Obserwatorzy

Rumours


poniedziałek, 16 września 2019

Chapter 39 ~ Secret training

            - Chodź – powiedział, więc podążyła za nim.
Przemieszczali się w shunpo. Szybko. Bardzo szybko. Ledwo nadążała, a i tak pewnie nieco się powstrzymywał. Zatrzymał się dopiero daleko za Seireitei, w jednym z mniej zaludnionych dystryktów Rukongai.
- Dlaczego tak daleko? – wysapała, opierając się rękami o kolana. – Ludzie…
- Mówiłem, że nasze treningi mają pozostać w tajemnicy na razie.
- No dobrze, ale... – urwała. Wzięła kilka głębszych oddechów i dopiero wtedy mówiła dalej: - Mówiłeś kapitanie, że dzisiaj i tak nie będę używała mocy zampakuto.
- To prawda.
- Więc dlaczego?
- Kwestionujesz decyzję swojego kapitana? – zapytał Kuchiki, mierząc ją groźnym spojrzeniem.
- Nie. Skąd. Gdzieżbym śmiała. Po prostu…
- Tak myślałem – stwierdził.
Zrozumiała przekaz. Temat zamknięty. Zero dyskusji. Wiedziała, że nie będzie łatwo. Kuchiki nie słynął z delikatności i wyrozumiałości. I fakt, że byli w pewien sposób spokrewnieni wcale jej nie pomoże. Ale i tak.
- Dobrze – jęknęła. – Już nic nie mówię.
- To dobrze – powiedział z uśmiechem. Słodki, ciepły uśmiech. A jednak Itsuko miała wrażenie, że wcale nie zwiastował nic dobrego. – Bo jeśli masz czas na wykłócanie się ze mną, to masz też czas na to, żeby się bronić – dodał, znikając w shunpo.
Nie zdążyła nawet wyciągnąć En Shoku. Mogła jedynie uskoczyć. I nie zapowiadało się, by coś miało się w tej kwestii zmienić. Byakuya się nie powstrzymywał. A i tak Itsuko dobrze wiedziała, że to nie jest nawet połowa jego umiejętności.
Zwykła przecież oglądać wszystkie walki swojego wuja z Kazumi. Znała jego styl, trochę, ale to nie mogło jej uratować. Wreszcie udało jej się przestać uciekać i zablokować kolejny cios. Ba! Nawet wyprowadzić swój, ale nie dosięgnął on celu.
Może lepiej. Zmartwiłaby się, gdyby Kuchiki Byakuya dał jej się tak łatwo dopaść. Jej. Szeregowej shinigami, która dopiero od niedawna należy do oddziału. Wyglądało jednak, że nie musi się tego obawiać. Kuchiki nawet bez większego wysiłku miał nad nią miażdżącą przewagę.
W tej chwili Tomori miała w głowie tylko jedną myśl – uciekać. Jej instynkt samozachowawczy kazał spierdalać, gdzie raki zimują. Ale nie mogła. No przecież, że nie. Dziwiła się, jakim cudem Kazumi mogła tak poważnie walczyć ze swoim ojcem i jeszcze go o te pojedynki prosić. Ale raz jeszcze, w końcu to Kuchiki, oni nie byli normalni. Każdy o tym wiedział.
Chciała się poddać. Nie miała szans. Najmniejszych nawet. I żadnych złudzeń. Jednak to był trening. Nie było czegoś takiego jak „poddaje się”. Musiała przetrwać. Po prostu wytrzymać do końca, dopóki Kuchiki nie uzna, że to koniec na dziś.
Straciła rachubę czasu. W pewnym momencie po prostu straciła nadzieję. Miała wrażenie, że te tortury nigdy się nie skończą. Wtedy usłyszała zbawienne hasło:
- Wystarczy na dziś.
- Na Króla Dusz! – wykrzyknęła, padając na trawę. Położyła się na plecach, oddychając ciężko. – Kapitan jest prawdziwym diabłem.
- Słucham?
- Nic, nic. Powiedziałam, że jesteś niesamowity, kapitanie!
            - Nie mów, że już się zmęczyłaś – powiedział beznamiętnie Kuchiki, patrząc na dziewczynę z góry. Ku jej zaskoczeniu jednak wyciągnął do niej rękę. – Wracamy.
            - Chciałam, chociaż chwilę odsapnąć – zaprotestowała, ale chwyciła jego dłoń i poniosła się z ziemi.

***

            - Oi, gdzie się ostatnio szlajasz, że taka zmęczona jesteś? – zapytał Shirai, obrzucając ją oceniającym spojrzeniem. – Nie mów, że znowu grałaś do późna w gry komputerowe z Ukyo i Shunem.
            - Nie. Trenowałam.
            - Niby co?
            - No jak co? Walkę, szermierkę, te sprawy? Przecież nie do zawodów w szachy.
            - I taka jesteś zmęczona?
            - No… - zawahała się. No tak, miała nie mówić o treningach z kapitanem. – Zasiedziałam się – skłamała, choć też nie do końca.
            Po tym ciężkim treningu mogła zapomnieć o shunpo, więc do domu faktycznie wróciła dużo później niż zwykle.
            - Aha.
            - Jak ręka?
            - Ręka? – zdziwiła się.
            Zapomniała o tym zupełnie.
            - No ręka, którą zraniłaś podczas głupiej walki z Kagatą sam na sam, bo Yakumo ci nie pomógł.
            - Och, dałbyś już spokój – skarciła przyjaciela. – To było tylko draśnięcie i wcale nie potrzebowałam pomocy. Już daj spokój.
            - Tch! Dobra. Nie chcesz, nie mów.
            Nie lubiła kłamać. W ogóle. A tym bardziej jemu, ale przecież dostała rozkaz od swojego kapitana. I wujka. Wierzyła, że miał jakiś ważny powód, aby chcieć zachować ich treningi w tajemnicy.
            - Shirooo – zawyła, przybliżając twarz do twarzy przyjaciela. – No weź, nie obrażaj się.
            - Nie obrażam się, tylko się m… Mogłem trochę zirytować. Też mi coś.
            - Wiem, że się o mnie martwisz.
            - Nic takiego nie powiedziałem – oburzył się Inukami, ale wiedział już, że przegrał. – To chyba normalne, nie?
            - Oczywiście i ja to naprawdę doceniam. Ale musisz mi zaufać. Nie dzieje się nic, czym musiałbyś się martwić.
            - Hej, Itsu! – usłyszeli Yakumo, który zmierzał w ich stronę. – Cześć… Shirai.
            - Yo.
            - Hejkaaaa! Yaku, co tam?
            - Jak twoja ręka?
            - Dobrze, już zdrowa. Wczoraj już normalnie trenowałam.
            - Cieszę się – odparł Yakumo i uśmiechnął się. – Nie dawało mi to spokoju.
            - To nie była twoja wina. Sama podjęłam ryzyko.
            - Tak, ale…
            - Nie – ucięła Itsuko, gromiąc go wzrokiem. – Nie jestem małą dziewczynką, która potrzebuje czyjejś ochrony – warknęła. – Może i jestem najmłodsza i najniższa z naszej grupy, ale na pewno nie najsłabsza.
            - Nikt tak nie uważa. Po prostu jesteś naszą przyjaciółką i martwimy się o ciebie.
            - Nie martwicie się o mnie, tylko o to, żeby źle nie wypaść, bo nie chroniliście biednej Itsuko – zdenerwowała się dziewczyna, łapiąc się pod boki. – Więc wbijcie sobie to do łbów, że ja nie potrzebuję niczyjej ochrony!
            Po tym odeszła wkurzona, kierując się do jednego z budynków. W tym wszystkim nawet nie zauważyła nadchodzącej Corrie, która też wyjątkowo nie patrzyła przed siebie, a na dokumenty od kapitana.
            - Przepraszam, Corrie – jęknęła Itsuko, niemal wpadając na trzecią oficer. – Nie uważałam.
            - Nic nie szkodzi. Wszystko w porządku?
            - Po prostu Shiro i Yaku mnie wkurzyli.
            - Martwią się o ciebie – stwierdziła z uśmiechem Shiroyama. – Nie gniewaj się na nich za to.
            - Tak, ale… Traktują mnie jak dziecko.
            - Ale ciężko pracujesz, żeby udowodnić, że sama świetnie sobie radzisz – zauważyła. – Jestem pewna, że niedługo rozumieją swój błąd.
            - O ile ich do tego czasu nie ukatrupię.
            Corrien zaśmiała się na te słowa, ale trochę się martwiła. Nie chciałaby być świadkiem rozlatującej się przyjaźni. Wierzyła jednak, że uczniowie Setsuko wiedzą lepiej i szybko się dogadają.
            - Przepraszam, Itsuko. Chętnie porozmawiałabym z tobą dłużej, ale niestety muszę iść – powiedziała. Miała kilka spraw do załatwienia w innych oddziałach, a chciała też zaoszczędzić trochę czasu, by zabrać na obiad Izuru. – Do zobaczenia później.
            - Jasne. Do zobaczenia, Corrie!

***

            Czas mijał. Itsuko prawie codziennie wieczorem trenowała z Byakuyą, wymykając się bez wiedzy przyjaciół i rodziny. Co nie było łatwe, bo Kuchiki poniekąd też był jej rodziną. Tymczasem Kazumi wróciła już ze służby w Karakurze i dostała po tym dwa dni wolnego, choć nie spędziła tego czasu w domu.
            Toteż zaraz po powrocie do pracy po wolnym poszła szukać Taraki. Zajęło jej to sporo czasu i już myślała, że nie ma jej tego dnia w oddziale. Wpadła jednak na nią niespodziewanie jeszcze przed lunchem.
            - Taraka!
            - Och, Kazumi – uradowała się szesnasta oficer. – Miło cię widzieć. Wypoczęłaś?
            - Tak. Szukałam cię.
            - Tak? Dlaczego?
            - Zapomniałaś, o czym rozmawiałyśmy w świecie ludzi? – strapiła się Kazumi. – No wiesz…
            - Nie. Co z tym?
            - No… Chciałam się dowiedzieć, czy mówiłaś poważnie. Bo w wolnym czasie trochę szperałam.
            - Nie przypominałam się, bo nie wiedziałam, czy na pewno chciałabyś ryzykować – powiedziała cicho Taraka. – To mimo wszystko wbrew zasadom.
            - Wiem, ale nie będzie problemu, jeśli nikt się nie dowie. To jak?
            - Dobrze. Zgoda.
            - Świetnie.
            - Bałam się, że jednak uznasz po czasie, że to zły pomysł, a ja wyjdę na jakąś…
            - Nie, no co ty! – zaprzeczyła zaraz Kuchiki. – Przyjaźnimy się. Przecież bym cię nie wydała, nawet jeśli uznałabym, że nie chcę brać w tym udziału.
            - Wiem, ale…
            - No dobrze. To może pójdziemy po pracy gdzieś, gdzie będziemy mogły spokojnie pogadać?
            - Może do mojego rodzinnego domu? Zaraz w pierwszym dystrykcie Rukongai, więc nie będziemy musiały iść strasznie daleko.
            - Dobrze. 

1 komentarz:

  1. Troszkę Cię tu zaniedbałam, chociaż każdy rozdział czytałam niedługo po premierze. Jednak na telefonie ciężko pisze się komentarze, nie znoszę tego. Ale że zrobiłam sobie małą powtórkę całości, to zostawię po sobie ślad.
    Z Setsu dzieje się coś złego, coś, co z pewnością będzie miało znaczenie dalej, prawda? Nic nie dzieje się przypadkiem. Smutno mi jednak, że jej relacja z Kazumi jest tak niełatwa. Chociaż poniekąd rozumiem obie strony. Z pewnością Setsu nie chce mówić o wielu rzeczach z przeszłości, Kazumi zaś ponakładała sobie na głowę wyobrażenia i presje. Idealna córka bohaterki i idealnego kapitana. Chyba potrzebuje czasu, by zrozumieć, że nie tędy droga.
    Sam pomysł z kradzieżą i użyciem innocence trochę mrozi krew w żyłach, gdy się wie, że zazwyczaj kończy się to nieszczęściem. Ryzyko, które chce podjąć Kazumi, może być zbyt wielkie nad efekty, a tego jej nie życzę.
    Itsu... Nasza mała Itsu ma wielkie kłopoty, skoro Byakun osobiście postanowił się nią zająć, ale w sumie ma rację, bo inaczej może jej nie ochronić. Tu mi znowu przypominasz o Corr, jakbyś próbowała mnie zmusić do ruszenia z drugim tomem, który trochę bardziej wyjaśnia zainteresowanie Shiroyamą Kuchikiego. Z drugiej strony jest to dla niej szansa.
    A skoro już jesteśmy przy Corrie... Scena z kapitańskim biurkiem w roli głównej bardzo przypadła mi do gustu. Nawet jeśli faktycznie jej nie napisałaś. Zresztą lubię czytać o nich w Twoim wykonaniu. Są słodcy.
    Chyba czas upomnieć się o nowy rozdział. Nie żebym nie miała co robić zamiast siedzieć na DOFF'ie^^
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń