Obserwatorzy

Rumours


poniedziałek, 7 października 2019

Chapter 40 ~ A visit in 1st dristrict of Rukongai


Kolejny dzień służby skończył się bez większych problemów. Nie obyło się bez scysji z Minako, ale Kazumi nie przejmowała się tak bardzo. Jej myśli krążyły wokół czekającej ją wizyty u Taraki i rozmowy na temat ich planu.
Spotkały się przy bramie już ze swoimi rzeczami i razem ruszyły przez Seireitei. Nie omawiały jeszcze nic istotnego, a jedynie zakupy, które Taraka chciała zrobić po drodze. Nie spodziewała się mieć gościa, a trzeba było zjeść coś po długim dniu pracy.
I tak ostatecznie zdecydowały się wziąć coś na wynos w jednej z knajpek znajdujących się w pierwszym dystrykcie Rukongai. Był to niewielki lokal zaledwie kilka uliczek od domu szesnastej oficer.
Kazumi czuła się dziwnie wchodząc do środka. Zwłaszcza że nikogo poza nimi tam nie było. Taraka mieszkała sama od lat. Każdego dnia przechodziła przez pół Seireitei, żeby dotrzeć do pracy. Nigdy jednak nie mogła się przemóc, by zamieszkać w kwaterach oddziału i porzucić rodzinny dom.
Usiadły przy niewielkim stoliku w salonie. Taraka przyniosła im jeszcze herbaty jako dodatek do obiadu. Chociaż tyle mogła zrobić, by ugościć Kazumi.
- Mówiłaś, że dowiedziałaś się czegoś przez ostatnie dwa dni.
- Tak. Podpytałam ciocię Bris o wojnę z Aizenem i Czarny Zakon – odpowiedziała Kazumi, a Taraka zmarszczyła brwi. - W końcu należała do niego kiedyś i miała Innocence. Trochę się zdziwiła, że pytam, ale powiedziałam, że ostatnio rozmawiałam z kimś z oddziału i nie zgadzaliśmy się w jakiejś kwestii, dlatego chciałam się upewnić. Bez problemu opowiedziała mi raz jeszcze, a gdy wspomniała o Innocence, podpytałam niby z ciekawości co się z nim stało.
- I co?
- Część uległa zniszczeniu w walce. Znaczy została zniszczona przez Klan Noah, który służył Aizenowi. Te, które się ostały, zostały zabrane przez shinigami oczywiście. W zamian za to Egzorcyści dostali specjalnie stworzoną broń, podobną do zampakuto, ale nie posiadającą duszy. Coś jak miecz, który nosi moja mama, odkąd straciła Moeru Yonę.
- No dobrze, ale co z Innocence? – niecierpliwiła się szesnasta oficer.
- Dobra wiadomość jest taka, że nie zostały zabrane do zamku Króla Dusz – oznajmiła Kuchiki. - Podobno chcieli, ale moja mama przekonała ich, że lepiej, by zostały w Seireitei na wypadek, gdyby były potrzebne, bo ona ciągle twierdzi, że kiedyś może wybuchnąć kolejna wojna.
- A zła wiadomość?
- Że są w gmachu pierwszego oddziału, najpewniej dobrze zabezpieczone w biurze samego Głównodowodzącego.
- Czyli niemożliwym jest się tam dość – westchnęła Tara. – Nici z planu.
- Tak bym tego nie nazwała – odparła z uśmiechem Kazumi. Zrobiła jednak dramatyczną przerwę, zanim kontynuowała: - Tak się składa, że Głównodowodzący to jakiś taki trochę mój pradziadek czy coś. Znaczy nie do końca, bo więcej „pra” i też rodzina Miyagi nie wywodzi się od niego w prostej linii, tylko od jakiejś siostry. No, ale i tak moja mama i ja wołamy na niego dziadku. Znaczy ona bardziej, ale ja też czasem odwiedzałam Głównodowodzącego, bywał też niegdyś u nas w domu, kiedy byłam mała.
Taraka klasnęła w dłonie.
- To wspaniale!
- Pójdę tam na dniach i zrobię rekonesans. Może nawet spróbuję się podpytać o Innocence.
- A jak nadarzy się okazja to je ukradniesz.
- Ja? – przeraziła się Kazumi.
- A kto? Tylko ty masz tak łatwy dostęp do biura Głównodowodzącego. Ja nigdy nawet nie spotkałam go twarzą w twarz.
- No dobra – zgodziła się Kazumi, choć zrobiła to bardzo niechętnie. – Ale czy ktoś tego zaraz nie wyczuje, jeśli wyniosę kamień zawierający tak ogromną moc?
- Faktycznie. Musimy najpierw przygotować, coś co go zamaskuje. Spróbuję znaleźć coś w demonicznej magii, co nam pomoże. Do tego czasu wstrzymaj się z wizytą w Jedynce.
- Jasne.

***

Zapukała do biura, lecz nie uzyskała odpowiedzi. Weszła do środka. Nikogo tam nie zastała. Ani Matsumoto ani Toshiro ku jej rozczarowaniu. Na szczęście Minako także gdzieś wybyła. To dlatego Kazumi swobodnie wkroczyła do pomieszczenia. Miała podrzucić dokumenty od Taraki. Nic trudnego. Oczywiście wolałaby, gdyby Toshiro tam był, ale powód był całkowicie osobisty. Chciała spędzić z nim chociaż trochę czasu.
Westchnąwszy ciężko, podeszła do uporządkowanego biurka swojego przyjaciela i dowódcy. Położyła teczkę na widoku i już miała odejść, gdy coś zwróciło jej uwagę. Sięgnęła dłonią w stronę niewielkiego obiektu leżącego obok ramki ze zdjęciem oddziału dziesiątego sprzed kilku lat – więc jej tam nie było – i uśmiechnęła się. Wtedy drzwi do biura otworzyły się.
- Kazumi?
Spojrzała za siebie. Na jej twarzy wciąż widniał promienny uśmiech.
- Nie miałam pojęcia, że nadal to masz – oznajmiła.
Toshiro dostrzegł w jej dłoni kamień przypominający kształtem serce.
- Cóż… W końcu to pamiątka. Sama mi to dałaś.
- Siedem lat temu!
- Mam go wyrzucić? – zapytał Toshiro.
- Nie, po prostu zdziwiłam się, widząc to na biurku. Nie myślałam, że jesteś aż tak sentymentalny.
- Nie przeszkadzał mi, więc tak sobie leży – mruknął Toshiro, wzruszywszy ramionami.
- Skoro nie przeszkadzał, to niech leży dalej – odpowiedziała Kazumi równie obojętnym tonem.
- Stare dobre czasy – stwierdził Toshiro, patrząc gdzieś w okno, lecz Kazumi nie umiała stwierdzić, na co tam patrzył.
- Czy ja wiem – odparła, marszcząc brwi.
- Wtedy nawet jeszcze nie chodziłaś do akademii, a teraz pełnoprawna shinigami dziesiątego oddziału – ciągnął dalej Hitsugaya i wreszcie spojrzał na dziewczynę. – Czasem zastanawiam się, kiedy ten czas uciekł. Wyrosłaś na piękną dziewczynę. Przepraszam. Kobietę – poprawił się.
- Dziękuję – wymamrotała Kazumi, czerwieniąc się lekko. – Uważasz, że jestem piękna?
- Oczywiście. Wiele osób tak uważa. Słyszałem, jak niektórzy młodzi shinigami się tobą zachwycają.
Kazumi westchnęła. Nie wiedziała, że tak można zepsuć komplement, nawiązując do innych mężczyzn. Oni jej w ogóle nie obchodzili.
- Ty też tak uważasz?
- Ja… - Toshiro zawahał się. – To nie moje miejsce, żeby mówić ci takie rzeczy. Jestem twoim kapitanem.
- Myślałam, że jesteś też moim przyjacielem. Chyba że coś się zmieniło…
- Nie. Oczywiście, że nie.
- A jednak prawie nie rozmawiamy, odkąd zaczęłam tu pracować. Myślałam… Nie wiem, co myślałam – zaśmiała się Kazumi, lecz nie brzmiało to zbyt wesoło.
- Przykro mi, Kazumi. Powinnaś jednak zrozumieć, że wszystko nie może zostać takie jak było. Nieważne jak bardzo byśmy tego chcieli. Oboje mamy swoje obowiązki. Jestem twoim dowódcą. Sama wybrałaś ten oddział. Chyba nie myślałaś, że będziemy spędzać razem całe dnie, pijąc herbatkę.
- Nie, ale…
- To jest dorosłe życie, Kazumi. Tak to wygląda.
- Wiem, jak wygląda dorosłe życie – warknęła coraz bardziej zirytowana. – Każdy mi o tym przypomina, tylko szkoda, że wszyscy też ciągle traktują mnie jak dziecko. Moi rodzice… I nawet ty. Myślałam, że gdy dołączę do oddziału, wreszcie będziemy równi. Lub chociaż odrobinę bliżej – mówiła wściekle i coraz głośniej. – Wiem, że nie przeskoczę różnicy w randze. Nie ma wojny, nie ma strat w ludziach, nie ma awansów. Ale myślałam, że wreszcie przestaniesz mnie traktować jak dziecko.
- Nie traktuję cię jak dziecko – odparł spokojnie Toshiro, co tylko bardziej rozwścieczyło Kuchiki. – Ale to co powiedziałaś o wojnie… Jak możesz tak mówić, skoro nigdy nie widziałaś jej na własnej oczy. Wiesz jak wiele wszyscy straciliśmy. Ty sama omal nie straciłaś matki przez tą wojnę.
- Nie, nie wiem! Nie wiem, bo nigdy nie raczyła mi o tym opowiedzieć! I ty?! Dlaczego wszystko sprowadzasz do niej?! Dlaczego wszystko zawsze sprowadza się do mojej matki?!
Kazumi wyszła, trzaskając drzwiami. Toshiro przez chwilę chciał za nią iść, ale nie zrobił tego. Jak by to wyglądało, gdyby jako kapitan biegł przez oddział za jedną ze swoich podwładnych. Raz dwa rozpoczęłyby się plotki, a to było ostatnie, czego potrzebował. Zresztą dla Kazumi też tak było lepiej.
Miała wystarczająco ciężko z powodu tego, że się przyjaźnią i że jej rodzice są jednymi z bohaterów wojny z Aizenem. Wiedział przecież, że miała zatargi z Minako i zresztą nie tylko z nią, ale nie mógł nic zrobić. A przynajmniej nie wiedział co. Postanowił przynajmniej nie pogarszać sprawy i trzymać ją na dystans.
Zresztą i dla niego wszystko to było bardzo kłopotliwe. Dużo bardziej niż przypuszczał. W takich chwilach przypominały mu się słowa Setsuko. Ostrzegała go. Próbowała mu dać wtedy do zrozumienia, że lepiej byłoby odesłać Kazumi do innego oddziału, ale tego nie zrobił. Teraz płacił za ten błąd. Życie byłoby o wiele łatwiejsze, ale sam sobie to zrobił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz