Obserwatorzy

Rumours


poniedziałek, 4 lutego 2019

Chapter 22 ~ The end is just a beginning

            Po ostatniej walce część widzów zaczęła kierować się do domów lub wracać do obowiązków. Byakuya też zamierzał to uczynić, ale zanim zdążył się obejrzeć, Renji przepadł. Corrie rzuciła mu przepraszające spojrzenie. Nie dała rady upilnować przyjaciela, który zapewne poszedł podnieść na duchu swojego syna.
            Z tej okazji skorzystała Kazumi, która ze spuszczoną głową podeszła do swojego ojca i Shiroyamy. Jednak nie odezwała się ani słowem i Corrie zrobiło się jej żal, bo wyglądała jakby czekała na jakąś karę.
            – Gratuluję, Kazumi – odezwała się trzecia oficer. – Świetnie ci..
            – Przepraszam! – przerwała jej dziewczyna. – Przepraszam, tato… Nie udało mi się wygrać, pomimo tego, że poświęciłeś czas, by pomóc mi opanować Soren Sokatsui. I gdyby nie ono pewnie przegrałabym z kretesem. – Kuchiki milczał, a wyraz jego twarzy jak zwykle niewiele mówił. – Wiem, że powinnam była wygrać. Zawiodłam.
            – Rozumiem – odparł chłodno Kuchiki, choć Corrie śmiała twierdzić, że wcale nie był rozczarowany jak to się wydawało jego córce. – Tak uważasz?
            – A ty nie? Jestem twoją córką, a ty jesteś jednym z najsilniejszych kapitanów Gotei 13. To chyba oczywiste, że powinnam.
            – Kapitanem jestem ja, a nie ty – mruknął ponuro Kuchiki.
            Twarz Kazumi rozjaśniła się nieco i dziewczyna pokiwała głową. Shiroyama nie do końca rozumiała, co się właśnie wydarzyło. Spoglądała to na swojego kapitana to na jego córkę. Podejrzewała jednak, że w jakiś pokrętny sposób przekazał córce, że jest z niej dumny i to się liczyło.
            – Świetnie ci poszło, Kazumi – powiedziała, gdy dziewczyna wreszcie na nią spojrzała.
            – Dziękuję, Corrie.
            – Byłam pod ogromnym wrażeniem twojej walki.
            – Nie… Nie było aż tak dobrze, ale… – Kazumi spojrzała na ojca, który zdawał się już nie zwracać na nią uwagi. – Mogło być gorzej, nie?
            – Zdecydowanie.
            – Kazumi! – zawołała ją uradowana Setsuko. – Witaj, Corrie – zwróciła się do Shiroyamy, a potem znów do córki. – Moje gratulacje, to była wspaniała walka. Jestem z ciebie dumna.
            Po tych słowach, przytuliła dziewczynę.
            – Oczywiście – prychnęła Kazumi, wywracając oczami. – Czego się spodziewałaś?
            – Wiedziałam, że sobie poradzisz.
            – Jasne – skwitowała i rzuciła na odchodne: – Pa. Idę pogadać z Ayane i Shunem.
            Setsuko dłuższą chwilę wpatrywała się w plecy córki, w końcu odwróciła się do męża, który akurat próbował przywołać Renjiego spojrzeniem do porządku. Jego porucznik nie posiadał się z radości, tuląc do siebie poirytowaną żonę i rozczarowanego przegraną syna.
            – To chyba trochę mu zajmie – stwierdziła rozbawiona Setsuko. – Odpuść mu tym razem –poprosiła. – Niech się trochę nacieszy. Pomimo tego, że Shun przegrał walkę, ukończył akademię z bardzo dobrym wynikiem. Same pojedynki to tylko show. Wisienka na torcie i odrobina rozrywki dla shinigami oraz dusz z Rukongai.
            Kuchiki westchnął.
            – Jeśli nie zjawi się niebawem, czeka go kara – rzekł tylko.
            – Zatem… Powinniśmy iść? – zapytała Corrien. – A może mam poczekać i upewnić się, że Renji wróci razem ze mną?
            – Nie. Idziemy.
            – Dobrze. Do widzenia, Setsuko.
            – Do zobaczenia, Corrie – odpowiedziała kobieta. – Widzimy się w domu, kochanie – dodała, ale Byakuya już jej nie odpowiedział. – Buc.
            – Setsuko – usłyszała, zanim zdążyła powrócić do reszty nauczycieli Shino. – To była wspaniała walka. Twoja córka to doprawdy utalentowana shinigami. Zresztą obydwie dziewczyny wykazały się niezwykłymi umiejętnościami.
            – Dziadku! – Kobieta uśmiechnęła się do głównodowodzącego.
            – Jestem pod ogromnym wrażeniem, choć powinienem był się tego spodziewać.

***

            Zanim Kazumi zdążyła dołączyć do swoich przyjaciół, ktoś wezwał jej imię. Zaskoczona spojrzała w tamtym kierunku, by zobaczyć Toshiro uśmiechającego się do niej ciepło. Obok niego nie było Rangiku, która najpewniej poszła porozmawiać z bliźniakami.
            – Moje gratulacje – oznajmił mężczyzna. – Jestem pod ogromnym wrażeniem. Świetnie ci poszło.
            – Ale nie wygrałam.
            – Nie zawsze chodzi o zwycięstwo. Tym razem liczyły się zaprezentowane umiejętności.
            – Czy to znaczy, że znajdzie się dla mnie w miejsce w twoim oddziale? – zapytała z nadzieją Kazumi. – To znaczy… W pańskim oddziale, kapitanie… – poprawiła się.
            – Dziś jeszcze możesz mi mówić po imieniu – zaśmiał się Toshiro. – Tak. Będę z radością oczekiwał cię jutro w swoim biurze, gdy pojawisz się z podaniem.
            – Dziękuję.
            – Do zobaczenia, Kazumi.
            Nie wiedziała, czy się śmiać, czy płakać. Jej największe marzenie właśnie miało się spełnić. Będzie mogła zostać shinigami z oddziału dziesiątego i być blisko Toshiro. Zarazem miał to być największy koszmar, bo od teraz nie będzie już jego przyjaciółką, a jedynie podwładną.
            Targana różnymi uczuciami, patrzyła, jak kapitan Dziesiątki odchodzi nawet nie oglądając się za siebie. Nawet jeśli z powodu pracy pojawi się między nimi mur nie do przebycia, nie zamierzała się wycofywać. Będzie trwać przy nim i wspierać go.


