Obserwatorzy

Rumours


piątek, 4 stycznia 2019

Chapter 20 ~ Brightness and darkness

            Tylko nieliczni kadeci z rocznika 1147 akademii Shino nie zaliczyli wcześniejszych etapów. Jednak z grupy pierwszej, wszyscy poradzili sobie bardzo dobrze. Jak przystało na dzieci wysoko postawionych shinigami, które ciężko pracowały na to, by być tam, gdzie właśnie się znajdowały.
            Pojedynki, które miały mieć miejsce tego dnia nie miały już wpływu na oceny, ale na pewno na to, czy młodzi shinigami zwrócą na siebie uwagę dowódców Gotei 13. Poza nimi na widowni zasiadali też rodzice i znajomi. Każdy, kto chciał, mógł obejrzeć widowisko.
            W większości przypadków tylko kapitan ze swoim zastępcą szedł zobaczyć walki, jednak Byakuya zdecydował się zabrać ze sobą także Corrie. Nie narzekała, bo miała nadzieję, że uda jej się zobaczyć z Kirą, choć nie rozumiała decyzji swojego kapitana.
            W końcu Renji musiał iść, a w dodatku jego syn również miał brać udział w walkach, ale ona? Czyżby Kuchiki chciał się pochwalić swoją córką? Przyszło jej to do głowy, a z drugiej strony beznamiętny ton głosu Byakuyi i brak jakiegokolwiek podekscytowania na wspomnienie o pojedynkach, zbiły ją z tropu.
            Grzecznie szła obok Renjiego, podążając za Kuchikim. Zajęli miejsca obok niego na widowni. Corrie po jego lewej, Abarai po prawej. Wokół zbierali się także inni shinigami. Gdzieś w oddali widziała Zarakiego w towarzystwie Yachiru. Dalej Kurogane Kazumę w towarzystwie swojego porucznika Fukuoki, pozostawiając oddział pod opieką trzeciego oficera – Jiro – ku nieszczęściu porucznik Jedenastki.
            – Ach! Ale się denerwuję – marudził Renji, wychylając się w stronę Corrie za plecami ich dowódcy. – Mój syn będzie dzisiaj walczył.
            – Wiem, Renji. Przypominasz mi o tym od miesiąca – odparła rozbawiona Shiroyama i wytknęła do niego język. – Zresztą nie tylko on, Kazumi także. Prawda, kapitanie?
            Nie uzyskała odpowiedzi.
            – Nie denerwujesz się, kapitanie? – zapytał Renji. – Bo ja mam wrażenie, że osiwieję dzisiaj.
            – Nie, to tylko formalność – odparł chłodno Kuchiki, – Oczywiście, że Kazumi świetnie sobie poradzi – dodał nieco ciszej. – Przyszedłem zobaczyć innych kadetów, tych którzy będą aplikować do oddziału.
            Corrie uśmiechnęła się na tą uwagę, lecz szybko spoważniała pod naporem spojrzenia Kuchikiego. Skupiła się na szukaniu wzrokiem Kiry. Jako kapitan piątego oddziału musiał się pojawić. W dodatku w towarzystwie Momo.
            Shiroyama lubiła Hinamori. Bardzo szybko się zaprzyjaźniły. Jednak nie była do końca zadowolona z jej pracy z Izuru przez wzgląd na ich dawne relacje. Na co dzień starała się tego nie okazywać, ale teraz na myśl, że Izuru usiądzie gdzieś z Momo, zamiast z nią, nieco ją drażniło. Jednak nie było po nich śladu.
            Zamiast tego udało jej się zobaczyć Sui–Feng w towarzystwie swojej – już nie tak nowej – zastępczyni będącej także żoną jej przyjaciela, Shuheia. Usiadły one nieopodal honorowego miejsca zarezerwowanego dla Kapitana Głównodowodzącego i asystującego mu Ayasegawie.
            Widziała też kapitan Unohane wraz z Isane, które rozmawiały właśnie z Juushiro Ukitake, oraz jego vice kapitan Rukią, która właśnie patrzyła w ich stronę machając do Corrie, bo Renji akurat nie zwracał na nią uwagi.
            – Psst, Renji – szepnęła Shiroyama, ciągnąc go za rękaw. – Rukia do nas macha.
            Abarai obrócił się jak poparzony, rozpychając się na swoim miejscu.
            – Renji – powiedział spokojnie Byakuya, choć można było wyczuć nutę groźby.
            – Przepraszam… Nie mogłem się powstrzymać.
            Obok Rukii siedział także Shigeru pełniący funkcję trzeciego oficera Trzynastki. Zapewne żałował, że Bris nie mogła być tam z nim. Jej miejsce, tak samo jak Setsuko, było w innym miejscu w loży zarezerwowanej dla nauczycieli Shino. Najważniejsze, że poczciwy Juusihiro pozwolił mu obejrzeć walkę córki.
            Nieco niżej Corrie dostrzegła Ikkaku i Ibę maszerujących dumnie po schodach w kierunku Zarakiego. Nie była zdziwiona tym faktem. Madarame bardzo długo nie chciał przystać na objęcie stanowiska kapitańskiego, przyrzekając wierność swojemu przywódcy. Zgodził się jednak po namowach wielu osób. Nawet on zdawał sobie sprawę z tego, że Gotei 13 musi odbudować swoją strukturę, mocno nadszarpniętą podczas wojny z Aizenem. A Iba stanął na wysokości zadania, wspierając swojego przyjaciela i kapitana w jego obowiązkach.
            Toshiro wraz z Rangiku pojawił się bardzo wcześnie i zajął miejsca najbliżej loży Shino, zapewne by mieć dobry widok na toczące się walki. Corrie pomachała nieśmiało do rudej porucznik, gdy ta akurat patrzyła w jej stronę. Odpowiedziała tym samym gestem, uśmiechając się szeroko. Nie tylko do niej, ale też do zdenerwowanego Renjiego.
            Na końcu zjawili się kapitanowie ósmego i dziewiątego oddziału, a więc Kyouraku i Ichimaru poganiani delikatnie przez Nanao i Hisagiego, zniecierpliwionych ociąganiem się przełożonych. Brakowało jeszcze Urahary ze swoją porucznik oraz głównodowodzącego, jednak nikt nie miał wątpliwości, że zjawi się on na czas.
            – Witam, kapitanie Kuchiki – usłyszeli za plecami i Corrie aż podskoczyła. – Witaj, Renji. Corrie… – Izuru uraczył ją dłuższym spojrzeniem, niż pozostałą dwójkę i uśmiechnął się ciepło.
            Momo zaś ukłoniła się w kierunku Byakuyi, a do Renjiego i Corrie skinęła głową.
            – Dzień dobry – przywitała się grzecznie Shiroyama, nie mając odwagi na spoufalanie się z Kirą przy swoim kapitanie, choć większość osób z jej otoczenia wiedziała już o ich związku.
            W końcu przybył i głównodowodzący. Wszyscy czekali w napięciu na rozpoczęcie wydarzenia. Tym kierowała Yoruichi ucząca kadetów podstaw Hakudy. Powitała wszystkich gości z Gotei 13, kadrę nauczycielską Shino i resztę przybyłych.
            Wszystkiemu przyglądała się Setsuko, siedząca na samym brzegu loży. Chciała mieć łatwy dostęp do swoich uczniów, by w razie czego dodać im otuchy. Znali już kolejność pojedynków. Dotychczas poradzili sobie świetnie. Ci, którzy byli gdzieś na końcu listy, siedzieli na widowni, wcześniejsi przygotowywali się do pojedynków.
            Pierwszy z pojedynków toczył się pomiędzy Ichimaru Mitsuko i Koenji Osamu z grupy drugiej z ich rocznika. Setsuko doskonale pamiętała tego delikwenta, bo to on wszczynał bójkę z jej ukochaną córką. Dała mu wtedy porządną nauczkę i już później nie słyszała, by sprawiał jakieś problemy. Poza tym bardzo dobrze się uczył, więc była naprawdę ciekawa, jak rozwinie się ta walka.
             Młodzi shinigami stali naprzeciw siebie na środku wyznaczonego do walki terenu, otoczeni przez ogromną, wiwatującą widownię. W końcu poza okazją na zaprezentowanie zdolności, było to też wydarzenie dla mieszkańców Seireitei. Coś w rodzaju corocznego festiwalu z pokazami walk.
            – Gotowi? – Na to pytanie oboje skinęli głowami. – W takim razie, zaczynamy! – oznajmiła i zniknęła, schodząc na bok.
            Cały czas jednak bacznie obserwowała pojedynek. To jej zadaniem było interweniować, gdyby sprawy zaszły za daleko. Walczący nie mieli się przecież pozabijać.
            Dziewczyna ani drgnęła. Wpatrywała się zimnym, nieobecnym wzrokiem w swojego przeciwnika, który na razie tylko czekał na jej ruch. Gdy znudziło mu się czekanie, zaatakował. Katany poszły w ruch, choć Mitsuko broniła się bez większego entuzjazmu.
            To sprawiało, że Setsuko przeszły dreszcze. Bliźniaki zawsze były dziwne, choć podczas zajęć zdawały się bardziej ożywione, niż tego dnia. Być może to sprawka stresu, a może sposób na wyprowadzenie przeciwnika z równowagi. Tego kobieta nie wiedziała, więc tym bardziej ciekawił ją rozwój wydarzeń.
            Jak bardzo te dzieci różniły się od swojej matki. Podczas gdy Rangiku była energiczna i pełna ekspresji, bliźniaki zdawały się skrywać wszystko w sobie. Nie mówiły dużo, a dla porównania Rangiku była straszną gadułą. Nie przypominały nawet aż tak swojego ojca. Setsuko dobrze go znała, w końcu przez wiele lat był jej kapitanem.
            Tymczasem Mitsuko zdawała się oszczędzać energię i zarazem próbować wymęczyć Osamu. Nie była to może zbyt widowiskowa walka, ale miało się wrażenie, że obie strony mają coś w zanadrzu.
            Koenji wzmógł starania, atakując coraz szybciej i celniej, spychając Mitsuki do defensywy. Wtedy uwolnił formę miecza, aktywując shikai. Jego katana zrobiła się ogromna, przybierając formę halabardy. Setsuko nie mogła oprzeć się wrażeniu, że Ikkaku pewnie oglądał teraz, wytężając wzrok, by zobaczyć, co będzie z tego młodego shinigami.    
            A bez wątpliwości był on świetnym szermierzem. Setsuko szkoliła go w tej dziedzinie od samego początku jego nauki w Shino. Nawet moment zmiany miecza wykorzystał, by wyprowadzić atak, gdy niespodziewanie jego zasięg się zwiększył.
            Powinien był trafić Mitsuko. Nikt nie miał, co do tego wątpliwości. Przez widownie przeszła fala szeptów. Jednak dziewczyna nie wyglądała na zranioną. Z tej odległości ciężko było stwierdzić, co się stało. Chyba tylko Yoruichi była wystarczająco blisko, by zobaczyć, że broń Osamu przeszła przez nią, jakby była duchem.
            Styl walki Osamu na pewno robił wrażenie na dowództwie Siódemki i Jedenastki. Byli to ludzie, którzy preferowali czystą siłę i jasne zasady. Mitsuko była tego zaprzeczeniem. Uśmiechnęła się do zdezorientowanego chłopaka i dla Setsuko stało się jasne, że zwyczajnie się nim bawiła.
            Ciężko było cokolwiek wyczytać z jej twarzy, ale tym razem, celowo pozwoliła się rozgryźć. Tryumfalny uśmiech nie zszedł z jej twarzy aż do końca. Zwodziła Osamu pozwalając mu się trafić, a jednak jakby nie do końca. Przetarł oczy raz i drugi. Przestał cokolwiek widzieć.
            – Co zrobiłaś? – zapytał, choć zachował zimną krew.
            Nikt nie wiedział, dlaczego chłopak po prostu stał w bezruchu. Mitsuko zdołała w jakiś sposób odebrać mu zmysł widzenia, ale on jak na szermierza przystało, nie polegał jedynie na wzroku. Nasłuchiwał. Czuł drżenie powietrza i zdołał zablokować cios i wyprowadzić swój. Jednak tym razem nikt nie miał wątpliwości, że dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu, niczym duch.
            Zaciekawiona Setsuko popatrzyła na siedzącego nieopodal Makoto. Bacznie obserwował całą walkę, zupełnie jakby sam brał w niej udział. I blondynka chyba nigdy nie widziała go tak skupionego. Zdziwiła się, gdy wstał i ruszył do wyjścia, bo była pewna, że będzie chciał zobaczyć pojedynek do końca.
            Mimowolnie podążyła za nim. Dogoniła go dopiero na dachu budynku. Stamtąd też mieli dobry widok na walkę, natomiast ciężko było dostrzec ich.
            – Makoto? – zawołała go. – Makoto, dobrze się czujesz?
            – Tak – odpowiedział, nie otwierając oczu.
            – Co robisz?
            – Ciii – wyszeptał. – Patrz, ciociu.
            – Makoto – powtórzyła Setsuko, marszcząc brwi. Wszystko wydawało jej się trochę podejrzane, ale chłopak nie zrobił nic złego.
            Tymczasem Mitsuko pojawiła się znikąd w innym miejscu niż zniknęła. Osamu odzyskał już wzrok i teraz patrzył groźnie na przeciwniczkę. Już chwilę później patrzył i na nią i na kolejne figury, które się pojawiały, a były to jej kopie. A przynajmniej tak mu się wydawało, że kopie.
            Setsuko także nie potrafiła stwierdzić, która Mitsuko jest prawdziwa, choć bez wątpienia tych fałszywych nie dało się zranić. Musiały to być zatem iluzje. W ten sposób Mitsuko mogła bawić się bardzo długo, ale uznała, że zaprezentowała już wystarczająco dużo. Miała jeszcze kilka asów w rękawie, ale wolała je zachować dla siebie. Gdy przystawiła katanę do gardła przeciwnika, ogłoszono jej wygraną.
            – Niesamowite – powiedziała z uznaniem Setsuko. – Wiesz, jak to zrobiła?
            – Oczywiście.
            – Powiesz mi?
            – No nie wiem. To tajemnica. Nawet rodzice o tym nie wiedzą.
            – Przecież nikomu nie powiem – stwierdziła spokojnie Setsuko. – Ale zrozumiem, jeśli nie będziesz chciał zdradzić mi tego sekretu.
            – Mitsuko mówi, że się zgadza – powiedział Makoto, a blondynka otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia.
            – Skąd wiesz?
            – Jest w naszym duchowym świecie. Mogę słyszeć jej głos.
            – Co masz na myśli?
            – Ja i Mitsuko mamy wspólny duchowy świat – wyszeptał konspiracyjnie chłopak. – Chociaż mamy oddzielne zampakuto. Moje włada światłem, a jej ciemnością, duchowy świat mamy wspólny. Przez to możemy mieszać nasze zdolności, żeby tworzyć iluzje, jak ta przed chwilą – wyjaśnił. – Jednak na tym etapie jest to trudne, więc musiałem się skupić w ciszy.
            – Niesamowite.
            – Ale proszę, nikomu o tym nie mówić.
            – Dobrze, obiecuję – przytaknęła Setsuko, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała.


1 komentarz:

  1. Wysłałaś mi rozdział akurat jak byłam w trakcie drogi do domu. Cholernie źle się czyta, jak trzeba uważać na tramwaj, przystanki i śliski chodnik. A jednak nie mogłam się doczekać, aż przeczytam całość.
    Fajnie, że jesteśmy już coraz bliżej Gotei i pojawiają się pozostali bohaterowie z obsady. I nie mówię tu o samej Corrie, chociaż mordka mi się cieszy na jej widok za każdym razem. Fajnie oddałaś to, w jaki sposób funkcjonuje dowództwo Szóstki. Że Byakuya im ufa, że powierza i dopuszcza do wielu rzeczy też swoją Trzecią Oficer, ale też nie do końca mówi jasno, czego od nich oczekuje. Bo tu można się zastanawiać, po co zabrał ze sobą Corrie, choć moją pierwszą myślą nie było, że żeby się pochwalić, ale żeby mogła zobaczyć nowe pokolenie, z którego kilka osób pewnie trafi pod jej dowództwo za niedługi czas. To w Byakuyi lubię, choć Corrie nie znosi, kiedy tak mówi nie wprost.
    Fajnie Ci ta scena walki wyszła. Jest napięcie, a nawet dynamizm. Do tego ciekawie odkrywa się, co dzieciaki mają do zaprezentowania, choć tak sobie myślę, że mieszanie zdolności Mitsuko z tymi brata jest odrobinę nie fair. Ale w prawdziwej walce wszystkie chwyty dozwolone, więc nie czepiam się bardzo.
    A, i przez chwilę miałam takiego zonka, bo kto, do cholery, jest porucznikiem Urahary? Nemu? Jakoś tego nie widzę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń