Długo to
trwało, ale wreszcie podjął decyzję. Postanowił wziąć dziewczynę pod swoje
skrzydła. Tylko w ten sposób mógł ją chronić. Oczywiście nie musiał. Wszyscy
członkowie jej rodziny zajmowali w Gotei 13 dość wysokie stanowiska, ale jednak
był jej kapitanem. Jego obowiązkiem było chronić swoich podwładnych.
Poza tym
obawiać musiała się tylko Rady. Choć już nie w takiej postaci jak niegdyś, ta
grupka arystokratów wciąż stanowiła realne zagrożenie. Gdyby dowiedzieli się o
tym, jak niebezpieczne moce posiada młoda Tomori, nie byłoby dobrze.
Ale będąc
jej kapitanem i bezpośrednim mentorem mógł coś zdziałać. Poręczyć za nią w
razie potrzeby oraz ukryć prawdę. Przede wszystkim jednak, musiał ją nauczyć panowania
nad bankai oraz walki bez niego.
W tym celu
wezwał ją do swojego biura. Stawiła się tam w trybie natychmiastowym. Po jej
twarzy widział, że jest zaniepokojona tym nagłym zaproszeniem.
- Usiądź –
powiedział sucho.
- Tak jest –
odpowiedziała i usiadła na krześle. Siedziała, wiercąc się, gdy Byakuya
wpatrywał się w nią dłuższą chwilę. W końcu nie wytrzymała: - Mam przechlapane?
- Dlaczego
tak uważasz?
- No… Nie
wezwał mnie pan, kapitanie, z powodu mojej walki z Kagatą? Miałam nie używać
mocy aż do odwołania i nie używałam, ale… Pomyślałam, że zdecydował się kapitan
na jakąś karę.
- Nie – odparł
Kuchiki. – Nie do końca.
- Uf. Już
się bałam.
- Ale to ma
związek ze sprawą – dodał po chwili.
Itsuko aż
jęknęła. Czuła, że Kuchiki nieco bawi się kosztem jej nerwów.
- Więc? Cóż
to takiego?
-
Postanowiłem – zaczął spokojnie Byakuya. Nie śpieszył się wyjaśnieniami. –
Postanowiłem, że osobiście będę cię szkolił.
- Co?!
Znaczy… - zawstydziła się Toromi. – Naprawdę?
- Tak.
- No dobrze,
ale…
- Chcesz
wiedzieć dlaczego – odgadł Byakuya. Zbyt długo pracował jako kapitan, by się
nie domyślić. – Sam fakt, że tak wcześnie udało ci się użyć bankai jest
wystarczającym argumentem.
- Ale nie o
to chodzi? Prawda?
- Nie.
Pokonanie Kagaty to mógł być łut szczęścia. Jednak bankai – powiedział z powagą
Byakuya – to inna sprawa. Zwłaszcza przy tak niebezpiecznym zampakuto.
- W sensie,
że mam potencjał? – zapytała z nadzieją Tomori.
Nie do końca
o to mu chodziło, ale dziewczyna miała trochę racji. Może nawet lepiej było
pozwolić jej myśleć, że po prostu uznał ją za wartą swojej uwagi. Nie dlatego,
że mogła stanowić zagrożenie dla innych shinigami. Nie było sensu jej martwić.
Skinął
głową.
- Jednak nie
będziemy trenować na terenie oddziału – oznajmił zaraz. – Także nie w ciągu
dnia. Na początku chciałbym, aby to zostało pomiędzy nami – powiedział, patrząc
znacząco na Itsuko. – Rozumiemy się?
- Tak jest.
- Będziemy
trenować wieczorami. Znajdę jakieś odpowiednie miejsce.
- Dobrze.
Będę czekać na informację.
- Możesz
odejść – mruknął Byakuya i powrócił do swoich dokumentów jakby nigdy nic.
***
- Na razie
nic się nie dzieje, więc możecie iść spać. Wezmę pierwszą wartę – oznajmiła Taraka,
odsyłając swoich towarzyszy do dawnego sklepu Urahary, a teraz należącego do rodzeństwa,
którym się opiekował.
Nikt nie
protestował. Wiedzieli, że warto odpocząć, a Taraka obudzi ich w razie
potrzeby. Wszyscy poszli za jej radą. Wszyscy z wyjątkiem Kazumi, która usiadła
na dachu obok szesnastej oficer.
- Co z tobą?
- Chciałabym
tu z tobą jeszcze chwilę posiedzieć – wyznała Kazumi, spoglądając w niebo. –
Wątpię, żebym miała zasnąć.
- No tak. To
twój pierwszy prawdziwy raz w terenie – przypomniała sobie wesoło Taraka. – Nic
dziwnego, że czujesz podekscytowanie. Prawdziwa misja to nie to samo, co
treningi w ramach zajęć z Shino.
- I pierwszy
raz bez mojej matki – oznajmiła Kazumi. – Zawsze była na tych treningach z
nami.
- Ach.
Faktycznie. Pewnie za nią tęsknisz.
- Nie, wręcz
przeciwnie. Wreszcie czuję się wolna. Naprawdę wolna.
- Odnoszę
wrażenie, że nie przepadasz za swoją mamą – stwierdziła Taraka, obserwując
reakcję Kuchiki.
- Bo tak
jest – przytaknęła energicznie Kazumi i spojrzała na moment na Tarakę. – Może nie,
że jej nienawidzę. To za mocne słowo, ale nie dogadujemy się najlepiej.
- Mogę
spytać dlaczego?
- Hm, czy ja
wiem, czy jest jakiś konkretny powód – zamyśliła się Kazumi, wzruszywszy
ramionami. Na moment pogrążyła się w myślach. – Na to składa się wiele rzeczy.
To jaka jest.
- A jaka
jest?
- Wszystkim
wydaje się fajna i wspaniała. Bohaterka. W rzeczywistości jest strasznie
nieogarnięta, chaotyczna. Nie potrafi gotować, wciąż zachowuje się, jakby była
nastolatką. Poza tym jest trochę fałszywa.
- Fałszywa? –
zdziwiła się Taraka. – Spotkałam ją tylko kilka razy, ale nie odniosłam takiego
wrażenia.
- Nigdy tak
naprawdę nie opowiedziała mi, co się działo podczas wojny z Aizenem. Wszystko
znam jedynie z opowieści jej znajomych, którzy mówią, jaka to jest wspaniała, bo
dzięki niej i cioci Hotarubi wygraliśmy wojnę z Aizenem – mówiła Kazumi,
marszcząc gniewnie brwi. – Ona niby im zaprzecza, ale dobrze wiem, że jej to
schlebia.
- Nie
uważasz, że ona chce cię chronić?
- Przed
czym? Przed prawdą? – warknęła Kazumi. – Na zajęciach w Shino też podkreśla,
jakie to ważne, żebyśmy byli silni, gdyby przyszło nam się zmierzyć z wrogiem,
jak Aizen. Podkreśla, jakie to wszystko było straszne, ale to jest na pokaz.
Słynna bohaterka Setsuko. A w domu? Kpina. Gdzie ta niesamowita kobieta, o
której wszyscy mówią? Bo ja widzę słabą kobietę, która nie może walczyć, ale
nie potrafi też zająć się domem i przygotować obiadu, gdy tata wróci do domu.
- Teraz tak
mówisz, ale wiem, że ją kochasz – zauważyła Taraka i uśmiechnęła się.
- Kocham, bo
muszę, ale nie lubię jej jako osoby.
- Nie
doceniasz tego, co masz. Młoda jesteś – zaśmiała się. – Ty przynajmniej znasz
swoją mamę. Ja nigdy swojej nie spotkałam. Zmarła jeszcze przy porodzie.
- A tata?
- Mój ojciec
to… Skomplikowana sprawa. Poznałam go, ale nigdy nie było nam dane spędzić ze
sobą zbyt wiele czasu. Krewni trzymali mnie od niego z daleka, choć nie
rozumiem czemu. Przecież był moim ojcem. To z nim powinnam żyć. Seireitei wiele
mi odebrało.
- Przykro mi
– jęknęła Kuchiki zawstydzona swoim narzekaniem. – Nie wiedziałam.
- Bo i skąd
miałabyś wiedzieć.
- Szkoda, że
nie możemy cofnąć się w czasie i zobaczyć tego wszystkiego na własne oczy. Ja
mogłabym zobaczyć wojnę z Aizenem i przekonać się, czy moja mama naprawdę była
taka niesamowita, a ty mogłabyś poznać swoją i spędzić czas ze swoim tatą.
- Właściwie…
- Co?
Kazumi
popatrzyła na Tarakę, wyczuwając, że za chwilę usłyszy od niej coś ciekawego.
- Właściwie
słyszałam opowieści o kamieniach zwanych Innocence – rzekła z powagą Taraka. - Podobno
posiadają one cząstkę mocy Króla Dusz i zdolne są nie tylko obdarzyć
właściciela mocą, ale i spełnić życzenia.
- Więc gdyby
naprawdę istniały, mogłybyśmy wrócić do przeszłości – podchwyciła Kazumi,
klasnąwszy w dłonie.
- Tak.
Teoretycznie. O ile istnieją.
- Istnieją –
powiedziała nagle Kazumi i dodała w odpowiedzi na pytające spojrzenie
przyjaciółki: - Jak mogłam zapomnieć. Egzorcyści z Czarnego Zakonu, przyjaciele
mojej mamy i cioci Bris walczyli używając właśnie Innocence. Nie wiem dokładnie
jak, ale faktycznie dawało im to rozmaite zdolności, jeśli zdołali zsynchronizować
się z kamieniem.
- Ach, więc
opowieści są prawdziwe.
-
Przynajmniej te tak.
- Gdy
wrócimy do Seireitei spróbuję dowiedzieć się więcej.
- Dobrze.
- Ale jeśli
są tak potężne, to na pewno są przechowywane w bezpiecznym miejscu – zauważyła Taraka,
tracąc entuzjazm. Westchnęła i skrzywiła się. – I tak nie dostaniemy się do
nich.
- Czy ja
wiem. Mogłybyśmy… Pożyczyć jeden po prostu. Na chwilę. A potem oddać, żeby nikt
się nie zorientował.
- Chcesz
ukraść kamień? – przeraziła się Taraka.
Jednak w jej
spojrzeniu nie było strachu, a bardziej ciekawość.
- Pożyczyć –
poprawiła ją zaraz Kazumi. - Poza tym tylko sobie gdybam.
- Nie, to
brzmi nawet… Interesująco. Gdyby nam się udało…
- Możemy
spróbować.
- Dobrze. W
takim razie faktycznie spróbuję się czegoś dowiedzieć.
- Ja też.
- I wtedy
zobaczymy, czy faktycznie mogłybyśmy zrobić coś takiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz