Z urodzinową dedykacją dla Laurie January!
W końcu nadeszła wielka chwila dla Kazumi. Jej matka patrzyła z niepokojem, jak jej córka wychodzi na arenę. Rzuciła też przelotne spojrzenie w stronę trybuny, na której siedział jej mąż i zastanawiała się, czy też się denerwuje. Na pewno. Przez te wszystkie lata nauczyła się już, że wiele kryje pod swoją kamienną maską kapitana Szóstki.
Zresztą w głębi serca Setsuko kibicowała obu walczącym dziewczynom. Swojej
córce i bratanicy, które miały zmierzyć się ze sobą już za chwilę na tej
arenie. Obie znała od najmłodszych lat i czasem miała nawet wrażenie, że Itsuko
zna lepiej niż własne dziecko.
– Hej, Kazumi – przywitała się wesoło Itsuko, ale szybko spoważniała na widok
miny kuzynki. – Rozumiem, że na czas walki jesteśmy wrogami? – odgadła.
– Dokładnie – odparła spokojnie Kazumi. – Nie miej mi tego za złe, ale muszę
wypaść jak najlepiej.
– Nie miej mi tego za złe, ale nie myśl, że tak łatwo mnie pokonasz –
zadeklarowała z determinacją Itsuko. – Nie mam nic do stracenia. W
przeciwieństwie do ciebie.
Kuchiki uśmiechnęła się zadziornie, na co jej kuzynka odpowiedziała tym samym.
Bez wątpienia miały ze sobą wiele wspólnego. Kazumi popatrzyła również na ludzi
na widowni. Już dawno wypatrzyła zarówno Toshiro jak i Byakuyę, lecz teraz
upewniała się, że będą uważnie obserwować walkę. Zamierzała im pokazać, jak
silna stała się przez ostatnie kilka lat.
– Możesz atakować pierwsza – roześmiała się, prowokując Itsuko.
Jednak ta nie dała się wyprowadzić tak łatwo z równowagi. Spokojnie oceniała
sytuację i oceniała, co będzie lepszym posunięciem.
Użyj TEGO i zakończ
to jednym atakiem – zachęcał ją En. – Nie będzie w stanie
nic zrobić, a ty na pewno się wykażesz.
Ale czy potrzebuję? – zapytała beznamiętnie Itsuko. Tak długo jak zupełnie
się nie zbłaźni, wątpiła, że miałaby nie zostać przyjęta. – Mimo wszystko Kazumi
bardziej na tym zależy…
To nie ma znaczenia – skarciła ją Shoku. – Na czas pojedynku
jesteście wrogami. To jej słowa.
Racja – wtórował jej En. – Załatw ją!
Cóż, nie mogę powiedzieć, że nie macie racji. Nie jestem od niej wcale słabsza
i może warto jej to uświadomić.
W takim razie do dzieła! – ponaglił ją En. – Uwolnij formę miecza.
Nie – zaprotestowała Shoku. – Masz więcej
zdolności niż to. Pokaż najpierw inne zalety. TEGO możesz użyć później, by
widowiskowo to zakończyć.
Dobrze – zgodziła się Itsuko. – Tak zrobię.
Tylko nie daj się ponieść za bardzo. Jeśli użyjesz shikai…
Wiem.
– Na co czekasz? – ponagliła ją Kazumi. – Ja mam zaatakować
pierwsza? W porządku – dodała i nie zwlekając dłużej, ruszyła w stronę
dziewczyny, wyciągając katanę.
Jednak młoda Tomori była na to przygotowana. Całkowicie spodziewała się, że
Kuchiki ruszy z szarżą. Doskonale znała styl kuzynki, a wiedząc, że nie poznała
ona jeszcze imienia zampakuto, nie musiała obawiać się aż tak ataku z
zaskoczenia.
Z drugiej strony Kazumi była świetne w szermierce i Itsuko nie była pewna, czy
da sobie z nią radę. Nigdy wcześniej nie walczyły na poważnie.
Raz za razem wymieniały uderzenia. Ataki Kazumi były szybkie i precyzyjne,
jednak Itsuko była bardzo zwinna. Może nawet odrobinę bardziej od niej, więc
nie pozostawała w tyle. Jedyną różnicą była siła fizyczna. Ciosy Kazumi były
ciężkie i z każdym blokiem, Itsuko czuła falę uderzeniową w całych rękach.
W końcu musiała coś zrobić. Ręce bolały ją coraz bardziej, a to groziło
przewagą młodej Kuchiki. Toteż Itsuko odbiła kolejny atak na tyle, by Kazumi
cofnęła się o krok. Tymczasem ona prześlizgnęła się po ziemi między jej nogami.
– Droga wiązania nr 4. Hainawa!
Jednak Kazumi zdążyła uskoczyć i zniknęła w shunpo. Pojawiła się tuż za Itsuko,
ale ta jakby odgadnąwszy jej zamiar, obróciła się, parując cios. Przez chwilę znowu
wymieniały ataki, kiedy Kazumi zrobiła ten sam manewr, co podczas walki z
Byakuyą.
Tym razem to Itsuko zniknęła w shunpo, uciekając na drugi koniec areny.
Potrzebowała zwiększyć między nimi dystans. Nie było sensu bardziej tego
przeciągać, inaczej zadziała to na jej niekorzyść.
– Rozkwitnij, Enshoku! – krzyknęła Tomori. – Senbon Shibara!
Przed nią pojawiła się ściana czerwonych róż, jednak zamiast łodyg miały one
trójkątne ostrza. A były ich tysiące, jeśli nie więcej. Kazumi skojarzyło się
to z Senbonzakurą i otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia, gdy ostrza
poszybowały w jej stronę.
W ostatniej chwili odzyskała rezon:
– Droga zniszczenia nr 73! Soren Sokatsui!
Potężna moc podwójnego Sokatsui zdołała przebić się przez ścianę ostrzy i
Kazumi ruszyła prosto na zaskoczoną Itsuko. Nikt nie spodziewał się, że młoda
Kuchiki opanuje tak potężne kido. Nawet jeśli tylko to jedno.
Zniknęła w shunpo i w ułamku sekundy znalazła się przy Itsuko z kataną przy jej
gardle.
– Remis! – obwieściła Yoruichi.
– Co? – jęknęła Kazumi, nie dowierzając w to, co słyszy.
Dopiero gdy spojrzała na Shihoin, zobaczyła, że Soren Sokatsui nie zdołało
zniszczyć wszystkich ostrzy, które zgodnie z wolą Itsuko podążyły za nią. Gdyby
Tomori ich w porę nie zatrzymała, podziurawiłyby plecy Kazumi jak sito.
– Gratuluję, Kazumi – zaszczebiotała Itsuko. – Udało nam się.
Wyciągnęła do kuzynki rękę. Kuchiki odwzajemniła gest i również ją uściskała.
Zrobiła to jednak z pewnym zawahaniem. Remis ani trochę jej nie zadowalał.
– Ja tobie też gratuluję, Itsu.
Wszyscy byli zaskoczeni takim rozwojem wydarzeń. Gdy Kazumi użyła Soren
Sokatsui, wszyscy byli pewni, że zwycięży. W końcu udało jej się użyć
demonicznej magii na bardzo wysokim poziomie, a jednak Itsuko wciąż miała coś w
zanadrzu.
Byakuya także zdawał się niedowierzać własnym oczom. Tylko przez chwilę
wyglądał na zdziwionego, ale Corrien widziała w jego oczach szczere
zaskoczenie. Nie wiedziała tylko, czy było ono spowodowane tym, że Kazumi wcale
nie wygrała, czy podziwem dla siły jej lub jej kuzynki. Ewentualnie mogło to
oznaczać ogólne uznanie dla obu dziewczyn albo coś jeszcze innego.
– Rany! – zawył Renji. – Widziałeś to, kapitanie?
– Widziałem.
– Musi pan być dumny z Kazumi – stwierdziła Corrien. – To była naprawdę
wspaniała walka. Ja w jej wieku mogłam jedynie pomarzyć o Soren Sokatsui.
– To była dobra walka – powiedział z powagą Byakuya.
– Czasami mam wątpliwości, która tak naprawdę jest córką Setsu – mruknął
pod nosem Abarai. – Obie mają czerwone oczy i to drapieżne spojrzenie.
– Są kuzynkami – przypomniał beznamiętnie Kuchiki. – Nic dziwnego, że są
podobne, skoro Setsuko i Shigeru to rodzeństwo.
– Wiem, ale…
– Oj, Renji. Nie wygłupiaj się – roześmiała się Corrie. – Nie drażnij kapitana,
choć rozumiem twoje zaskoczenie, też jestem pod ogromnym wrażeniem tej walki oraz zdolnościu obu dziewczyn.
– To patrz, bo za chwilę walczył będzie Shun – pochwalił się Renji, dumnie
wypinając pierś. – Sam przygotowywałem go do tej walki, więc na pewno wygra.
Corrien miała wrażenie, że te przechwałki nie skończą się dobrze, ale nic nie
powiedziała. A im bliżej walki Shuna tym było tylko gorzej. Komentarze i
przechwałki Renjiego nie miały końca. Przynajmniej nie dopóki Byakuya nie
usadził go zdenerwowany zachowaniem swojego zastępcy i nie przeprosił kapitana
Kiry.
Przeciwnikiem młodego Abaraia był nie kto inny jak jego przyjaciółka, Ayane.
Młodzi stanęli naprzeciw siebie i życzyli sobie powodzenia.
– Niech zwycięży najlepszy – powiedziała Yoruichi, schodząc z areny.
Dwójka młodych shinigami przez chwilę wymieniała się ciosami. Panowała grobowa
cisza i jedyne, co dało się słyszeć, to obijający się o siebie metal. Shun
jednak nie wytrzymał długo i aktywował shikai:
– Zniszcz, Akuryo! Aisu Hari!
Sądził, że lodowe igły wszystko załatwią, zdobywając dla niego łatwe
zwycięstwo. Jednak nie wziął pod uwagę, że Ayane dobrze znała zarówno jego
zdolność jak i temperament. Już dawno przewidziała ten ruch i zaplanowała, jak
się bronić.
– Rozetnij, Nikishi Kenshi! Shin no kusari!
Jej zampakuto zmieniło formę upodabniając się odrobinę do broni Shuheia. Choć
były to dwa proste ostrza, jedynie połączone łańcuchem. Niemniej świetnie
nadawały się do obrony przed lodowymi igłami Shuna. Ayane chwyciła łańcuch w
połowie długości i w porę rozbujała drugie ostrze, które wirując szybko,
stworzyło samoistnie tarczę. W starciu z nią lodowe igły nie miały szans.
Kiedy atak Abaraia skończył się, szybko zarzuciła łańcuchem, który owinął się
wokół kostki chłopaka i gdy go pociągnęła, Shun runął jak długi.
Renji wyglądał, jakby ktoś odbił mu Rukię, gdy ogłoszono zwycięstwo Ayane.
Natomiast Rukia przeciągnęła dłonią po twarzy. Zażenowana raczej zachowaniem
małżonka, aniżeli przegraną syna. Rozbawiony Juushiro położył dłoń na jej
ramieniu, mówiąc:
– Shun świetnie sobie poradził.
– To nie o Shuna się martwię – mruknęła Kuchiki. – Tylko o Renjiego…
Jednym z ostatnich pojedynków był ten z udziałem Shiraia i jakiegoś chłopaka z
grupy drugiej, którzy przyjaźnił się z Osamu. Nie był specjalnie bystry, więc
średnio radził sobie z przedmiotem Bris. Z szermierki był raczej przeciętny.
Był duży i silny, a przy tym nie aż tak wolny, więc stanowił spory problem dla
swoich przeciwników, nawet jeśli jego technika nie była zbyt wybitna. Jednak
jako jeden z pierwszych ze swojej grupy poznał imię duszy miecza.
I choć Setsuko nigdy nie widziała jego shikai, słyszała od innych nauczycieli
coś o ogromnym toporze. Podejrzewała, więc że on także przykuje uwagę Madarame
i Zarakiego.
Shirai wychodząc na arenę, wciąż trzymał ręce w kieszeniach. Katanę przypiętą miał
z boku. Obrzucił groźnym spojrzeniem widownie, a potem swojego przeciwnika,
który równy był mu wzrostem i jeszcze szerszy w barach.
– Kolejny pojedynek – oznajmiła Shihoin. – Inukami Shirai kontra Harada Subaru!
Przez chwilę stali siłując się na spojrzenia, a potem na reiatsu. Shirai nie
miał wątpliwości, że jego oponent ma spore pokłady energii. Po prostu to czuł.
Jednak w tej kwestii nie pozostawał w tyle. W końcu jego ojcem był sam król.
Szkoda tylko, że Ivreli nie było na widowni. Nie, żeby mu jakoś strasznie
zależało, ale myślał, że przynajmniej tego dnia pojawi się, żeby zobaczyć
walkę.
Wywrócił oczami i odchrząknął. W sumie cudów się nie spodziewał. Za to bez
wątpienia dopingowała go Setsuko. Siedziała wpatrując się w niego, zaciskając
dłonie na barierce. Tak samo jak podczas walki Kazumi.
Jeszcze przed walką rozmawiała z nim, upewniając się, czy wszystko w porządku.
Przypominała mu, żeby pod żadnym pozorem nie używał zampakuto, ani tym bardziej
cero, które przecież już opanował. Sonido było w porządku, bo wyglądało jak
shunpo shinigami.
Nie wspomniała nic o kagune, choć Shirai podejrzewał, że tego też nie ma
używać. Niby wszyscy wiedzieli, kim jest, ale zaraz ktoś by się dowalił, że oszukuje
albo co. On zaś do znudzenia kiwał głową. W efekcie został mu jedynie sam miecz
przeciwko tęgiemu kolesiowi z shikai.
Skąd to wiedział? A dlatego, że jego przeciwnik choć nie wyglądało, żeby miał
zaatakować pierwszy, zdążył już uwolnić formę miecza, zmieniając go w ogromny
topór, niczym krasnolud z opowieści Tolkiena. Czy czegoś, bo Shirai nie słuchał
zbytnio, gdy rozmawiali o ziemskiej literaturze.
– Nie waż mi się przegrać! – wydarła się jakaś kobieta na końcu widowni, która
skakała nerwowo gdzieś w ostatnim rzędzie, próbując coś zobaczyć. – Rozumiesz!
Shirai! Masz to wygrać!
Bez wątpienia była to Ivrela.
– Khe! Mógłbym go pokonać gołymi rękami – warknął Shirai. Niezbyt głośno, by
nikt z widowni go nie słyszał. Nie miał jednak wątpliwości, że przekaz dotrze
do kobiety. W końcu była ghoulem. – Tylko patrz.
– Długo jeszcze? – zapytał zniecierpliwiony Subaru.
– Już nie – prychnął Shirai, szczerząc zęby w drapieżnym uśmiechu. Użył sonido
i w mgnieniu oka znalazł się tuż przed chłopakiem, uderzając go z całej siły z
łokcia w żebra. Tamten poleciał kilka metrów, a Shirai skrzywił się. – Jeszcze
za słabo – mruknął sam do siebie, wyłamując sobie palce i szykując się do
kolejnego ataku.
W tym czasie jego przeciwnik wstał i ruszył na niego. Shirai bez problemu
wyminął ostrze i tym razem celował w nerki, powalając go na ziemię. Rozgniewany
Subaru przystąpił do ofensywy, wymachując ogromnym toporem, jakby ten zupełnie
nic nie ważył.
– Użyj miecza do cholery! – krzyknęła Setsuko, obawiając się, że chłopaka
poniesie.
– Tch!
Cero źle, zampakuto źle, walka wręcz jeszcze gorzej. Rozumiał obawy kobiety.
Przez te wszystkie lata wystarczająco dużo nakładła mu do głowy, żeby znał
różnicę między zdolnościami arrancarów, a w szczególności swojego ojca od
normalnych shinigami. Tylko że on nie był shinigami i czasami dość miał
udawania.
Mimo tego wziął głęboki oddech. Shinigami też praktykowali walkę wręcz. Jednak
Hakuda wyglądała dużo inaczej niż jego zwykłe, raczkujące w porównaniu do
Grimmjowa Sierro.
Chwycił katanę i to nią odbijał kolejne ataki Harady. Gdy uznał, że chłopak już
się trochę wymęczył, spuścił na niego deszcz ciosów. Każdy kolejny potężniejszy
od poprzedniego.
Tamten próbował się bronić i wtedy ten jeden raz Shirai pozwolił sobie chwycić
za ostrze. Nie zraniło go. Nie było w stanie, choć kosztowało go to sporo
uwagi. Z pomocą katany udało mu się pozbawić przeciwnika broni, przyszpilając
go do ziemi i tym samym zwyciężając pojedynek.
A tu Ci wiszę komentarz. Jest Corrie, więc ja się pod nosem uśmiecham. Jednak ważniejsze są pojedynki. Walka Kazumi z Itsuko bardzo mi się podobała, zresztą też była najlepiej opisana. Zaskoczył mnie remis, ale myślę, że to całkiem niezłe zagranie w tym momencie.
OdpowiedzUsuńShun wdaje się w swojego ojca. Pamiętając, że Renji musiał mocno oberwać, żeby wreszcie zacząć myśleć, trochę się martwię. A wiemy, że Abarai czasami nadal robi z siebie błazna.
Shirai... Lubię tego chłopaka i czekam z niecierpliwością na jego karierę w Szóstce. Będzie ciekawie.
Pozdrawiam