój pradziadek czy coś.
Znaczy nie do końca, bo więcej „pra” i też rodzina Miyagi nie wywodzi się od
niego w prostej linii, tylko od jakiejś siostry. No, ale i tak moja mama i ja
wołamy na niego dziadku. Znaczy ona bardziej, ale ja też czasem odwiedzałam
Głównodowodzącego, bywał też niegdyś u nas w domu, kiedy byłam mała.
Taraka klasnęła w dłonie.
- To wspaniale!
- Pójdę tam na dniach i zrobię
rekonesans. Może nawet spróbuję się podpytać o Innocence.
- A jak nadarzy się okazja to je
ukradniesz.
- Ja? – przeraziła się Kazumi.
- A kto? Tylko ty masz tak łatwy
dostęp do biura Głównodowodzącego. Ja nigdy nawet nie spotkałam go twarzą w
twarz.
- No dobra – zgodziła się Kazumi,
choć zrobiła to bardzo niechętnie. – Ale czy ktoś tego zaraz nie wyczuje, jeśli
wyniosę kamień zawierający tak ogromną moc?
- Faktycznie. Musimy najpierw
przygotować, coś co go zamaskuje. Spróbuję znaleźć coś w demonicznej magii, co
nam pomoże. Do tego czasu wstrzymaj się z wizytą w Jedynce.
- Jasne.
***
Zapukała do biura, lecz nie
uzyskała odpowiedzi. Weszła do środka. Nikogo tam nie zastała. Ani Matsumoto
ani Toshiro ku jej rozczarowaniu. Na szczęście Minako także gdzieś wybyła. To dlatego
Kazumi swobodnie wkroczyła do pomieszczenia. Miała podrzucić dokumenty od
Taraki. Nic trudnego. Oczywiście wolałaby, gdyby Toshiro tam był, ale powód był
całkowicie osobisty. Chciała spędzić z nim chociaż trochę czasu.
Westchnąwszy ciężko, podeszła do
uporządkowanego biurka swojego przyjaciela i dowódcy. Położyła teczkę na widoku
i już miała odejść, gdy coś zwróciło jej uwagę. Sięgnęła dłonią w stronę
niewielkiego obiektu leżącego obok ramki ze zdjęciem oddziału dziesiątego
sprzed kilku lat – więc jej tam nie było – i uśmiechnęła się. Wtedy drzwi do
biura otworzyły się.
- Kazumi?
Spojrzała za siebie. Na jej twarzy
wciąż widniał promienny uśmiech.
- Nie miałam pojęcia, że nadal to
masz – oznajmiła.
Toshiro dostrzegł w jej dłoni
kamień przypominający kształtem serce.
- Cóż… W końcu to pamiątka. Sama
mi to dałaś.
- Siedem lat temu!
- Mam go wyrzucić? – zapytał Toshiro.
- Nie, po prostu zdziwiłam się,
widząc to na biurku. Nie myślałam, że jesteś aż tak sentymentalny.
- Nie przeszkadzał mi, więc tak
sobie leży – mruknął Toshiro, wzruszywszy ramionami.
- Skoro nie przeszkadzał, to niech
leży dalej – odpowiedziała Kazumi równie obojętnym tonem.
- Stare dobre czasy – stwierdził Toshiro,
patrząc gdzieś w okno, lecz Kazumi nie umiała stwierdzić, na co tam patrzył.
- Czy ja wiem – odparła, marszcząc
brwi.
- Wtedy nawet jeszcze nie chodziłaś
do akademii, a teraz pełnoprawna shinigami dziesiątego oddziału – ciągnął dalej
Hitsugaya i wreszcie spojrzał na dziewczynę. – Czasem zastanawiam się, kiedy
ten czas uciekł. Wyrosłaś na piękną dziewczynę. Przepraszam. Kobietę – poprawił
się.
- Dziękuję – wymamrotała Kazumi,
czerwieniąc się lekko. – Uważasz, że jestem piękna?
- Oczywiście. Wiele osób tak
uważa. Słyszałem, jak niektórzy młodzi shinigami się tobą zachwycają.
Kazumi westchnęła. Nie wiedziała,
że tak można zepsuć komplement, nawiązując do innych mężczyzn. Oni jej w ogóle
nie obchodzili.
- Ty też tak uważasz?
- Ja… - Toshiro zawahał się. – To nie
moje miejsce, żeby mówić ci takie rzeczy. Jestem twoim kapitanem.
- Myślałam, że jesteś też moim
przyjacielem. Chyba że coś się zmieniło…
- Nie. Oczywiście, że nie.
- A jednak prawie nie rozmawiamy,
odkąd zaczęłam tu pracować. Myślałam… Nie wiem, co myślałam – zaśmiała się
Kazumi, lecz nie brzmiało to zbyt wesoło.
- Przykro mi, Kazumi. Powinnaś
jednak zrozumieć, że wszystko nie może zostać takie jak było. Nieważne jak
bardzo byśmy tego chcieli. Oboje mamy swoje obowiązki. Jestem twoim dowódcą.
Sama wybrałaś ten oddział. Chyba nie myślałaś, że będziemy spędzać razem całe
dnie, pijąc herbatkę.
- Nie, ale…
- To jest dorosłe życie, Kazumi.
Tak to wygląda.
- Wiem, jak wygląda dorosłe życie –
warknęła coraz bardziej zirytowana. – Każdy mi o tym przypomina, tylko szkoda,
że wszyscy też ciągle traktują mnie jak dziecko. Moi rodzice… I nawet ty. Myślałam,
że gdy dołączę do oddziału, wreszcie będziemy równi. Lub chociaż odrobinę
bliżej – mówiła wściekle i coraz głośniej. – Wiem, że nie przeskoczę różnicy w
randze. Nie ma wojny, nie ma strat w ludziach, nie ma awansów. Ale myślałam, że
wreszcie przestaniesz mnie traktować jak dziecko.
- Nie traktuję cię jak dziecko –
odparł spokojnie Toshiro, co tylko bardziej rozwścieczyło Kuchiki. – Ale to co
powiedziałaś o wojnie… Jak możesz tak mówić, skoro nigdy nie widziałaś jej na
własnej oczy. Wiesz jak wiele wszyscy straciliśmy. Ty sama omal nie straciłaś
matki przez tą wojnę.
- Nie, nie wiem! Nie wiem, bo
nigdy nie raczyła mi o tym opowiedzieć! I ty?! Dlaczego wszystko sprowadzasz do
niej?! Dlaczego wszystko zawsze sprowadza się do mojej matki?!
Kazumi wyszła, trzaskając drzwiami.
Toshiro przez chwilę chciał za nią iść, ale nie zrobił tego. Jak by to
wyglądało, gdyby jako kapitan biegł przez oddział za jedną ze swoich
podwładnych. Raz dwa rozpoczęłyby się plotki, a to było ostatnie, czego
potrzebował. Zresztą dla Kazumi też tak było lepiej.
Miała wystarczająco ciężko z
powodu tego, że się przyjaźnią i że jej rodzice są jednymi z bohaterów wojny z
Aizenem. Wiedział przecież, że miała zatargi z Minako i zresztą nie tylko z
nią, ale nie mógł nic zrobić. A przynajmniej nie wiedział co. Postanowił
przynajmniej nie pogarszać sprawy i trzymać ją na dystans.
Zresztą i dla niego wszystko to
było bardzo kłopotliwe. Dużo bardziej niż przypuszczał. W takich chwilach
przypominały mu się słowa Setsuko. Ostrzegała go. Próbowała mu dać wtedy do
zrozumienia, że lepiej byłoby odesłać Kazumi do innego oddziału, ale tego nie
zrobił. Teraz płacił za ten błąd. Życie byłoby o wiele łatwiejsze, ale sam sobie
to zrobił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz