- Chodź –
powiedział, więc podążyła za nim.
Przemieszczali się w shunpo.
Szybko. Bardzo szybko. Ledwo nadążała, a i tak pewnie nieco się powstrzymywał.
Zatrzymał się dopiero daleko za Seireitei, w jednym z mniej zaludnionych
dystryktów Rukongai.
- Dlaczego tak daleko? – wysapała,
opierając się rękami o kolana. – Ludzie…
- Mówiłem, że nasze treningi mają
pozostać w tajemnicy na razie.
- No dobrze, ale... – urwała.
Wzięła kilka głębszych oddechów i dopiero wtedy mówiła dalej: - Mówiłeś kapitanie, że dzisiaj i
tak nie będę używała mocy zampakuto.
- To prawda.
- Więc dlaczego?
- Kwestionujesz decyzję swojego
kapitana? – zapytał Kuchiki, mierząc ją groźnym spojrzeniem.
- Nie. Skąd. Gdzieżbym śmiała. Po
prostu…
- Tak myślałem – stwierdził.
Zrozumiała przekaz. Temat
zamknięty. Zero dyskusji. Wiedziała, że nie będzie łatwo. Kuchiki nie słynął z delikatności i
wyrozumiałości. I fakt, że byli w pewien sposób spokrewnieni wcale jej nie
pomoże. Ale i tak.
- Dobrze – jęknęła. – Już nic nie
mówię.
- To dobrze – powiedział z
uśmiechem. Słodki, ciepły uśmiech. A jednak Itsuko miała wrażenie, że wcale nie
zwiastował nic dobrego. – Bo jeśli masz czas na wykłócanie się ze mną, to masz
też czas na to, żeby się bronić – dodał, znikając w shunpo.
Nie zdążyła nawet wyciągnąć En
Shoku. Mogła jedynie uskoczyć. I nie zapowiadało się, by coś miało się w tej
kwestii zmienić. Byakuya się nie powstrzymywał. A i tak Itsuko dobrze
wiedziała, że to nie jest nawet połowa jego umiejętności.
Zwykła przecież oglądać wszystkie
walki swojego wuja z Kazumi. Znała jego styl, trochę, ale to nie mogło jej
uratować. Wreszcie udało jej się przestać uciekać i zablokować kolejny cios.
Ba! Nawet wyprowadzić swój, ale nie dosięgnął on celu.
Może lepiej. Zmartwiłaby się,
gdyby Kuchiki Byakuya dał jej się tak łatwo dopaść. Jej. Szeregowej shinigami,
która dopiero od niedawna należy do oddziału. Wyglądało jednak, że nie musi się
tego obawiać. Kuchiki nawet bez większego wysiłku miał nad nią miażdżącą
przewagę.
W tej chwili Tomori miała w głowie
tylko jedną myśl – uciekać. Jej instynkt samozachowawczy kazał spierdalać, gdzie
raki zimują. Ale nie mogła. No przecież, że nie. Dziwiła się, jakim cudem
Kazumi mogła tak poważnie walczyć ze swoim ojcem i jeszcze go o te pojedynki
prosić. Ale raz jeszcze, w końcu to Kuchiki, oni nie byli normalni. Każdy o tym
wiedział.
Chciała się poddać. Nie miała
szans. Najmniejszych nawet. I żadnych złudzeń. Jednak to był trening. Nie było
czegoś takiego jak „poddaje się”. Musiała przetrwać. Po prostu wytrzymać do
końca, dopóki Kuchiki nie uzna, że to koniec na dziś.
Straciła rachubę czasu. W pewnym
momencie po prostu straciła nadzieję. Miała wrażenie, że te tortury nigdy się
nie skończą. Wtedy usłyszała zbawienne hasło:
- Wystarczy na dziś.
- Na Króla Dusz! – wykrzyknęła,
padając na trawę. Położyła się na plecach, oddychając ciężko. – Kapitan jest
prawdziwym diabłem.
- Słucham?
- Nic, nic. Powiedziałam, że
jesteś niesamowity, kapitanie!
- Nie mów,
że już się zmęczyłaś – powiedział beznamiętnie Kuchiki, patrząc na dziewczynę z
góry. Ku jej zaskoczeniu jednak wyciągnął do niej rękę. – Wracamy.
- Chciałam, chociaż chwilę odsapnąć – zaprotestowała, ale chwyciła jego dłoń i poniosła się
z ziemi.
***
- Oi, gdzie
się ostatnio szlajasz, że taka zmęczona jesteś? – zapytał Shirai, obrzucając ją
oceniającym spojrzeniem. – Nie mów, że znowu grałaś do późna w gry komputerowe
z Ukyo i Shunem.
- Nie.
Trenowałam.
- Niby co?
- No jak co?
Walkę, szermierkę, te sprawy? Przecież nie do zawodów w szachy.
- I taka
jesteś zmęczona?
- No… -
zawahała się. No tak, miała nie mówić o treningach z kapitanem. – Zasiedziałam
się – skłamała, choć też nie do końca.
Po tym
ciężkim treningu mogła zapomnieć o shunpo, więc do domu faktycznie wróciła dużo
później niż zwykle.
- Aha.
- Jak ręka?
- Ręka? –
zdziwiła się.
Zapomniała o
tym zupełnie.
- No ręka,
którą zraniłaś podczas głupiej walki z Kagatą sam na sam, bo Yakumo ci nie
pomógł.
- Och,
dałbyś już spokój – skarciła przyjaciela. – To było tylko draśnięcie i wcale
nie potrzebowałam pomocy. Już daj spokój.
- Tch!
Dobra. Nie chcesz, nie mów.
Nie lubiła
kłamać. W ogóle. A tym bardziej jemu, ale przecież dostała rozkaz od swojego
kapitana. I wujka. Wierzyła, że miał jakiś ważny powód, aby chcieć zachować ich
treningi w tajemnicy.
- Shirooo –
zawyła, przybliżając twarz do twarzy przyjaciela. – No weź, nie obrażaj się.
- Nie
obrażam się, tylko się m… Mogłem trochę zirytować. Też mi coś.
- Wiem, że
się o mnie martwisz.
- Nic
takiego nie powiedziałem – oburzył się Inukami, ale wiedział już, że przegrał. –
To chyba normalne, nie?
- Oczywiście
i ja to naprawdę doceniam. Ale musisz mi zaufać. Nie dzieje się nic, czym
musiałbyś się martwić.
- Hej, Itsu!
– usłyszeli Yakumo, który zmierzał w ich stronę. – Cześć… Shirai.
- Yo.
- Hejkaaaa!
Yaku, co tam?
- Jak twoja
ręka?
- Dobrze,
już zdrowa. Wczoraj już normalnie trenowałam.
- Cieszę się
– odparł Yakumo i uśmiechnął się. – Nie dawało mi to spokoju.
- To nie
była twoja wina. Sama podjęłam ryzyko.
- Tak, ale…
- Nie – ucięła
Itsuko, gromiąc go wzrokiem. – Nie jestem małą dziewczynką, która potrzebuje
czyjejś ochrony – warknęła. – Może i jestem najmłodsza i najniższa z naszej
grupy, ale na pewno nie najsłabsza.
- Nikt tak
nie uważa. Po prostu jesteś naszą przyjaciółką i martwimy się o ciebie.
- Nie
martwicie się o mnie, tylko o to, żeby źle nie wypaść, bo nie chroniliście
biednej Itsuko – zdenerwowała się dziewczyna, łapiąc się pod boki. – Więc wbijcie
sobie to do łbów, że ja nie potrzebuję niczyjej ochrony!
Po tym
odeszła wkurzona, kierując się do jednego z budynków. W tym wszystkim nawet nie
zauważyła nadchodzącej Corrie, która też wyjątkowo nie patrzyła przed siebie, a
na dokumenty od kapitana.
-
Przepraszam, Corrie – jęknęła Itsuko, niemal wpadając na trzecią oficer. – Nie uważałam.
- Nic nie
szkodzi. Wszystko w porządku?
- Po prostu
Shiro i Yaku mnie wkurzyli.
- Martwią
się o ciebie – stwierdziła z uśmiechem Shiroyama. – Nie gniewaj się na nich za
to.
- Tak, ale…
Traktują mnie jak dziecko.
- Ale ciężko
pracujesz, żeby udowodnić, że sama świetnie sobie radzisz – zauważyła. – Jestem
pewna, że niedługo rozumieją swój błąd.
- O ile ich
do tego czasu nie ukatrupię.
Corrien
zaśmiała się na te słowa, ale trochę się martwiła. Nie chciałaby być świadkiem
rozlatującej się przyjaźni. Wierzyła jednak, że uczniowie Setsuko wiedzą lepiej
i szybko się dogadają.
- Przepraszam,
Itsuko. Chętnie porozmawiałabym z tobą dłużej, ale niestety muszę iść –
powiedziała. Miała kilka spraw do załatwienia w innych oddziałach, a chciała
też zaoszczędzić trochę czasu, by zabrać na obiad Izuru. – Do zobaczenia
później.
- Jasne. Do
zobaczenia, Corrie!
***
Czas mijał. Itsuko
prawie codziennie wieczorem trenowała z Byakuyą, wymykając się bez wiedzy
przyjaciół i rodziny. Co nie było łatwe, bo Kuchiki poniekąd też był jej
rodziną. Tymczasem Kazumi wróciła już ze służby w Karakurze i dostała po tym
dwa dni wolnego, choć nie spędziła tego czasu w domu.
Toteż zaraz
po powrocie do pracy po wolnym poszła szukać Taraki. Zajęło jej to sporo czasu
i już myślała, że nie ma jej tego dnia w oddziale. Wpadła jednak na nią
niespodziewanie jeszcze przed lunchem.
- Taraka!
- Och,
Kazumi – uradowała się szesnasta oficer. – Miło cię widzieć. Wypoczęłaś?
- Tak.
Szukałam cię.
- Tak?
Dlaczego?
-
Zapomniałaś, o czym rozmawiałyśmy w świecie ludzi? – strapiła się Kazumi. – No wiesz…
- Nie. Co z
tym?
- No…
Chciałam się dowiedzieć, czy mówiłaś poważnie. Bo w wolnym czasie trochę
szperałam.
- Nie przypominałam
się, bo nie wiedziałam, czy na pewno chciałabyś ryzykować – powiedziała cicho
Taraka. – To mimo wszystko wbrew zasadom.
- Wiem, ale
nie będzie problemu, jeśli nikt się nie dowie. To jak?
- Dobrze.
Zgoda.
- Świetnie.
- Bałam się,
że jednak uznasz po czasie, że to zły pomysł, a ja wyjdę na jakąś…
- Nie, no co
ty! – zaprzeczyła zaraz Kuchiki. – Przyjaźnimy się. Przecież bym cię nie
wydała, nawet jeśli uznałabym, że nie chcę brać w tym udziału.
- Wiem, ale…
- No dobrze.
To może pójdziemy po pracy gdzieś, gdzie będziemy mogły spokojnie pogadać?
- Może do mojego
rodzinnego domu? Zaraz w pierwszym dystrykcie Rukongai, więc nie będziemy
musiały iść strasznie daleko.
- Dobrze.
Troszkę Cię tu zaniedbałam, chociaż każdy rozdział czytałam niedługo po premierze. Jednak na telefonie ciężko pisze się komentarze, nie znoszę tego. Ale że zrobiłam sobie małą powtórkę całości, to zostawię po sobie ślad.
OdpowiedzUsuńZ Setsu dzieje się coś złego, coś, co z pewnością będzie miało znaczenie dalej, prawda? Nic nie dzieje się przypadkiem. Smutno mi jednak, że jej relacja z Kazumi jest tak niełatwa. Chociaż poniekąd rozumiem obie strony. Z pewnością Setsu nie chce mówić o wielu rzeczach z przeszłości, Kazumi zaś ponakładała sobie na głowę wyobrażenia i presje. Idealna córka bohaterki i idealnego kapitana. Chyba potrzebuje czasu, by zrozumieć, że nie tędy droga.
Sam pomysł z kradzieżą i użyciem innocence trochę mrozi krew w żyłach, gdy się wie, że zazwyczaj kończy się to nieszczęściem. Ryzyko, które chce podjąć Kazumi, może być zbyt wielkie nad efekty, a tego jej nie życzę.
Itsu... Nasza mała Itsu ma wielkie kłopoty, skoro Byakun osobiście postanowił się nią zająć, ale w sumie ma rację, bo inaczej może jej nie ochronić. Tu mi znowu przypominasz o Corr, jakbyś próbowała mnie zmusić do ruszenia z drugim tomem, który trochę bardziej wyjaśnia zainteresowanie Shiroyamą Kuchikiego. Z drugiej strony jest to dla niej szansa.
A skoro już jesteśmy przy Corrie... Scena z kapitańskim biurkiem w roli głównej bardzo przypadła mi do gustu. Nawet jeśli faktycznie jej nie napisałaś. Zresztą lubię czytać o nich w Twoim wykonaniu. Są słodcy.
Chyba czas upomnieć się o nowy rozdział. Nie żebym nie miała co robić zamiast siedzieć na DOFF'ie^^
Pozdrawiam