Na szczęście Kazumi odpowiednio szybko zrobiła unik, otrząsając się z
zaskoczenia.
– Kazumi! – krzyknęła Ayane. – Uważaj, te hollowy są jakieś dziwne.
– Co jest z nimi nie tak?!
– Nie wiem, wezwałam już na pomoc porucznik Matsumoto oraz Kuchiki Setsuko.
– Po co? – warknęła Kazumi, krzywiąc się. Użyła demonicznego zaklęcia, które i
tym razem wystrzeliła prosto w maskę pustego. Powstało pęknięcie, choć zbyt
słabe, by pokonać bestię. – Mam cię.
To wystarczało, by Kazumi wpadła na pomysł. Wycelowała ostrzem prosto w
nowopowstałe pęknięcie i włożyła w to całą swoją siłę. Udało jej się wbić
miecz, który trzymała jedną ręką. Drugą wykonała kolejne Kudo, wykorzystując
je, by odepchnąć się od ziemi i zwiększyć nacisk ostrza na maskę pustego.
Nastąpił wybuch, ale maska pustego pękła. Wraz z zabiciem tego pustego minęło
też to dziwne uczucie niepokoju.
– Niesamowite – powiedziała shinigami z oddziału Dziesiątego. – Jak na to wpadłaś?
Kazumi wyszczerzyła zęby w tryumfalnym uśmiechu, który posłała w stronę Yakumo.
Na jej szczęście zjawił się w samą porę, by zobaczyć jej walkę. Odkąd zniknęło
to dziwne uczucie strachu, walka z pustymi poszła już sprawnie. Przed młodymi
shinigami zostało jednak wciąż trudne zadanie pokonania menosa.
Tym razem także Kazumi nie czekała na pozwolenie swoich przełożonych.
Wiedziała, że odpowiedni poziom demonicznej magii i katana załatwią sprawę.
Jednak Yakumo nie chciał pozostać w tyle i próbował ją wyprzedzić.
Przepychali się przez dłuższą chwilę. Na polu walki była to nadzwyczajna
głupota, którą mogli okupić życiem. Menos wystrzelił w ich stronę i tylko
czyste szczęście sprawiło, że uniknęli ataku. W tym czasie Setsuko i Rangiku
zdążyły już dotrzeć, jednak Matsumoto chciała chwilę zaczekać i zobaczyć, co
młodzi zrobią dalej. Oczywiście gotowa była w każdej chwili wkroczyć do akcji.
Kazumi wystrzeliła Sokatsui. W tym czasie Yakumo uwolnił shikai:
– …nij! Shikai, Kaze no ha!
W menosa uderzyło jednocześnie demoniczne zaklęcie i ostrza z wiatru, powalając
go na ziemię.
– Udało się! – zatryumfowała Kazumi.
– To mi się udało – poprawił ją Yakumo, patrząc na nią z nutą pogardy, na jaką
w jego mniemaniu sobie zasłużyła. – Gdyby nie moje shikai, nie pokonałabyś
menosa.
– No chyba sobie kpisz – warknęła dziewczyna. – Moje Sokatsui wystarcza w
zupełności. Twoje ostrza trafiły go dopiero po chwili. Nie ma w tej walce
żadnej twojej zasługi.
Zbyt skupieni na kolejnej kłótni nie zauważyli, że menos powoli się podnosił.
Kombinacja ich ataków, choć silna, była bardzo niecelna, bo żadne z nich nie
skupiało się na zadaniu, a jedynie na udowodnieniu temu drugiemu, kto jest
silniejszy.
– Warcz, Haineko! – krzyknęła Matsumoto, uwalniając formę miecza i w ostatniej
chwili zmiotła menosa, nim ten uderzył w dwójkę kłócących się kadetów. –
Wystarczy tego! – zagrzmiała.
Kazumi spojrzała przerażona na Rangiku, która raczej nigdy nie krzyczała.
Następnie rzuciła przelotne spojrzenie Setsuko, której wyraz twarzy wyrażał
głęboką dezaprobatę dla jej zachowania. Zawiodła.
– Takie zachowanie mogło kosztować was życie – powiedziała z powagą blondynka,
powoli zbliżając się do dwójki swoich uczniów. – Gdyby nie vice kapitan
Rangiku, bylibyście już martwi, a być może także wasi przyjaciele.
– Przepraszamy bardzo – powiedziała Kazumi, kłaniając się, a Yakumo poszedł w
jej ślady.
– Tym razem się tak łatwo nie wywiniecie – rzekła Setsuko, marszcząc brwi i
chociaż Matsumoto próbowała ją przekonać, by łagodnie potraktowała kadetów,
pozostała nieugięta. – Wykazaliście się wyjątkową głupotą i niesubordynacją.
Według was tak zachowuje się shinigami? Jestem bardzo rozczarowana waszym
zachowaniem. Zwłaszcza twoim Kazumi i na pewno uwzględnię to w ocenach.
– No już, nie bądź dla niej taka surowa – szepnęła Rangiku.
– Dlaczego tylko do mnie masz pretensje? – oburzyła się Kazumi.
– Uważaj – ostrzegła ją Setsuko, i pokiwała palcem wskazującym, skutecznie ją
uciszając. – Dobrze wiesz, jak poważna jest walka w terenie. Jesteś
odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale też za swoich towarzyszy. Wymawianie
się czyimś zachowaniem jest żałosne. Powinnaś dawać swoim kolegom dobry
przykład, jeśli chcesz kiedyś godnie reprezentować Gotei 13.
– Yakumo był tak samo nieuważny jak ja! – protestowała Kazumi, dłonie
zaciskając w pięści.
– Tak, ale ty w dodatku zupełnie zignorowałaś polecenia przełożonych i
odłączyłaś się od grupy, prowokując takie zachowanie także u niego –
przypomniała Setsuko, gromiąc córkę wzrokiem. – Musisz nauczyć się
posłuszeństwa, Kazumi, inaczej nie masz szans dostać się do Dziesiątki. –
Zabolało. Tym bardziej, że Setsuko miała rację i Kazumi doskonale o tym
wiedziała. – Po powrocie przedyskutujemy waszą karę.
– Jeśli mogę coś zaproponować – odezwała się nagle Rangiku i wyglądała, jakby
wpadła na genialny pomysł. – Jeśli pozwolisz, Setsuko, ja wybiorę dla nich
karę.
– Dobrze – zgodziła się blondynka.
Zanim się obejrzała, dwójka kadetów stała spięta ze sobą kajdankami.
– I gotowe. Nie zdejmę wam tego, dopóki nie nauczycie się współpracować –
zadeklarowała Rangiku.
– Nawet nie chcę wiedzieć, dlaczego masz to przy sobie – mruknęła pod nosem
Setsuko. – Ale może to da im odpowiednią nauczkę.
Całemu zajściu przyglądała się reszta kadetów. Ukyo był niemal siny z
przerażenia, gdy zobaczył, jaką karę wybrała jego przyjacielowi Matsumoto.
Zresztą Shun i Ayane też spojrzeli po sobie z nietęgimi minami.
– Czarno to widzę – jęknęła Itsuko i spojrzała na Shiraia, który zaśmiał się
tylko.
Setsuko była wściekła. Szła na samym przedzie, przewodząc swoim uczniom. Ci
szli z nieco posępnymi minami. Nie mieli odwagi zbytnio się wychylać, by nie
prowokować swojej nauczycielki do kolejnych kar, choć zazwyczaj nie uciekała
się do takich metod i to nawet nie ona wymyśliła tą karę. Niewątpliwym było
jednak, że ten, kto ją wkurzy, będzie miał przechlapane.
Matsumoto poklepała po ramieniu Kazumi i puściła do niej oczko.
– Nie martwcie się, przekonam ją, żeby tym razem wam to odpuściła, ale żeby mi
się to nie powtórzyło. Mogliście zginąć.
– Przepraszam, ciociu – jęknęła Kazumi.
– No już, dobre dziecko – powiedziała kobieta i uśmiechnąwszy się, pogładziła
ją po włosach. – Ty też się rozchmurz, Yakumo.
– Chyba jeszcze nie widziałem, żeby nasza sensei była tak wściekła…
– To dlatego, że się o was martwi. Jesteście jej uczniami, odpowiada za was.
Zna was od dziecka, więc tym bardziej, a Kazumi na dodatek jest jej córką.
Oczywiście, że jest wściekła. Ja też bym była, gdyby bliźniaki wycięły mi taki
numer.
– Masz rację, ciociu…
– Ale jestem pewna, że jeśli ją przeprosicie i pokażecie, że wyciągnęliście z
tego wnioski, nie będzie się już gniewać.
– To możesz nas już rozkuć? – zapytała z nadzieją Kazumi.
– Nie ma mowy – roześmiała się Rangiku. – Nie wymigacie się od kary.
Tymczasem Ukyo i Shun z zadowoleniem rozprawiali na temat nowej gry na konsolę.
– Jak chcesz, to możesz wpaść, zrobimy sobie rozgrywkę – zaproponował Ukyo,
który zazwyczaj nie zapraszał do siebie nikogo poza Yakumo. – Będziemy tylko
musieli wpaść do Dwunastki, żeby mi rodzice dali klucze, bo zapomniałem.
– Jasne. Super! – uradował się Shun.
– Mogę też? – zapytała Itsuko. – Uwielbiam gry, a Shirai nigdy nie chce ze mną
grać.
– Dobra. Mam tylko dwa pady, ale możemy się wymieniać.
– Super.
Po tym, jak wysłuchali podsumowania zajęć, Setsuko puściła swoich uczniów
wolno. I tak skończyli szybciej i normalnie pewnie kazałaby im iść do dojo, ale
tym razem uznała, że wystarczy im wrażeń. Natomiast Kazumi i Yakumo
potrzebowali czasu, by przemyśleć swoje zachowanie.
Matsumoto przyszła do jej gabinetu, jakby przewidując rozterki przyjaciółki.
Nie siliła się na pukanie do drzwi i weszła do środka.
– Co to za mina? – zapytała, łapiąc się pod boki.
– Nic.
– Przecież widzę. Bujać to my, a nie nas.
Setsuko uśmiechnęła się lekko na tą uwagę. Jednak uśmiech szybko zniknął.
– Myślisz, że jestem dla Kazumi zbyt surowa?
– Wiedziałam – skwitowała Matsumoto, wywracając oczami i usiadła naprzeciwko
blondynki. – Jest twoją córką, więc się o nią martwisz. To chyba oczywiste. Nie
karzesz jej dla samej kary albo zasady, tylko po to, żeby ją nauczyć czegoś,
tak?
– No tak…
– Nie chodzi, żeby zrobić jej na złość, tylko żeby zapobiec podobnym sytuacjom.
Robisz to dla niej. Robisz to z miłości, bo jesteś jej matką – ciągnęła dalej
Rangiku. – Nie nazwałabym tego, że jesteś zbyt surowa. Kazumi rozumie, że
popełniła błąd i dlaczego byłaś zła. I tak samo jak ty, martwi się, że cię
zawiodła.
– Teraz czuję się jeszcze gorzej – jęknęła Setsu. – Ostatnimi czasy nie umiem
do niej dotrzeć. Mam wrażenie, że się mijamy ciągle.
– To taki wiek. Już zapomniałaś, jaka ty byłaś za młodu?
– Nie, ale… Kiedyś było inaczej.
– No i właśnie dlatego, że żyją w innych czasach, patrzą na niektóre sprawy w
inny sposób – przypomniała Matsumoto i pokiwała głową z dezaprobatą. – Ale
Kazumi to bystra dziewczyna i jestem pewna, że wie, jak bardzo ją kochasz. Ale
musi się usamodzielnić, popełniać błędy i uczyć się na nich. Nie ochronisz jej
przed wszystkim.
– I w tym problem.
– No już, uśmiechnij się – rozkazała Rangiku.
– Dzięki
***
– Musimy się tego jakoś pozbyć – stwierdził z powagą Yakumo.
– Jeśli odetniemy ci rękę, będzie problem z głowy – prychnęła Kazumi, ciągnąć
za łańcuch.
– Może ty mogłabyś wyciągnąć rękę. Masz drobniejszą. Najwyżej zwichniesz sobie
nadgarstek, ale to się szybko wyleczy.
Młoda Kuchiki postukała się palcem w czoło.
– No chyba sobie kpisz.
– Nie, mówię całkiem serio.
– Dlaczego tego zwyczajnie nie rozwalicie w cholerę? – zapytał Shirai, który
akurat słyszał ich rozmowę. – Demoniczne zaklęcie i po sprawie.
– A ręce nam odrosną – prychnęła Kazumi. – Może mógłbyś to zrobić swoim Kagune?
– Wątpię. Zresztą zwijam się już na chatę.
– Hej, Shirai! Zaczekaj! – krzyczała za nim Kazumi, ale na darmo.
– Możemy ukraść kluczyk – podsunął Yakumo.
– Oszalałeś? Ciocia Rangiku ma go w kieszeni, w życiu nam się nie uda.
– Co nam szkodzi spróbować.
– Musielibyśmy się włamać na teren Dziesiątki. Nie ma mowy.
– To może spróbujemy przekonać bliźniaki, żeby nam pomogli? – podsunął Yakumo. –
Dobra, nieważne.
– Na razie chcę iść do domu i napić się kawy.
– Nie idę do twojego pokoju – zaprotestował Yakumo. – Chcę wrócić i się
przebrać.
– Nie mam ochoty cię oglądać nago.
– Kto powiedział, że zamierzam się rozbierać do naga przy tobie. Nie wyobrażaj
sobie.
– Ja sobie nic nie wyobrażam! Po prostu nie mam ochoty cię oglądać!
Kazumi próbowała iść do pokoju, ale Yakumo stał sztywno, uniemożliwiając jej
to. Szarpali się dłuższą chwilę z kajdankami, ale nie było siły, żeby je
rozerwać, nie tracąc przy tym kończyny lub dwóch.
– Niech ten dzień się już skończy – jęknęła Kazumi, siadając na murku. Przez
Yakumo musiała mieć wyciągniętą przed siebie rękę. – No siadaj. Nie dość, że
muszę się z tobą użerać, to jeszcze mama jest na mnie zła.
– Ojej, mamusia się na ciebie gniewa?
– Zamknij się już, co?
– No tak, ty przynajmniej masz matkę – przypomniał chłopak. – W końcu ja nie
mam tego problemu.
– Aż tak cię to zabolało? – mruknęła Kazumi, patrząc na niego nieprzychylnie. –
Dałbyś już spokój, sam mnie sprowokowałeś.
– O niczym nie masz pojęcia. Jesteś rozpieszczoną dziewuchą.
– Rozpieszczoną? Przypominam, że to moja mama jest naszą nauczycielką
szermierki. Was traktuje pobłażliwie, ale mnie nigdy. Zawsze daje mi
najtrudniejsze zadania i nigdy nie jestem wystarczająco dobra. Nie masz
pojęcia, ile muszę włożyć wysiłku w to, żeby mieć tak dobre oceny. I jeszcze
zawsze jesteś ty, ze swoimi pięknymi ocenami zdobytymi bez wysiłku.
– Muszę mieć najlepsze oceny, żeby jakoś odwdzięczyć się ojcu – warknął Yakumo
zdenerwowany słowami koleżanki.
– Za co? – zdziwiła się Kazumi. – Już teraz nie zgrywaj takiej ofiary.
– Za co? – powtórzył Yakumo. – Za to, że mnie przygarnął.
– To chyba oczywiste, jesteś jego synem. Wujek Shu jaki by nie był…
– No właśnie nie.
– Co?
– Kyouraku Shunsui nie jest moim prawdziwym ojcem. Jestem sierotą. Moi rodzice
zginęli, gdy miałem kilka lat, a ojciec mnie przygarnął, bo czuł się za mnie
odpowiedzialny. Moi prawdziwi rodzice byli w jego oddziale, ale zginęli w
czasie wojny z Aizenem.
– Nie miałam pojęcia – jęknęła Kazumi, zakrywając usta dłońmi. – Przepraszam…
Gdybym wiedziała, nie powiedziałabym…
– Nieważne.
– Nie. Ważne. Nie musimy się lubić, ale naprawdę nie miałam pojęcia.
– Nikt o tym nie wie. Ojciec też nigdy nikomu się nie przyznał – oznajmił
Yakumo, wzrok wbijając w ziemię. – Po prostu przyprowadził mnie pewnego dnia do
domu. Wszyscy uznali, że jestem jakimś nieślubnym dzieckiem, krążyły różne
plotki. On nie chciał tylko, żeby ludzie krytykowali go, że zajął się sierotą.
Nie chciał, żebym musiał słuchać, że nie jestem jego prawdziwym synem i
powinienem… – urwał na moment i wziął głęboki oddech. – Chciał mnie po prostu
wychować jako swojego syna. Zawdzięczam mu wszystko, co mam.
–
Nie wiedziałam…
***
Od wojny z Aizenem minęły zaledwie dwa miesiące, więc wciąż czekało ich wiele
pracy. Tymczasem nigdzie nie było ani śladu Kyouraku. To prawda, że nigdy nie
był zbyt punktualny i raczej unikał papierkowej roboty, ale nawet on w tych
trudnych czasach potrafił zmobilizować się do pracy. Czyżby już mu się
znudziło?
Nanao siedziała przy swoim biurku, starając się wykonać tyle pracy, ile mogła,
ale wiele dokumentów wymagało zatwierdzenia przez kapitana. Ona mogła je co
najwyżej posegregować według pilności sprawy i podbić te mniej istotne.
Przytupując nerwowo nogą, siedziała układając kolejne kartki w teczki. Brwi
miała zmarszczone, że zaczynała ją boleć głowa. Nie mogła dłużej tak siedzieć.
Najwyraźniej będzie zmuszona marnować czas, szukając tego starego piernika.
Sprawdziła kilka miejsc, w których najczęściej można było go znaleźć. Zajrzała
nawet do oddziału trzynastego, ale i tak go nie znalazła. Czyżby zwyczajnie
zaspał? Być może powinna była w pierwszej kolejności zajrzeć do jego domu.
Ostatnio wyglądał na zmęczonego i chyba nie sypiał zbyt wiele. Często też
gdzieś wychodził, prawdopodobnie potrzebując samotności, by otrząsnąć się po
przykrych doświadczeniach.
Gdy zapukała do drzwi kwatery kapitańskiej, nikt jej nie odpowiedział. Pewna,
że jej przełożony jeszcze śpi, wtargnęła do środka z zamiarem postawienia go do
pionu. Była zła, że mężczyzna obija się w tak ważnych chwilach, gdy Seireitei
potrzebowało, by wszyscy shinigami ciężko pracowali nad jego odbudową.
Miała wrażenie, że w domu jakoś brzydko pachnie. Kyouraku może nie sprawiał
wrażenia zbyt pracowitego, ale nigdy nie było aż tak źle. Zwłaszcza, że zaraz w
korytarzu natknęła się na czarny worek ze śmieciami. Skrzywiła się, ale mimo to
ruszyła do kuchni. Zastała tam zgrzewkę mleka i trzy reklamówki wciąż nierozpakowanych
zakupów.
– Ludzie… – jęknęła i wtedy do jej uszu dobiegł dziwny dźwięk. Przez moment
zawahała się, czy iść dalej. Przyszło jej do głowy, że Shunsui nie jest w
sypialni sam, a z jakąś kobietą. Mimo to musiała sprowadzić go do oddziału i
wziąwszy głęboki oddech, wkroczyła do jego pokoju. – Wielkie nieba! –
wykrzyknęła.
Po podłodze walały się rozmaite rzeczy, jakieś szmaty, a pachniało tam
wymiocinami. Pomyślała, że jej kapitan za bardzo zabalował, dopóki nie
zobaczyła na podłodze nowej paczki pampersów. Czyżby zaczął z lenistwa robić
pod siebie, czy wiek dawał mu się we znaki?
– Nanao? – usłyszała cichy jęk.
Spojrzała zaskoczona na mężczyznę siedzącego na łóżku z dzieckiem na rękach. Na
oko rocznym dzieckiem. Był zmęczony, zresztą dziecko chyba też.
– Kapitanie, co tu się dzieje? – zapytała z powagą.
– Yakumo, poznaj ciocię Nanao – powiedział Shunsui, uśmiechając się blado.
– Słucham? – przeraziła się kobieta. – Kapitanie, czy to pańskie dziecko?
Tak. To było chyba najbardziej logiczne wytłumaczenie. Od dawna wiedziała, że
jej przełożony jest kobieciarzem. W końcu się doigrał i został ojcem.
Najwyraźniej matka dziecka miała wystarczająco dużo odwagi, by zmusić go do
odpowiedzialności.
– Pomożesz mi? Próbowałem zmienić mu pieluchę, ale on i tak ciągle płacze.
– Pewnie jest głodny.
– Kupiłem mleko, ale nie chciał pić.
– Powinno być ciepłe – oznajmiła Ise. – Chyba nie próbował mu pan dać takiego z
lodówki.
Jednak po jego minie mogła odgadnąć odpowiedź.
– To ja podgrzeję mleko, a ty go trzymaj – powiedział Kyouraku, próbując
wcisnąć chłopca w jej ręce.
– Proszę zaczekać – zagrzmiała Nanao. – Niech pan siada z powrotem.
– Ale trzeba go nakarmić.
– I zaraz się tym zajmiemy, ale nie dopóki nie dowiem się, co tu się wyrabia.
Była bardziej niż zła. Była wściekła. A jaj cierpliwość sięgała granic.
– Wszystko wyjaśnię – skapitulował Shunsui – tylko proszę, zróbmy coś. Nie
spałem, nie jadłem. Jestem głodny. On też. Ogarnijmy to jakoś i wszystko
wyjaśnię ci przy kawie.
Nanao zmierzyła go wzrokiem, ale widząc błagalne spojrzenie i prawdziwą
desperację, skinęła głową. Podeszła do okna i odsłoniwszy zasłonę, otworzyła
je.
– Trzeba tu przewietrzyć – stwierdziła i dodała: – Kapitanie, idź z dzieckiem
do salonu, nie możemy pozwolić, żeby chłopiec się przeziębił. Sprzątaniem
zajmiemy się później.
– Dobrze.
– Zmienił mu pan pieluchę?
– Tak.
– Czysto? – upewniła się Ise i skrzywiła się, widząc wyraźnie źle założonego
pampersa. – I tak trzeba będzie go zmienić, żeby wiedział pan jak to zrobić.
– Wiedziałem, że można na ciebie liczyć, Nanao.
Pospiesznie podgrzała mleko i przelała do butelki. Przynajmniej to mężczyzna
kupił odpowiednie, więc dziecko będzie mogło pić. Sprawdziła jeszcze, czy nie
jest za ciepłe. Chwyciła kubek z przygotowaną w tym czasie kawą i poszła do
salonu.
Postawiła na stole kubek i butelkę. Wzięła dziecko na ręce i rozsiadłszy się w
fotelu, przystawiła butelkę do buzi dziecka.
– Słucham – oznajmiła chłodno, nie spuszczając wzroku ze swojego kapitana.
Ten upił łyk kawy i westchnął.
– Obiecaj tylko, że zachowasz to dla siebie.
– Zobaczymy – sarknęła kobieta, wyraźnie zniecierpliwiona.
– Pamiętasz Hijitorę? – zapytał smutno Kyouraku.
– Oczywiście. Pamiętam imiona wszystkich członków naszego oddziału – odparła
szorstko Ise. – Ale co to ma…
– W takim razie wiesz, że Hijitora zginął podczas starcia w Karakurze – zaczął
spokojnie Kyouraku, zerkając z niepokojem na dziecko, jakby bał się przy nim
mówić. – Jego żona również zginęła, była w piątym oddziale, a Toru konał na
moich rękach. Nie zdążyłem go uratować – mówił dalej Kyouraku. Jego twarz
pociemniała i nagle zdawał się być dużo, dużo starszy niż był w rzeczywistości.
– Ostatkiem sił błagał mnie, bym zajął się ich niespełna rocznym synkiem.
Szukałem go po nocach, ale nie było go w ich domu. Bałem się, że coś mu się
stanie. Jak się okazało, dzieckiem w tym czasie zajęła się ich sąsiadka.
Ucieszyła się na mój widok, bo ledwo dawała radę wykarmić swoje pociechy. Nie
dałaby rady na dłuższą metę opiekować się też Yakumo. A ja przyrzekłem Toru, że
go przygarnę.
Nanao milczała dłuższą chwilę. Musiała przetrawić to, co usłyszała. Wojna z
Aizenem odcisnęła w ich życiach spore piętno.
– I chcesz go wychować?
– Tak. Jako swojego syna – przytaknął Shunsui. A determinacja, jaka malowała
się na jego twarzy, była wręcz rozbrajająca. Nie potrafiła go od tego odwieść.
– Chcę go wychować i dać mu szczęśliwe życie i kochającą rodzinę, na tyle, na
ile tylko jestem w stanie. Ale potrzebuję twojej pomocy.
– A oficjalna wersja?
– Nie ma oficjalnej wersji. Nich ludzie myślą, co chcą.
– Będzie dużo plotek.
– To nic. Jestem to winny Toru. Obiecałem.
Trochę rozumiem Kazumi. Jest córką swojej szalonej matki i perfekcyjnego ojca, więc nie dziwię się, że wymaga od siebie więcej. Mam wrażenie, że nawet więcej niż wszyscy dookoła, bo się zwyczajnie boi, że jeśli popełni błąd, nie spełni oczekiwań, które pewnie zawyża - w sumie to się nie dziwię przy Bakusiu - to rodzice przestaną ją kochać. Choć to zwyczajnie głupie. W sumie to Corrie też miała podobny epizod, więc nie jestem zdziwiona. Do tego jeszcze duma, której z pewnością ma spore pokłady.
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie z historią Yakumo. Nie spodziewałam się takiego plot twista i czuję się nieco zmieszana. Z jednej strony Kyoraku, który w takich chwilach potrafi być naprawdę doskonałym kapitanem, a teraz i opiekunem. W innych warunkach pewnie ten flasback by mnie rozbawił, ale poczułam tylko smutek i podziw dla kapitana ósemki. Nic dziwnego, że Nanao jest mu tak wierna, a Yakumo robi wszystko, żeby mu się odwdzięczyć, choć pewnie nie musi. Nie sądzę, żeby Kyoraku tego oczekiwał.
Zderzenie tej dwójki w takim razie było nieuniknione, choć może teraz, jak już z siebie wyrzucili swoje żale i tajemnice, może zaczną się nieco rozumieć. To nie musi być zalążek wielkiej przyjaźni czy też miłości, nawet jeżeli pozostanie to na poziomie chłodnej tolerancji i uprzejmości, to na pewno zacznie się u nich profesjonalizm, którego tym razem im zabrakło. Jeszcze długa droga przed nimi, ale wierzę, że uda im się to zrozumieć, nim popełnią błąd kosztujący czyjeś życie. Tego nie polecam.
Pozdrawiam
Skoro widać strach Kazumi to dobrze, bo masz jak najbardziej rację.
UsuńNo, backstory Yakumo to było takie nagłe olśnienie przy pisaniu rozdziału, jak mam być szczera. Trochę urozmaiciło relacje, ale też ładnie rozwiązało sprawę między nim a Kazumi. :)