Tylko nieliczni kadeci z rocznika 1147 akademii Shino nie zaliczyli
wcześniejszych etapów. Jednak z grupy pierwszej, wszyscy poradzili sobie bardzo
dobrze. Jak przystało na dzieci wysoko postawionych shinigami, które ciężko
pracowały na to, by być tam, gdzie właśnie się znajdowały.
Pojedynki, które miały mieć miejsce tego dnia nie miały już wpływu na oceny,
ale na pewno na to, czy młodzi shinigami zwrócą na siebie uwagę dowódców Gotei
13. Poza nimi na widowni zasiadali też rodzice i znajomi. Każdy, kto chciał,
mógł obejrzeć widowisko.
W większości przypadków tylko kapitan ze swoim zastępcą szedł zobaczyć walki,
jednak Byakuya zdecydował się zabrać ze sobą także Corrie. Nie narzekała, bo
miała nadzieję, że uda jej się zobaczyć z Kirą, choć nie rozumiała decyzji
swojego kapitana.
W końcu Renji musiał iść, a w dodatku jego syn również miał brać udział w
walkach, ale ona? Czyżby Kuchiki chciał się pochwalić swoją córką? Przyszło jej
to do głowy, a z drugiej strony beznamiętny ton głosu Byakuyi i brak jakiegokolwiek
podekscytowania na wspomnienie o pojedynkach, zbiły ją z tropu.
Grzecznie szła obok Renjiego, podążając za Kuchikim. Zajęli miejsca obok niego
na widowni. Corrie po jego lewej, Abarai po prawej. Wokół zbierali się także
inni shinigami. Gdzieś w oddali widziała Zarakiego w towarzystwie Yachiru.
Dalej Kurogane Kazumę w towarzystwie swojego porucznika Fukuoki, pozostawiając
oddział pod opieką trzeciego oficera – Jiro – ku nieszczęściu porucznik
Jedenastki.
– Ach! Ale się denerwuję – marudził Renji, wychylając się w stronę Corrie za
plecami ich dowódcy. – Mój syn będzie dzisiaj walczył.
– Wiem, Renji. Przypominasz mi o tym od miesiąca – odparła rozbawiona Shiroyama
i wytknęła do niego język. – Zresztą nie tylko on, Kazumi także. Prawda,
kapitanie?
Nie uzyskała odpowiedzi.
– Nie denerwujesz się, kapitanie? – zapytał Renji. – Bo ja mam wrażenie, że
osiwieję dzisiaj.
– Nie, to tylko formalność – odparł chłodno Kuchiki, – Oczywiście, że Kazumi
świetnie sobie poradzi – dodał nieco ciszej. – Przyszedłem zobaczyć innych
kadetów, tych którzy będą aplikować do oddziału.
Corrie uśmiechnęła się na tą uwagę, lecz szybko spoważniała pod naporem
spojrzenia Kuchikiego. Skupiła się na szukaniu wzrokiem Kiry. Jako kapitan
piątego oddziału musiał się pojawić. W dodatku w towarzystwie Momo.
Shiroyama lubiła Hinamori. Bardzo szybko się zaprzyjaźniły. Jednak nie była do
końca zadowolona z jej pracy z Izuru przez wzgląd na ich dawne relacje. Na co
dzień starała się tego nie okazywać, ale teraz na myśl, że Izuru usiądzie
gdzieś z Momo, zamiast z nią, nieco ją drażniło. Jednak nie było po nich śladu.
Zamiast tego udało jej się zobaczyć Sui–Feng w towarzystwie swojej – już nie
tak nowej – zastępczyni będącej także żoną jej przyjaciela, Shuheia. Usiadły
one nieopodal honorowego miejsca zarezerwowanego dla Kapitana Głównodowodzącego
i asystującego mu Ayasegawie.
Widziała też kapitan Unohane wraz z Isane, które rozmawiały właśnie z Juushiro
Ukitake, oraz jego vice kapitan Rukią, która właśnie patrzyła w ich stronę
machając do Corrie, bo Renji akurat nie zwracał na nią uwagi.
– Psst, Renji – szepnęła Shiroyama, ciągnąc go za rękaw. – Rukia do nas macha.
Abarai obrócił się jak poparzony, rozpychając się na swoim miejscu.
– Renji – powiedział spokojnie Byakuya, choć można było wyczuć nutę groźby.
– Przepraszam… Nie mogłem się powstrzymać.
Obok Rukii siedział także Shigeru pełniący funkcję trzeciego oficera
Trzynastki. Zapewne żałował, że Bris nie mogła być tam z nim. Jej miejsce, tak
samo jak Setsuko, było w innym miejscu w loży zarezerwowanej dla nauczycieli
Shino. Najważniejsze, że poczciwy Juusihiro pozwolił mu obejrzeć walkę córki.
Nieco niżej Corrie dostrzegła Ikkaku i Ibę maszerujących dumnie po schodach w
kierunku Zarakiego. Nie była zdziwiona tym faktem. Madarame bardzo długo nie
chciał przystać na objęcie stanowiska kapitańskiego, przyrzekając wierność
swojemu przywódcy. Zgodził się jednak po namowach wielu osób. Nawet on zdawał
sobie sprawę z tego, że Gotei 13 musi odbudować swoją strukturę, mocno
nadszarpniętą podczas wojny z Aizenem. A Iba stanął na wysokości zadania,
wspierając swojego przyjaciela i kapitana w jego obowiązkach.
Toshiro wraz z Rangiku pojawił się bardzo wcześnie i zajął miejsca najbliżej
loży Shino, zapewne by mieć dobry widok na toczące się walki. Corrie pomachała
nieśmiało do rudej porucznik, gdy ta akurat patrzyła w jej stronę. Odpowiedziała
tym samym gestem, uśmiechając się szeroko. Nie tylko do niej, ale też do
zdenerwowanego Renjiego.
Na końcu zjawili się kapitanowie ósmego i dziewiątego oddziału, a więc Kyouraku
i Ichimaru poganiani delikatnie przez Nanao i Hisagiego, zniecierpliwionych
ociąganiem się przełożonych. Brakowało jeszcze Urahary ze swoją porucznik oraz
głównodowodzącego, jednak nikt nie miał wątpliwości, że zjawi się on na czas.
– Witam, kapitanie Kuchiki – usłyszeli za plecami i Corrie aż podskoczyła. –
Witaj, Renji. Corrie… – Izuru uraczył ją dłuższym spojrzeniem, niż pozostałą dwójkę
i uśmiechnął się ciepło.
Momo zaś ukłoniła się w kierunku Byakuyi, a do Renjiego i Corrie skinęła głową.
– Dzień dobry – przywitała się grzecznie Shiroyama, nie mając odwagi na
spoufalanie się z Kirą przy swoim kapitanie, choć większość osób z jej
otoczenia wiedziała już o ich związku.
W końcu przybył i głównodowodzący. Wszyscy czekali w napięciu na rozpoczęcie
wydarzenia. Tym kierowała Yoruichi ucząca kadetów podstaw Hakudy. Powitała
wszystkich gości z Gotei 13, kadrę nauczycielską Shino i resztę przybyłych.
Wszystkiemu przyglądała się Setsuko, siedząca na samym brzegu loży. Chciała
mieć łatwy dostęp do swoich uczniów, by w razie czego dodać im otuchy. Znali
już kolejność pojedynków. Dotychczas poradzili sobie świetnie. Ci, którzy byli
gdzieś na końcu listy, siedzieli na widowni, wcześniejsi przygotowywali się do
pojedynków.
Pierwszy z pojedynków toczył się pomiędzy Ichimaru Mitsuko i Koenji Osamu z
grupy drugiej z ich rocznika. Setsuko doskonale pamiętała tego delikwenta, bo
to on wszczynał bójkę z jej ukochaną córką. Dała mu wtedy porządną nauczkę i
już później nie słyszała, by sprawiał jakieś problemy. Poza tym bardzo dobrze
się uczył, więc była naprawdę ciekawa, jak rozwinie się ta walka.
Młodzi shinigami stali naprzeciw siebie na środku wyznaczonego do walki
terenu, otoczeni przez ogromną, wiwatującą widownię. W końcu poza okazją na zaprezentowanie zdolności, było to też wydarzenie dla mieszkańców Seireitei. Coś w rodzaju corocznego festiwalu z pokazami walk.
– Gotowi? – Na to pytanie oboje skinęli głowami. – W takim razie, zaczynamy! –
oznajmiła i zniknęła, schodząc na bok.
Cały czas jednak bacznie obserwowała pojedynek. To jej zadaniem było
interweniować, gdyby sprawy zaszły za daleko. Walczący nie mieli się przecież
pozabijać.
Dziewczyna ani drgnęła. Wpatrywała się zimnym, nieobecnym wzrokiem w swojego
przeciwnika, który na razie tylko czekał na jej ruch. Gdy znudziło mu się
czekanie, zaatakował. Katany poszły w ruch, choć Mitsuko broniła się bez
większego entuzjazmu.
To sprawiało, że Setsuko przeszły dreszcze. Bliźniaki zawsze były dziwne, choć
podczas zajęć zdawały się bardziej ożywione, niż tego dnia. Być może to sprawka
stresu, a może sposób na wyprowadzenie przeciwnika z równowagi. Tego kobieta
nie wiedziała, więc tym bardziej ciekawił ją rozwój wydarzeń.
Jak bardzo te dzieci różniły się od swojej matki. Podczas gdy Rangiku była
energiczna i pełna ekspresji, bliźniaki zdawały się skrywać wszystko w sobie.
Nie mówiły dużo, a dla porównania Rangiku była straszną gadułą. Nie
przypominały nawet aż tak swojego ojca. Setsuko dobrze go znała, w końcu przez
wiele lat był jej kapitanem.
Tymczasem Mitsuko zdawała się oszczędzać energię i zarazem próbować wymęczyć
Osamu. Nie była to może zbyt widowiskowa walka, ale miało się wrażenie, że obie
strony mają coś w zanadrzu.
Koenji wzmógł starania, atakując coraz szybciej i celniej, spychając Mitsuki do
defensywy. Wtedy uwolnił formę miecza, aktywując shikai. Jego katana zrobiła
się ogromna, przybierając formę halabardy. Setsuko nie mogła oprzeć się
wrażeniu, że Ikkaku pewnie oglądał teraz, wytężając wzrok, by zobaczyć, co
będzie z tego młodego shinigami.
A bez wątpliwości był on świetnym szermierzem. Setsuko szkoliła go w tej
dziedzinie od samego początku jego nauki w Shino. Nawet moment zmiany miecza
wykorzystał, by wyprowadzić atak, gdy niespodziewanie jego zasięg się
zwiększył.
Powinien był trafić Mitsuko. Nikt nie miał, co do tego wątpliwości. Przez
widownie przeszła fala szeptów. Jednak dziewczyna nie wyglądała na zranioną. Z
tej odległości ciężko było stwierdzić, co się stało. Chyba tylko Yoruichi była
wystarczająco blisko, by zobaczyć, że broń Osamu przeszła przez nią, jakby była
duchem.
Styl walki Osamu na pewno robił wrażenie na dowództwie Siódemki i Jedenastki.
Byli to ludzie, którzy preferowali czystą siłę i jasne zasady. Mitsuko była
tego zaprzeczeniem. Uśmiechnęła się do zdezorientowanego chłopaka i dla Setsuko
stało się jasne, że zwyczajnie się nim bawiła.
Ciężko było cokolwiek wyczytać z jej twarzy, ale tym razem, celowo pozwoliła
się rozgryźć. Tryumfalny uśmiech nie zszedł z jej twarzy aż do końca. Zwodziła
Osamu pozwalając mu się trafić, a jednak jakby nie do końca. Przetarł oczy raz
i drugi. Przestał cokolwiek widzieć.
– Co zrobiłaś? – zapytał, choć zachował zimną krew.
Nikt nie wiedział, dlaczego chłopak po prostu stał w bezruchu. Mitsuko zdołała
w jakiś sposób odebrać mu zmysł widzenia, ale on jak na szermierza przystało,
nie polegał jedynie na wzroku. Nasłuchiwał. Czuł drżenie powietrza i zdołał
zablokować cios i wyprowadzić swój. Jednak tym razem nikt nie miał wątpliwości,
że dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu, niczym duch.
Zaciekawiona Setsuko popatrzyła na siedzącego nieopodal Makoto. Bacznie
obserwował całą walkę, zupełnie jakby sam brał w niej udział. I blondynka chyba
nigdy nie widziała go tak skupionego. Zdziwiła się, gdy wstał i ruszył do
wyjścia, bo była pewna, że będzie chciał zobaczyć pojedynek do końca.
Mimowolnie podążyła za nim. Dogoniła go dopiero na dachu budynku. Stamtąd też
mieli dobry widok na walkę, natomiast ciężko było dostrzec ich.
– Makoto? – zawołała go. – Makoto, dobrze się czujesz?
– Tak – odpowiedział, nie otwierając oczu.
– Co robisz?
– Ciii – wyszeptał. – Patrz, ciociu.
– Makoto – powtórzyła Setsuko, marszcząc brwi. Wszystko wydawało jej się trochę
podejrzane, ale chłopak nie zrobił nic złego.
Tymczasem Mitsuko pojawiła się znikąd w innym miejscu niż zniknęła. Osamu
odzyskał już wzrok i teraz patrzył groźnie na przeciwniczkę. Już chwilę później
patrzył i na nią i na kolejne figury, które się pojawiały, a były to jej kopie.
A przynajmniej tak mu się wydawało, że kopie.
Setsuko także nie potrafiła stwierdzić, która Mitsuko jest prawdziwa, choć bez wątpienia
tych fałszywych nie dało się zranić. Musiały to być zatem iluzje. W ten sposób
Mitsuko mogła bawić się bardzo długo, ale uznała, że zaprezentowała już
wystarczająco dużo. Miała jeszcze kilka asów w rękawie, ale wolała je zachować
dla siebie. Gdy przystawiła katanę do gardła przeciwnika, ogłoszono jej
wygraną.
– Niesamowite – powiedziała z uznaniem Setsuko. – Wiesz, jak to zrobiła?
– Oczywiście.
– Powiesz mi?
– No nie wiem. To tajemnica. Nawet rodzice o tym nie wiedzą.
– Przecież nikomu nie powiem – stwierdziła spokojnie Setsuko. – Ale zrozumiem,
jeśli nie będziesz chciał zdradzić mi tego sekretu.
– Mitsuko mówi, że się zgadza – powiedział Makoto, a blondynka otworzyła
szerzej oczy ze zdziwienia.
– Skąd wiesz?
– Jest w naszym duchowym świecie. Mogę słyszeć jej głos.
– Co masz na myśli?
– Ja i Mitsuko mamy wspólny duchowy świat – wyszeptał konspiracyjnie chłopak. –
Chociaż mamy oddzielne zampakuto. Moje włada światłem, a jej ciemnością,
duchowy świat mamy wspólny. Przez to możemy mieszać nasze zdolności, żeby
tworzyć iluzje, jak ta przed chwilą – wyjaśnił. – Jednak na tym etapie jest to
trudne, więc musiałem się skupić w ciszy.
– Niesamowite.
– Ale proszę, nikomu o tym nie mówić.
– Dobrze, obiecuję – przytaknęła Setsuko, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co
przed chwilą usłyszała.
Wysłałaś mi rozdział akurat jak byłam w trakcie drogi do domu. Cholernie źle się czyta, jak trzeba uważać na tramwaj, przystanki i śliski chodnik. A jednak nie mogłam się doczekać, aż przeczytam całość.
OdpowiedzUsuńFajnie, że jesteśmy już coraz bliżej Gotei i pojawiają się pozostali bohaterowie z obsady. I nie mówię tu o samej Corrie, chociaż mordka mi się cieszy na jej widok za każdym razem. Fajnie oddałaś to, w jaki sposób funkcjonuje dowództwo Szóstki. Że Byakuya im ufa, że powierza i dopuszcza do wielu rzeczy też swoją Trzecią Oficer, ale też nie do końca mówi jasno, czego od nich oczekuje. Bo tu można się zastanawiać, po co zabrał ze sobą Corrie, choć moją pierwszą myślą nie było, że żeby się pochwalić, ale żeby mogła zobaczyć nowe pokolenie, z którego kilka osób pewnie trafi pod jej dowództwo za niedługi czas. To w Byakuyi lubię, choć Corrie nie znosi, kiedy tak mówi nie wprost.
Fajnie Ci ta scena walki wyszła. Jest napięcie, a nawet dynamizm. Do tego ciekawie odkrywa się, co dzieciaki mają do zaprezentowania, choć tak sobie myślę, że mieszanie zdolności Mitsuko z tymi brata jest odrobinę nie fair. Ale w prawdziwej walce wszystkie chwyty dozwolone, więc nie czepiam się bardzo.
A, i przez chwilę miałam takiego zonka, bo kto, do cholery, jest porucznikiem Urahary? Nemu? Jakoś tego nie widzę.
Pozdrawiam