***

            Siedziała gdzieś na murku. Gdzieś, bo sama już nie wiedziała. Przez łzy wszystko było zamazane i rozmyte, więc nie umiała zidentyfikować miejsca, a ostatnią godzinę spędziła błądząc bez celu. Byle jak najdalej od Jedenastki.
            Jej podanie do oddziału zostało odrzucone na wejściu i nawet wstawiennictwo Yachiru nie pomogło. Zaraki nie chciał żadnych dziewczyn, bo nastolatki to utrapienie. Tłumaczyła, prosiła, ale bezskutecznie.
            Gdy wychodziła, Yachiru próbowała ją pocieszać, ale zbyła ją, mówiąc, że wszystko gra. Wcale nie grało. Nic nie grało. Nie dostała się do oddziału, na którym jej zależało i nie bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić. Wszystko wydawało się jakieś bezsensu.
            – Ayane? – na dźwięk znajomego głosu, ukryła twarz w dłoniach, by nikt nie widział, jak płacze. – Ayane, co się stało?
            – Nic.
            – Przecież widzę.
            Nad nią stał Hiroya zaniepokojony łzami dziewczyny. Już z daleka widział, że coś jest nie tak. A że znali się od dziecka, nie mógł przejść obojętnie. Usiadł obok niej i położył dłoń na jej ramieniu w geście pocieszenia.
            – Chcę zostać sama – wymamrotała Hisagi, ale głos jej się załamywał. – Nic mi nie będzie.
            – Wiem, że nie. Jesteś bardzo silną dziewczyną – odparł Hiroya i uśmiechnął się, mimo że nie mogła tego zobaczyć. – Ale to nie znaczy, że zostawię cię samą.
            – Proszę, idź sobie.
            Bez trudu można było zgadnąć, co się wydarzyło. Hiroya dobrze wiedział, że rozpoczął się aktywny czas składania podań do oddziałów. Wiedział też, że Ayane chciała dostać się do Jedenastki, gdzie jej szanse były raczej niewielkie. Nie mógł jej tak zostawić.
            – Chodź! – powiedział, łapiąc ją za rękę.
            – Gdzie? – przeraziła się Ayane. – Nigdzie nie idę.
            – Nie możesz tak płakać cały dzień. Idziemy.
            – Ale dokąd?
            – Rozerwać się – oznajmił wesoło chłopak. – Pójdziemy zjeść coś dobrego, a potem na lody. Będziemy jeść same dobre rzeczy, aż poczujesz się lepiej.
            – Nie, Hiroya – protestowała Ayane, pochlipując cicho.
            Chłopak zatrzymał się na chwilę i otarł łzy z jej policzków. Był od niej dwa lata młodszy i dobre kilka centymetrów niższy. Mimo to był wysoki jak na swój wiek. Zapewne po ojcu. A więc i silny. Nie dała rady stawić mu oporu, gdy pociągnął ją za sobą, ale nawet przez chwilę uścisk na jej ręce nie był bolesny.
            Nigdy do końca nie uważała go za przyjaciela. Był po prostu młodszym bratem jej przyjaciółki. Kolegą. Najwyraźniej jednak nie doceniła go, bo stanął na wysokości zadania, pokazując, że faktycznie jest przyjacielem. I to bardzo dobrym oraz troskliwym.
            – No chodź – ponaglił ją chłopak, a ona skinęła głową.
            – Dziękuję…
            Tego dnia przegonił ją po całym Seireitei. Być może chciał ją wymęczyć, żeby nie miała już siły na myślenie o porażce, którą we własnym mniemaniu odniosła.
            Zaczęli od obiadu, jako że zbliżała się ta pora, a Hiroya trafnie odgadł, że Ayane nic od rana nie jadła. Nie była w stanie przełknąć ani kęsa, denerwując się wyprawą do oddziału jedenastego i słusznie, jak się okazało.
            Rozmawiali o błahych sprawach takich jak pogoda. Nic, co mogłoby kojarzyć się Ayane z oddziałem jedenastym. Jednak nie było to łatwe. Nawet gdy dyskutowali, która lodziarnia jest najlepsza, do oczu dziewczyny i tak napływały łzy. Dzielnie walczyła, żeby je powstrzymać, ale nie było wątpliwości, że myśl o porażce powraca do niej raz za razem.
            – Przepraszam – wymamrotała Hisagi, ocierając łzy. – Tak bardzo starasz się mnie pocieszyć, a ja…
            – Nic nie szkodzi – odpowiedział Hiroya i uśmiechnął się ciepło. – Jest ci przykro, to całkowicie zrozumiałe. Jednak nie powinnaś tego traktować jak porażki. To strata kapitana, że nie chce w swoich szeregach takiej wspaniałej shinigami – stwierdził stanowczo. – Znajdziesz inny oddział, taki, w którym docenią ciebie i twoje umiejętności.
            – Ja już sama nie wiem, gdzie mam pójść.
            – Wybór masz spory!
            – Tak, ale w sumie nigdzie się nie widzę.
            – Zawsze możesz iść z Kazumi i Shunem do dziesiątki – podsunął chłopak. – Przecież zawsze byliście razem.
            – Wiem, ale szczerze mówiąc… Nie wiem, czy chcę – wyznała Ayane, a Hiroya spojrzał na nią zaskoczony. – Przyjaźnimy się i Kazumi jest dla mnie ważna, ale nie chcę podążać za nią jak Shun. Chcę znaleźć własną drogę… Nie chcę iść do oddziału taty, ani tam gdzie mama. Chciałam iść do Trójki, ale już sama nie wiem. Co jak tam też mnie nie przyjmą?
            – Żartujesz sobie?
            – Słyszałam, że kapitan Kurogane nie planuje w tym roku przyjmować nowych shinigami. I w sumie stąd zrodził się pomysł, żeby spróbować do oddziału jedenastego. Bo to by było coś.
            – Naprawdę? – zdziwił się Kuchiki. – Spróbuj! Co ci szkodzi? A nóż jednak cię przyjmą.
            – Jasne… Zwłaszcza jeśli nikogo nie chcą przyjąć, akurat mnie się uda – sarknęła Ayane, wywracając oczami. – Naprawdę w to wierzysz?
            – A czemu nie? Nigdy nie wiesz!
            – Zazdroszczę ci tego optymizmu.
            – Tak mówisz, bo masz akurat gorszy dzień – stwierdził chłopak i po chwili namysłu dodał: – Poza tym co ci szkodzi spróbować?
            – Dobrze. Niech ci będzie, zaniosę podanie do Trójki, ale i tak muszę pomyśleć nad jakimś innym oddziałem, bo cudów się nie spodziewam.
            – Cuda czasem się zdarzają. Musisz w nie tylko uwierzyć.


***


            – Ayane! Dostałaś się?! – krzyknęła Kazumi na widok swojej przyjaciółki. – Ouuu... Co się stało?
            – Nie dostałam się.
            – Chodź do mnie – powiedziała, obejmując przyjaciółkę. – Tak mi przykro.
            – Nie... W porządku.
            – Jeśli chcesz się wypłakać...
            – Nie, nie. Już mi lepiej – oznajmiła Ayane i uśmiechnęła się niemrawo. – Właściwie zdążyłam się już wypłakać, rozmawiając z twoim bratem. Jest bardziej dojrzały niż sądziłam.
            – Co? Wypłakiwałaś się młodemu?
            – Tak wyszło. Spotkałam go przy wyjściu z Jedenastki i... Próbował mnie jakoś pocieszyć.
            – Oh. My. God! Ten dzieciak. Osz ty. Co za. Oszukiwał mnie cały ten czas – stwierdziła Kazumi. Wyglądała na wstrząśniętą. – Co za mała kanalia.
            – Co? O czym ty mówisz.
            – Niech ja go dorwę. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz